sobota, 26 kwietnia 2014

Czternaście.

Pamela:
Miło było. Michał okazał się bardzo dobrym obserwatorem, gdyż zaprowadził mnie do małej restauracji koło hotelu. Zabawnie było patrzeć jak wybiera coś z menu. Po chwili śmiechu spytałam:
 - Może pomóc?
 - Gdybyś mogła? - popatrzył z nadzieją.
 - Co mniej więcej byś zjadł? - spytałam.
 - Zdaję się na twoją znajomość Francji - powiedział.
Uśmiechnęłam się.
 - Serveur!(Kelner!). Nous aimerions commander... (Chcielibyśmy zamówić...) - pomyślałam chwilę. - Vin rouge (Wino czerwone). Demi-sec (Półwytrawne). Je Sole Meuniere.
 - Le tout? (To wszystko?) - spytał kelner.
 - Si - uśmiechnęłam się. Merci.
 - Co zamówiłaś? - spytał Kubiak.
 - Wino i rybę - uśmiechnęłam się.
 - Mmm, brzmi smacznie - powiedział Kubiak.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Chwilę porozmawialiśmy o dzisiejszym meczu. Znaczy się Michał opowiadał ja słuchałam. Po chwili podszedł kelner.
 - Merci - podziękowałam.
 - Smacznego - powiedział Michał.
 - I nawzajem.
Po skonsumowaniu posiłku i zapłacie (Nie. Ja zapraszam, ja płacę - Michał) wyszliśmy na spacer. Było jeszcze jasno. Wiał lekki wiatr, a słońce powoli zachodziło. Nie no, nawet pogoda się zrobiła full romantico. Już się boję.
 - To, ten... - zaczął Michał.
 - Jeśli masz się wysilać, to lepiej pomilcz - powiedziałam.
 - Ty nigdy nie ułatwiasz? - spytał.
 - Nigdy - odparłam. - Tak jest dla mnie łatwiej. Dzięki temu wiem, dla kogo jestem ważna.
 - Na kogo możesz liczyć? - dopytał.
 - Raczej... kto przetrzyma wszystkie trudności i zostanie - odpowiedziałam.
 - Czyli ktoś, kto nie patrzy na zewnątrz, tylko od wewnątrz? - doprecyzował.
 - Mniej więcej - uśmiechnęłam się.
Resztę spaceru nie odzywaliśmy się. Cisza była znośna. Nie krępująca. W sumie... miło było. Gdy Michał odprowadził mnie pod pokój poczułam delikatne skrępowanie.
 - Dziękuję za miły wieczór - powiedziałam.
 - To ja dziękuję - uśmiechnął się.
 - Musimy to powtórzyć - powiedziałam.
 - Jasne.
Po tym zrobił coś czego się nie spodziewałam. Delikatnie mnie pocałował. Ja przeżyłam delikatny szok, ale to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że w moim pokoju byli wszyscy i chyba na nas czekali. Gdy się odwróciłam zobaczyłam tylko Pawła, który zakrywa ręką oczy Matiego i resztę zgrai z szeroko rozdziawionymi buźkami. No, z wyjątkiem Leny, która pokładała się ze śmiechu i Zbyśka, którego nie było.
No cóż. Trzeba się szykować, na szereg uszczypliwości, żartów, etc., etc.

Lena:


-Dlaczego maltretujesz ludzi przychodząc do ich pokoi, kiedy chcą spać, bo są zmęczeni po kilkugodzinnym błaganiu Nowakowskiego o zaprzestanie robienia z siebie bałwana? – wypowiedziałam w poduszkę, więc pewnie niewiele zrozumiał, za to nieśmiało przysiadł na koniuszku mojego łóżka. Mimowolnie spojrzałam na niego. – I dlaczego maltretujesz ich przychodząc bez koszulki? – jęknęłam, chociaż w moim głosie można było wyczuć nutkę zadowolenia
-Jest aż tak źle? – spytał zakrywając tors, jakby chciał uchronić mnie przed jego widokiem w i tak ciemnym pomieszczeniu
-Nie, wręcz przeciwnie – uśmiechnęłam się lekko
Moje oczy zaczęły powoli przyzwyczajać się do ciemności, przez co jestem prawie pewna, że zobaczyłam zadziorny grymas na jego twarzy. Przeczesał palcami włosy, lecz nic nie powiedział.
-Nie żebym ci coś podpowiadała, ale teraz powinieneś zacząć się grubo tłumaczyć, czemu zakłócasz mój sen – podniosłam się i usiadłam w niewielkiej odległości od gościa
-Sam tego nie wiem – zakłopotany bawił się palcami dłoni nieustannie się w nie wpatrując –Coś, jakaś siła kazała mi tu przyjść. Jest wiele rzeczy, o których chciałbym z tobą porozmawiać, powiedzieć ci, ale mam świadomość, że nie mogę. – westchnął, po czym kontynuował: Mimo to musiałem tu przyjść i nawet teraz siedząc obok ciebie, robiąc z siebie durnia wiem, że zrobiłem dobrze – nieoczekiwanie przeniósł swój wzrok na ścianę
Jego słowa robiły na mnie ogromne wrażenie, słuchałam go uważnie. Być może trochę obawiałam się tego, co zaraz nastąpi, ale żadna siła nie mogła odciągnąć mojego wzroku od jego osoby, żadna. Parę razy przyłapałam się na tym, że, gdy myślałam o nim przez głowę przeleciało mi: „idealny”. Gryzłam się wtedy w język i próbowałam skupić na nowo, na rozmowie, a raczej monologu jednej postaci. Jednak cieszyłam się z tego obrotu spraw. Wcale nie, dlatego że mogłam bezkarnie bujać w obłokach i zachwycać się moim towarzyszem, ale dlatego że widziałam, jakie to dla niego ważne. Potrzebował wygadać się komuś, powiedzieć o swoich planach, radościach, obawach, lękach. Czułam się dumna z siebie, bo wybrał właśnie mnie. Czasami tylko przytakiwałam albo wtrącałam swoje opinie. Słuchał ich uważnie, jakby każdy dźwięk, jaki wychodzi z moich ust, tak wiele dla niego znaczył, jakby chciał go dla siebie zachować, jakby jego uszy delektowały się każdym pojedynczym drgnięciem moich strun głosowych. Myślę, że wyglądałam podobnie, gdy on coś mówił.

Cwaniak wiedział, że trzeba przyjść bez koszulki.

-Powinienem być zazdrosny o Bartka? - spytał po chwili milczenia wyraźnie zmieniając ton głosu na żartobliwy
Uniosłam jedną brew ku górze, aby wyrazić zdezorientowanie i jednoczesną ciekawość.
-Kiedy wszedłem do pokoju od razu wypowiedziałaś jego nazwisko. Często do ciebie przychodzi? Urządzacie sobie nocne pogawędki? – wypowiedział chichocząc
-Kretyn! – krzyknęłam rozbawiona, po czym walnęłam go poduszką
-Nie tak ostro! Nikomu, przecież nie powiem! Słowo honoru! -byłam pewna, że jego twarz zrobiła się cała czerwona, mimo iż nie mogłam tego zobaczyć w mroku, jaki panował wokół nas.
-Dureń! Jesteś jedyną osobą, z którą rozmawiam nocą – lekko szturchnęłam go łokciem w żebra
-Czyli jednak można przekonać Cię do rozmowy, nawet po tak wyczerpującym dniu. Wiedziałem, co muszę zrobić. Tu tkwi cała tajemnica! – wypowiadając ostatnie słowa wskazał na wyrzeźbiony tors
-Chciałbyś – pokiwałam głową z politowaniem ciesząc się, że nie może zobaczyć moich zaczerwienionych policzków
-Widziałam, jak się na mnie patrzyłaś – uśmiechnął się szelmowsko wyraźnie zadowolony z całej sytuacji
Przez chwilę nic nie odpowiadałam. Drań, przejrzał mnie! A co najbardziej niepokojące zaczynałam go lubić.
- Nie żebym ci coś podpowiadał, ale teraz powinnaś użyć riposty, aby wybić mi z głowy moją pewność siebie.
-Może nie jestem, jednak taką wiedźmą? – przerwałam na moment i udawałam, że usilnie się nad tym zastanawiam – Żartowałam – uśmiechnęłam się
-Jest ciężko, ale da się ciebie lubić. Ba! Nawet wytrzymać z tobą się da, a ja, twój chłopak na niby, aktor ze spalonego teatru jestem tego najlepszym przykładem– pokiwał głową z uznaniem dla samego siebie
-Jesteś pewnym siebie człowiekiem, o specyficznym poczuciu humoru, ale z bliżej nie znanych mi przyczyn zaczynam cię lubić, drogi Dawidzie, mój chłopaku na niby i aktorze ze spalonego teatru - zaśmiałam się życzliwie,  po czym oparłam głowę o ścianę
*
Obudziłam się rano nie pamiętając kompletnie niczego z ostatniej nocy, a jednocześnie wiedząc, że wydarzyło się coś, co powinnam pamiętać. Niezły kac Lenka. Szkoda tylko, iż nic nie piłaś.
Nagle zauważyłam jakąś kartkę na stoliku nocnym. Chwyciłam ją i odczytałam ciąg słów zapisanych całkiem zgrabnym pismem:

„Dziękuję za rozmowę moja, wiedźmo, dziewczyno na niby, aktorko ze spalonego teatru.

Twój chłopak na niby, nie lepszy aktor, z nie lepszego, bo też spalonego teatru”
~*~
Pamela: Nie, nie, nie wyszło. Przepraszam, że takie mdłe, ale muszę pociągnąć akcję :D.
Lena: A ja oddaję rozdział i pozdrawiam mojego psa, którego nigdy nie miałam :D
PS: Wierzę, że Resovia obroni Mistrza, nawet teraz, nawet przy tak grającej Skrze. Do boju Resovio!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz