czwartek, 12 listopada 2015

Trzydzieści sześć

Pamela:
Dwa tygodnie później:
 - Nie pójdę na żaden mecz! - powiedziałam stanowczo. Może niezbyt spokojnie.
 - Ale Dima... - zaczął Michał, ale uciszyło go moje spojrzenie. - Ok, w takim razie mówię Piotrkowi, że cię nie będzie...
 - Pio... co? - zatkało mnie.
 - No, gramy z Resovią - odparł. - Klubem Piotrka.
I co ja mam teraz zrobić? Obiecałam Piotrkowi, że będę na pierwszym meczu w Jastrzębiu. Z Resovią, oczywiście.
 - Załatw mi jakąś koszulkę - powiedziałam przez zęby. - Bo mam tylko pasiaka, a nie chcę się narażać.
Co obiecałam Nowakowskiemu, muszę dotrzymać. Kogo, jak kogo, ale jego zawieść nie wypada. W końcu to Pit. Duże i kochane dziecko. Z tą myślą udałam się do siebie do pokoju. Mecz był w sobotę. Dziś był czwartek. Wykłady miałam od jedenastej do czternastej. Mecz o osiemnastej. Okej, można to ułożyć tak, żeby nic mi ze sobą nie kolidowało. Zaraz też usłyszałam ciche kroki.
 - Mam nadzieję, że może być moja koszulka – powiedział Michał.
 - Oby wyprana, to nie zrobi mi to różnicy – odparłam.
 - Nawet jej wcześniej nie zakładałem – obruszył się.
 - Dobra, wierzę ci – przewróciłam oczami i wymanewrowałam do kuchni.
Ostatnio w ogóle nie rozmawialiśmy. To trening, to moje zajęcia i jakoś tak wyszło. Naszą ostatnią rozmowę przerwał Dima z propozycją dla Michała. Cała drużyna szła na piwo i czy Michał też nie chce? Miałam dług u Dimy. Chyba.
 - Jak zamierzasz to zrobić? – spytał.
 - Co? – zdziwiłam się.
 - Nie masz nic w sobotę? – spytał.
 - Wykłady kończą mi się cztery godziny wcześniej – prychnęłam. – Myślę, że zdążę.
***
 - Przyszłaś! – wykrzyknął uradowany Dima.
 - Musiałam – uśmiechnęłam się. – Przydałoby się zobaczyć ciebie w akcji, a poza tym obiecałam Nowakowskiemu.
 - Muszę mu podziękować – roześmiał się.
Udałam się w stronę zawodników z Rzeszowa. Pit od samego początku energicznie mi machał. Uśmiechnęłam się i odmachałam mu z mniejszej odległości.
 - Cześć Nowakowski – powiedziałam.
 - Pamela! – ucieszył się. – Leny jeszcze nie ma, przepadła gdzieś z Dryją, ale chce wiedzieć gdzie masz miejsce.
 - A Fabian co na to? – uniosłam brew.
 - Co ja? – pojawił się zaraz starszy z Drzyzgów.
 - Nie, nic, nic – powiedziałam. – Miło was widzieć. A siedzę gdzieś po stronie Jastrzębskiego.
 - Aaa – powiedział Piotrek.
 - Chwila, chwila – zastanowił się Fabian. – Gdzie jest moja siostra?
 - Lena… - zaczęłam się jąkać.
 - Ostatnio widziałem ją z Dawidem Dryją – odparował Nowakowski.
Palnęłam się w czoło i zaczęłam kręcić głową. W Fabianie narastała wściekłość.
 - A co jeśli poszła przedstawić go waszemu ojcu? – próbowałam go uspokoić.
 - Aż taka szalona nie jest – pokręcił głową Fabian. – Za wcześnie. Poza tym tata go kojarzy…
 - Pewnie nic takiego się nie dzieje – powiedziałam.
 - Nie wiem – prychnął. – Nie umieli grać w „Raz dwa trzy, Fabian patrzy”, więc…
 - Spokojnie, to niczego nie dowodzi – kątem oka zauważyłam Lenę wchodzącą na halę. – Popatrz, tam idzie.
 - No – odetchnął Drzyzga i zaczął wołać. – Lena! Gdzieś ty się podziewała!?
 - Uff – tym razem ja odetchnęłam.
Z drugiej strony jednak widząc wkurzoną dziewczynę idącą w moją stronę, nie wiem czy nie zrobiłam tego pochopnie…
 - Piotrek wytłumacz mi to! – zarządziła.
 - Chwila, chwila – przyjrzałam się bliżej dziewczynie. – Aleksandra?
 - Pamela? – zdziwiła się.

Lena:

Huk odbijającej się od boiska piłki po tym, jak kolejny raz wpadła w siatkę rozległ się na hali. Moje zdenerwowanie i desperacja sięgały granic. Kompletnie zawaliłam dzisiejszy trening jednocześnie prawdopodobnie tracąc szansę na zaczęcie piątkowego meczu w pierwszej szóstce. Pokręciłam głową i odetchnęłam głęboko widząc zbliżającego się trenera.
-To nie jest twój dzień, co? – zagadnął
-Jak widać- odparłam siląc się na uśmiech
-Cóż, wydaje mi się, że to Anka zacznie jutrzejszy mecz- pokiwał głową notując coś zawzięcie
-Rozumiem trenerze- powiedziałam- Do zobaczenia- dodałam wychodzą z hali
Kiedy tylko zamknęłam drzwi wściekła walnęłam pięścią w ścianę. Łzy napłynęły mi do oczu. Mam już dosyć. Nie znajduję czasu praktycznie na nic więcej, niż trening, jedzenie i sen. Coraz rzadziej spotykam się z Dawidem, mijamy się i co z tego mam? Nagle usłyszałam czyjeś chrząknięcie za moimi plecami.
-Nienawidzę tego sportu- powiedziałam, kiedy zobaczyłam ową osobę – Poważnie, nienawidzę – dodałam kierując się w stronę „chrząkacza”
Miał rozczulającą minę pełną współczucia. Podszedł bliżej i chwilę później utonęłam w jego objęciach. Poczułam ciepły pocałunek na czole.
-Wiem, wiem. Ja też czasem tak mam- przytulił mnie jeszcze mocnej
Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu, jednak po około minucie odezwałam się:
-W porządku, koniec tych czułości, śmierdzę.
-Poważnie? Myślałem, że kupiłaś jakieś nowe, fiołkowe perfumy od Coco Chanel –uśmiechnął się
-Raczej Coco Szmatel – zaśmiałam się odchodząc w stronę szatni
***
Przeglądałam właśnie jakieś mało ważne informacje w Internecie, kiedy usłyszałam pukanie do mojego pokoju
-Cześć, mogę wejść?- usłyszałam głos mojego braciszka
-Jasne – uśmiechnęłam się
-Gramy w sobotę w Jastrzębiu, więc…- przeciągnął ostatnią sylabę- Może chciałabyś nam pokibicować? Wiesz, musisz się trochę rozerwać, ostatnio wyglądasz na zmęczoną- usiadł na moim łóżku
-Serio? Podobne leczyć podobnym?
-Tak jakby- pokiwał głową
-Pomyślę o tym- urwałam rozmowę
-A nie chciałabyś może iść dzisiaj na jakąś imprezę, czy coś?
-Ha! Widziałam! Dobra, pójdę do Dawida, czy coś- puściłam mu oczko
-No jak, do Dawida! Do koleżanki idź! Halo! Lenka, do taty zadzwonię!
Popatrzyłam na niego i wybuchliśmy śmiechem.
-To w sumie nie jest taki głupi pomysł- powiedziałam- Dawno z nim nie rozmawialiśmy. A co do twoich propozycji, to pójdę na imprezę- uśmiechnęłam się- A i zostaw mi swój samochód, niech Jastrzębie się szykuje – puściłam mu oczko
***
W sobotę rano wyruszyłam w drogę do Jastrzębia-Zdroju. Drużyna była tam już od wczoraj, ale ja miałam jeszcze mecz do wygrania, co udało się, ale dopiero po długiej walce w pięciu setach. Weszłam kilka razy na boisko i dałam całkiem niezłą zmianę. Póki co idzie nam dosyć ciężko, więc każde zwycięstwo cieszy. Słuchając naszej Lenowo-Fabianowo-Tomkowej składanki z piosenkami naszych ulubionych zespołów dojechałam pod halę. Zaraz też za sprawą biletu, który dostałam wcześniej od brata weszłam do budynku i zajęłam miejsce na trybunach. Chwilę później dostałam sms od Nowakowskiego, który prosił, bym zeszła na dół.
To nie może być nic dobrego.
Nic
-Leeenka! – zaraz też Człowiek Wieża zwany potocznie: „Piotrkiem” przytulił mnie z całych sił
-Czyżbyśmy nie widzieli się jakieś dwa dni temu? – uniosłam brew do góry
-To jak cała wieczność moja przyjaciółko- poklepał mnie po ramieniu, na co odpowiedziałam uśmiechem
-Też cię lubię, ale myślę, że powinieneś iść na rozgrzewkę- pokiwałam głową
Kiedy w ten jakże uprzejmy i uroczy sposób rozmawiałam sobie z Piotrkiem zauważyłam nadchodzącego Dryję. Mój towarzysz też go chyba zauważył, bo powiedział tylko: „Idę szybko gołąbeczki” i odszedł.
-Powodzenia- odezwałam się, kiedy był Dawid był już blisko
-Z tobą na hali na pewno wygramy- pocałował mnie lekko
-Jestem talizmanem?- uniosłam kącik ust ku górze
-Jesteś moim szczęściem w każdej postaci, nie ważne, co się stanie- przytulił mnie mocno

-Ty moim też- wyszeptałam

piątek, 17 lipca 2015

Trzydzieści pięć

Lena:
Usiadłam na dosyć wygodnej kanapie i uniosłam szklankę wody, by upić mały łyk.
-Musisz mi wszystko opowiedzieć- pełna entuzjazmu Pamela wyłoniła się z kuchni
-Jesteś pewna, że chcesz znać każdy szczegół? – spytałam unosząc brew
-Tak- usiadła obok mnie
-Cóż…- urwałam i westchnęłam cicho zaczynając swoją historię
Kilka godzin wcześniej:
Wszyscy towarzyszący mi w tej wyprawie osobnicy mieli co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu, dziwne poczucie humoru, które rozumiałam doskonale, a także wszyscy śpiewali właśnie „Szaloną rudą”.  Widok wielkich, rosłych mężczyzn upchanych w samochodzie, jak sardynki w puszce wyjących tak, że pan Zdzisław orzący właśnie swoje pole w pobliskiej wiosce musiał ich doskonale słyszeć był naprawdę komiczny. Po pewnym czasie sama zaczęłam śpiewać z nimi. Do tej pory nie wiem, co tak na mnie podziałało. Być może Fabian podał mi coś, kiedy spałam.
Tak, to na pewno jakieś środki odurzające.
Kiedy melodia kolejnej piosenki ucichła mój wielkoduszny braciszek wyłączył odtwarzacz, co niosło ze sobą w skutkach przeciągły jęk wszystkich pasażerów.
-Właśnie wymyśliłem cudowną zabawę- spojrzał na mnie w lusterku uśmiechając się szeroko i już wiedziałam, że nie jest dobrze – Nazywa się: „Raz, dwa, trzy Fabian patrzy”. Co jakiś czas pozwolę koledze Dawidowi przytulić moją kochaną siostrzyczkę, ale kiedy skończę mówić słowa zawarte w tytule musicie odsunąć się od siebie na metr – kontynuował, a szyderczy uśmiech nie schodził z jego twarzy
-Jesteśmy tak ściśnięci, że nie ma między nami przerwy nawet pięciu centymetrów – powiedziałam, ale Fabian zignorował moją uwagę
-Gotowi? Zaczynamy! – odparł tylko i znów włączył muzykę
Popatrzyłam na Dawida. Jego wzrok przeszywał mnie do szpiku kości powodując przyjemne mrowienie na całym ciele. Poczułam uderzającą falę gorąca i wiedziałam, że się rumienię. Wyczułam, że uważa cały pomysł za idiotyzm, ale nie przepuści żadnej okazji. Uniósł lekko kącik ust ku górze i pocałował mnie w policzek.
-Halo! Co się tam dzieje?!- Fabian wręcz podskakiwał na miejscu pasażera – Złamaliście zasady! Raz, dwa, trzy Fabian patrzy, raz, dwa, trzy Fabian patrzy- wykrzykiwał z prędkością osoby na diecie biegnącej po ciastko, ale Dawid cały czas trzymał rękę na moim ramieniu
-Nie potraficie się bawić! Lena masz szlaban!- odwrócił się naburmuszony
Wybuchliśmy śmiechem w tym samym momencie. Nawet zachowujący do tej pory wręcz pokerową twarz, kierujący samochodem Nowakowski uniósł kącik ust ku górze.  Swoją drogą Piotrek jest naprawdę dobrym kierowcą. To dziwne, że człowiek śpiewający jeszcze niedawno w dosyć nietypowych okolicznościach piosenki Miley Cyrus teraz potrafi być tak zdystansowany i skupiony.
Fabian jeszcze przez chwilę zdawał się być naburmuszony, ale wszystko zmieniło się, kiedy z głośników wybrzmiała nasza ulubiona melodia. Wyśpiewywaliśmy kolejne słowa krzycząc na cały samochód i machając rękoma. Zawsze tak reagowaliśmy na tę piosenkę, była nasza, rodzinna. Reszta patrzyła się na nas dosyć dziwnie, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Kątem oka widziałam rozbawiony wzrok wpatrującego się we mnie Dawida. Wyglądał, jakby pragnienie pocałowania mnie teraz graniczyło z potrzebą oddychania. Uśmiechnęłam się lekko czując, jak rumieniec spowija moje policzki.
***
Po kilku godzinach wreszcie dotarliśmy na miejsce. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie krążyli po mieście, niczym turyści z Ameryki szukając odpowiedniego domu. Nie mogłam doczekać się, aż zobaczę Pamelę. Stęskniłam się za nią, chciałam zobaczyć, jak sobie radzi w nowym miejscu. Nareszcie znaleźliśmy poszukiwany przez nas obiekt. Sąsiedzi z zaciekawieniem patrzyli, jak ze sportowego samochodu po kolei wyłaniają się dwumetrowi mężczyźni, pokrzykując przy tym na siebie, jak dzieci. Miałam ochotę zostawić ich tam, aby uratować resztki swojej reputacji, ale wiedziałam też, że jestem jedyną osobą, która mogłaby ich teraz uspokoić. Toteż czekałam cierpliwie, nim wszyscy wyjdą z pojazdu.
***
-Resztę historii już chyba znasz- uśmiechnęłam się serdecznie
-Doskonale – pokiwała głową z rozbawieniem – Cieszę się, że ty też przyjechałaś. Zwariowałabym z nimi! – powiedziała żywo gestykulując
-Coś o tym wiem- powiedziałam z pełnym zrozumieniem kładąc jej rękę na ramieniu
W tym samym momencie zauważyłam wchodzącego do pokoju Dawida. Stanął za mną, przytrzymując się oparcia kanapy, po czym pocałował mnie lekko w czubek głowy.
-Całkiem ładne to Jastrzębie- powiedział – Może poszlibyśmy na spacer? – uniosłam głowę do góry, aby na niego spojrzeć
-Nie wiem ,czy mogę zostawić…- nie zdążyłam dokończyć
-Oczywiście, że tak – odpowiedziała Pamela i uśmiechnęła się serdecznie
Pamela:
Po rewelacjach opowieści Leny, zamurowało mnie trochę. Całe szczęście siatkarze siedzący w kuchni niewiele słyszeli. Razem z żeńską częścią rodzeństwa Drzyzgów poszłyśmy do tegoż pomieszczenia.
 - Czyli Michał ma tu mieszkać? – spytałam.
 - Tak – potwierdził sam zainteresowany.
 - A ja muszę iść – odparł prosto Dima.
 - Do zobaczenia – uśmiechnęłam się do niego.
 - A my pomożemy Kruszynie! – ucieszył się Pit i w podskokach ruszył do samochodu.
Pokręciłam głową i udałam się za środkowym w obawie o jego zdrowie. I życie. Za mną podążyła reszta ferajny. I tak zaczęła się przeprowadzka Kubiaka na nowe włości.
 - Nie! Nie tu!
 - Ała, Pit uważaj!
 - Matko, złamałem palec! A nie… fałszywy alarm!
 - To na koniec!
 - Gdzie moje okulary!?
I tak w nieskończoność. Dokładniej do godziny dwudziestej drugiej minut cztery. Serio. O tej porze wszystko było na swoim miejscu, a my wszyscy padliśmy na kanapę.
 - Uważam ten dzień za udany – powiedział Dawid przytulając Lenę. (Taa, Fabian był w tym momencie w łazience).
 - Może być – stwierdził Piotr. – Gdzie żelki?
 - Nie mam żelków, ale mam zapas czekolady do picia, kto chce? – uśmiechnęłam się.
 - Ja! – dało się słyszeć nawet z gardzieli Fabiana, który właśnie przybył (co poskutkowało natychmiastowym oderwaniem się Dawida).
Zaraz też poszłam do kuchni, by przygotować istny napój bogów. Niemalże od razu poczułam czyjąś obecność.
 - Pamela… – usłyszałam swoje imię wypowiedziane głosem tak miękkim, jak jedwab.
 - Później Michał – przerwałam. – Na razie zanieś to Lenie i Piotrkowi.
Tak, może to była gra na czas. Ale wiedziałam, że długo to nie potrwa.
***
 - Nie uciekniesz od tej rozmowy – powiedział Michał, opierając się o drzwi kuchni, gdy zmywałam.
 - Nie – przyznałam. – Ale nie mam zamiaru poruszać tego tematu o godzinie drugiej w nocy, gdy w pokojach obok śpią inni.
 - Propos, gdzie będziesz spać? – spytał Michał. – Lena i Fabian u ciebie, Dawid i Piotrek u mnie, ja na kanapie…
 - W pracowni mam tapczan – odpowiedziałam. – Na stryszku.
 - Może się zamienimy? – spytał.
 - Bez obrazy, ale ty się tam nie zmieścisz – powiedziałam. – Ja sama się ledwo mieszczę.
 - Przeżyłbym jakoś – wzruszył ramionami.
 - Dzięki, ale nie – odstawiłam ostatni kubek. – Idź spać. Już zaczął się nowy dzień. Zapamiętaj sen, bo pewnie się spełni.
I poszłam do siebie. Od rozmowy jeszcze długo mogę uciekać, pan Kubiak jeszcze się zdziwi.
***
 - Nie uda ci się uciekać całą wieczność – zaczął przy kolacji jakiś tydzień po przeprowadzce.
 - Może, kto wie – zbagatelizowałam sprawę.
 - Pamela, nie jestem głupi – popatrzył na mnie. – Pamiętam co mówiłaś.
 - Czyli co? – spojrzałam na niego z niewinną miną.
 - Tą i przyjaciołach i o ludziach, których do siebie dopuszczasz… – zaczął.
 - I? – spytałam.
 - Ja zburzę ten mur – powiedział poważnie. – Dostanę się do ciebie. Zawaliłem, wiem. I chcę to teraz naprawić.
 - A co jeśli, ja tego nie chcę? – uniosłam brew.
 - Wtedy nie pozwoliłabyś mi na to co zrobiłem w dzień odjazdu ze Spały – odparł. – Wiem, że muszę się postarać. I to zrobię.
To mówiąc podszedł do mnie. Stałam prosto patrząc się w jego błękitne tęczówki. Nie panowałam nad sytuacją, ale nie chciałam tego okazać. W tym momencie…
~*~
Witamy po raz kolejny jak i przez najbliższe piętnaście lat. Pomysły się nie kończą, rozwlekamy się pewnie niemiłosiernie, ale nam to się podoba. Przywiązane jesteśmy do tlenu dla duszy (potocznie zwanego komedią). Nie tak łatwo się nas pozbędziecie.

niedziela, 31 maja 2015

Trzydzieści cztery

Lena:
Trzy miesiące później:
Właśnie zasuwałam czarną sportową torbę z dumnymi inicjałami- LD, kiedy usłyszałam głośne i nachalne pukanie do drzwi szatni. Cała drużyna spojrzała w kierunku źródła hałasu.
-Lenka! – zastygłam w bezruchu, to nie mogło być nic dobrego –Jesteście nagie?- krzyczał mój kochany braciszek– Wstydzę się wejść, a mam sprawę! Lenka!
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Jestem pewna, że gdyby ktoś podał mi wtedy łopatę, to sama wykopałabym podziemny tunel, którym przedostałabym się do Meksyku. Ostrożnie podeszłam do drzwi i uchyliłam je lekko.
-Przyniosłem ci klucze do mieszkania- uśmiechnął się promieniście
-Jesteś głupi –powiedziałam z niezwykłą pewnością – Zobaczysz, ja też skompromituję cię przed kolegami- zmrużyłam oczy udając groźną
-Nie wiem, o czym mówisz- uśmiechnął się niewinnie machając mi na pożegnanie
Zatrzasnęłam drzwi z hukiem i pokazałam dziewczynom pęk kluczy. Większość z nich miała czerwone twarze i mokre od łez policzki. Pokręciłam głową, wzięłam swoją torbę i wypowiadając kilka słów na pożegnanie wyszłam z szatni.
W Rzeszowie mieszkało mi się naprawdę dobrze, chociaż muszę przyznać, że odkąd rozpoczęłam swoją przygodę z profesjonalną ligą w domu przebywam niewiele. Fabian jest dla mnie sporym oparciem. Pomaga mi zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Jego dziewczyna przychodzi do nas dosyć często, ale o dziwo nie zostaje na noc. Zaśmiałam się pod nosem. Lubię ją. Prawdopodobnie większość mojej sympatii bierze się z faktu, iż Fabian jest z nią szczęśliwy albo, dlatego że któraś go w końcu zechciała. Inaczej pewnie mieszkalibyśmy razem do końca życia. Mimo całej mojej miłości nie chciałabym, aby sprawy potoczyły się w tym kierunku.
Brutus,  potocznie zwany moim bratem czekał przed halą uśmiechając się do mnie promieniście, jakby wyciął właśnie żart stulecia.
-Nie będziesz się tak cieszył, kiedy to ja ośmieszę cię przed kolegami – powiedziałam kręcąc na palcu kluczykami
-Możliwe- sprawnie przechwycił moją zabawkę
-Oddawaj! – krzyknęłam, a widząc, jak ucieka pobiegłam za nim
***
Marzyłam o tym dniu od dawna. Pierwszy raz od kilku miesięcy mogę wstać później, a następnie cały dzień leżeć na kanapie i oglądać brazylijskie telenowele, które ogłupią mnie wystarczająco na kolejny rok. Obudziłam się i przeciągnęłam niczym w reklamach środków na przeczyszczenie odchudzających. Dokładnie w tym momencie do mojego pokoju wparował Fabian.
-Mogłeś zapukać – powiedziałam znudzonym głosem
-Tak- pokiwał głową, jakby zastanawiał się, czy faktycznie istniała taka opcja –Ubieraj się, jedziemy do Jastrzębia.
-Dlaczego miałabym zgodzić się na ten durny pomysł? – założyłam ręce na piersi
-Bo Dawid też jedzie – powiedział z pewnością, jakby układał tę rozmowę latami- A ja czasami zamknę oczy i będzie pozwolę mu pocałować cię w policzek- puścił mi oczko i zamknął drzwi
Westchnęłam głośno. Wszystko wskazuje na to, że nie mam wyjścia i muszę jechać na wycieczkę do Jastrzębia. Przez te wszystkie lata nauczyłam się, aby nie pytać, po co coś robimy. Zazwyczaj wychodziłam z założenia, że jestem jedyną osobą, która w razie potrzeby uratuje Fabiana, więc przejechałam już w ciemno pół Polski za moim bratem.
Jesteś szalona, mówię ci…
Ubrałam się, uczesałam i umyłam, po czym razem z bratem wyszłam z mieszkania. Ani trochę nie zdziwiłam się na widok samochodu, w którym znajdowało się prawdopodobnie o jedną lub dwie osoby więcej, niż powinno. Po prostu usiadłam na ostatnim wolnym skrawku, jednocześnie upychając resztę i zamknęłam za sobą drzwi.
Ahoj przygodo!
Albo raczej: A, w…
Nieważne
Pamela:
Trzy miesiące później:
Cóż. Czas szybko leci. Dopiero co były wakacje, a już mamy koniec października. Zaraz zacznie się sezon ligowy. Dima już nie może się doczekać. Okazało się, że z jego pochodzeniem to nie tak łatwo, ale jakoś mi to wyjaśnił. Nieważne. Ważne, że już niedługo ma przybyć do mnie słynny współlokator Dani. Nie wiem czy można ją zapomnieć. Szalona, skręcona, ale też wspaniała. Swoją drogą muszę się z nią zobaczyć. Dziś jednak przychodzi mój nowy współlokator.
 - A po co ci on? – pyta Dima, jak tylko nasza rozmowa schodzi na ten temat.
 - Będzie taniej – uśmiecham się. – W końcu współlokator dokłada do czynszu i tak dalej…
 - Aha – powiedział sceptycznie siatkarz. – A jak trafi ci się ktoś zły?
 - Nie trafi – odparłam. – Wcześniej mieszkał u mojej przyjaciółki.
 - Aha – pokiwał głową Dima. – Poczekam z tobą.
 - Jak chcesz – wzruszyłam ramionami. – W takim razie łap odkurzacz i do gościnnego pokoju.
 - Uuu sprzątanie – uśmiechnął się. – To lubię.
 - Jesteś bardzo dziwnym człowiekiem – pokręciłam głową.
 - Czemu? – zdziwił się.
 - Lubsz sprzątać – prychnęłam.
 - Każdy ma inne hobby – stwierdził Dima. – Ty czytasz i mówisz. Ja sprzątam.
 - Z tą różnicą, że większość ludzi uważa sprzątane za konieczność, którą trzeba odbębnić, mówić muszą, a czytanie to swoją drogą idzie w różnych etapach życia.
 - Na przykład? – widziałam, że go to zaintrygowało.
 - Myślę, że gdyby już w podstawówce były bardziej przystępne lektury, dzieci polubiłyby czytanie, a nie odciągało je od tego. Tak jak i później. Pamiętam, że nie cierpiałam „Syzyfowych prac”, choć inne książki nie sprawiły mi problemu. No, może jeszcze „Krzyżacy”, ale wolałam to, niż to pierwsze – wyraziłam swoją opinię.
 - Czyli gdyby zamiast nudnych lektur były ciekawe lektury z czytaniem byłoby lepiej? – zdziwił się Dima.
 - Tak – powiedziałam. – Te książki typu „Pan Tadeusz” powinny iść do liceum. Tam powinno się poznawać polską klasykę.
 - Czemu? – kolejne pytanie.
 - Bo wtedy wszyscy by to czytali, bo lubiliby czytać – powiedziałam.
 - Jest w tym jakaś logika – powiedział. – Ale każdy lubi co innego.
 - Więc już na początku powinien być szerszy przekrój przez literaturę, niż tylko obyczajowość – zamyśliłam się. – Księgozbiór powinien być zróżnicowany choć trochę.
 - Jak twoje książki? – zaśmiał się Dima.
 - Może trochę mniej – powiedziałam. – U mnie znajdziesz wszystko, nawet horror, a tego nie polecam do podstawówki. Ale fantastyka, obyczajowość, coś historycznego… żeby dzieciaki powoli oswoiły się z każdym typem lektur, a nie czytają Pottera zamiast lektur.
 - Czyli… – nie zrozumiał Dima.
 - Im większy zakres tematyki lektur, tym większa szansa, że dzieciaki polubią czytanie, bo znajdą coś co je interesuje – uprościłam.
 - A ty? – spytał. – Tak wielki zakres tematyki, ale czytasz nie wszystko.
 - A co u mnie przeważa? – zaśmiałam się.
 - Fantastyka pomieszana z young adult – powiedział.
 - I to są dwie rzeczy, które cenię, choć i „Kamienie na szaniec” są w pierwszej trójce.
 - Cała Pamela – zaśmiał się.
***
Po sprzątaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
 - To pewnie lokator – powiedziałam chowając odkurzacz.
 - Idealnie się udało – uśmiechnął się Dima.
 - Fakt – powiedziałam. – Idę otworzyć.
Zaraz też przekręcałam zamek. Wtem moim oczom ukazał się niesłychany obrazek.
 - Pamela?
 - Michał?
 - Dima?
 - Piotrek?
 - A my to co? – powiedziała Lena o sobie i stojącym za nią Dawidzie.
Cóż, początek jest baaardzo ciekawy…

niedziela, 29 marca 2015

Trzydzieści trzy


Pamela:
W Jastrzębiu-Zdroju było mi nudno. Z resztą, po Spale pewnie wszędzie będzie nudno. Nie mogę jednak za bardzo narzekać. Na razie dopiero poznaję miasto. Nawet nie jest takie duże i mimo pewnej odległości do centrum nie jest tak źle. Na uczelnię jeździ mi autobus spod domu. Okolica spokojna, nie mam na co narzekać.
Stoję sobie właśnie przy trawniku, na którym hasa Babi. Niedaleko domu jest plac dla psów. Niezwykle przydatne miejsce. Często tam bywam, dzięki czemu zdążyłam już zaznajomić się z sąsiadami.
Właśnie jestem w drodze na miejsce. Codziennie jestem tam z Babi. Wybieram tylko takie pory, kiedy nikogo tam nie ma. Lubię samotność, ale umiarkowaną. Nie można przesadzać zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Byłam jedną ze szczęśliwszych osób, które potrafiły znaleźć złoty środek.
 - Oh, sorry – powiedział (wysoki) chłopak.
 - Nic się nie stało – uśmiechnęłam się. – Naprawdę.
 - Ale stało – mówił tamten. – Mike pociągnął i…
 - Grek? – spytałam.
 - Mhm – zarumienił się. – Dima.
 - Pamela, miło mi poznać zawodnika Jastrzębia – podałam mu rękę.
 - Myślałem, że nie wiesz – powiedział.
 - Wiem, ale nie będę traktować kogoś wyjątkowo – zaśmiałam się. – Oprócz tego, że jesteś Grekiem, raczej jesteś zwykłym człowiekiem, prawda?
 - Tak! – rozpromienił się. – Masz ładnego psa.
 - Dziękuję – powiedziałam. – Twój też jest niczego sobie.
 - Eeee tam, to Mike, a twój? – zaskakująco dobrze mówił po polsku.
 - Babi – powiedziałam. – Odprowadzimy was, ok?
 - Ok – uśmiechnął się. – Jesteś ok.
 - Miło mi to słyszeć – odparłam.
 - Ale niedawno tu mieszkasz – stwierdził.
 - Tak, jakieś dwa tygodnie. Prawdopodobnie – zamyśliłam się.
 - To krótko – powiedział Dima. – Jutro pokarzę ci miasto.
 - Naprawdę, nie trzeba – zaczęłam protestować.
 - Trzeba – uśmiechnął się. – Łącznie z halą.
 - To akurat wiem jak wygląda i gdzie jest – powiedziałam. – Jestem Resoviaczką – w sumie tak bardzo nie skłamałam.
 - To czemu tu mieszkasz? – zdziwił się.
 - Studia – odpowiedziałam.
 - Rozumiem – pokiwał głową. – Ale i tak pokażę ci miasto.
 - Będzie mi więc bardzo miło – powiedziałam zrezygnowana w środku.
 - Ja już tu mieszkam. A ty? – zapytał.
 - Zaraz obok – spojrzałam w prawo. – Podejdę jutro o dziesiątej.
 - Ok – rozpromienił się. – Weź psa.
 - Ok – zaśmiałam się. – Więc, do jutra.
 - Do jutra! – i zniknął za drzwiami.
 - No widzisz Babi – zaśmiałam się. – Chyba w moim życiu zaczęła się era siatkarzy.
Po powrocie do domu siadłam z ciekawą książką na kanapie. Popatrzyłam na telefon, na którym aż roiło się od SMS-ów od Pita. Czasem zwykłe „Cześć, jak tam?”, czasem pełny opis przeżyć wewnętrznych, sytuacji, albo jakiegoś miejsca. A czasem nawet jakieś zdjęcie. Że też Nowakowski musiał mieć darmowe SMS-y. Parę też było od innych. Między innymi od Leny, Pawła, nawet Zbyszka, czy Dawida. Te ostatnie czasem mnie zaskakiwały, ale nie tak mocno jak te, których nawet nie miałam odwagi otwierać. Mianowicie SMS-y od Kubiaka. Nie chciałam wiedzieć co tam jest. Nie chciałam mu dawać odpowiedzi, a razem z nią nadziei. Może już zrozumiał jakiego ma upartego przeciwnika, bo od dwóch dni nie było nowych SMS-ów od niego. Nagle mój telefon zabrzęczał. Nie patrzyłam na numer i odebrałam:
 - Tak?
 - Jesteś uparta, ale ja bardziej – usłyszałam głos Kubiaka. Cholercia. – Czeka nas długa gra – i się rozłączył.

Lena:
Promienie słońca bezlitośnie padały na moją twarz uniemożliwiając mi dalszy sen. Przetarłam oczy i podniosłam się. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę ósmą, co oznaczało, że spałam całe cztery godziny. Muszę uważać, żeby nie przerodziło się to w hibernację. Przez większą część nocy przeglądałam zdjęcia ze Spały i rozmawiałam z Dawidem. Kto by pomyślał, że właśnie tam znajdę miłość? – zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową. Włożyłam nogi w kapcie i po raz kolejny obeszłam własny pokój, aby nacieszyć się jego widokiem zanim wyjadę do Rzeszowa. W zasadzie wszystko było już gotowe. Podpisałam kontrakt, a wniosek o przeniesienie na tamtejszy uniwersytet został zaakceptowany. Nadal miałam jednak wątpliwości. Wiedziałam, że moje zamartwianie się przyszłością nic nie da, a mimo to ciągle myślałam o tym, jak będzie wyglądało moje życie, kiedy podporządkuję  je siatkówce, czy zdołam dokończyć studia, utrzymać z bliskimi równie dobre relacje, co teraz. Ku mojemu niezadowoleniu, chyba zaczynam dorastać. Dwadzieścia dwie wiosny zapewne są jednak odpowiednim momentem na ten proces.
-Lena! – mój braciszek wpadł do pokoju – Chodź, nakarmimy rybki- dodał z wielkim uśmiechem na twarzy
Niektórych dorastanie omija szerokim łukiem.
Pokręciłam głową podśmiewując się lekko, ale wyszłam z pokoju. Nieopatrznie trafiłam na coś twardego zaraz przy drzwiach. Przez kilka tygodni przebywania w Spale przyzwyczaiłam się do wpadania na worki z ziemniakami, cegły, wieże wysokich ludzi, więc nie zrobiło to na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Uniosłam lekko głowę, a moim oczom ukazał się owy twardy element, mój drugi brat.
-Tomek! – wpadłam mu w ramiona – Dobrze cie widzieć, grubasku!
-Wypraszam sobie, jestem niczym męska wersja Ewy Chodakowskiej- zapozował niczym kulturysta
-Pewnie, pewnie- pokiwałam głową –Ciekawe, co na ten temat powie Magda
-Dokładnie, to samo – uśmiechnął się
Zostawiłam moich braci samych sobie i poszłam bratać się z kobietami. Ciepło przywitałam się z moją bratową, a następnie mocno wyściskałam dwuletnią bratanicę. Dominika była prawdziwym oczkiem w głowie całej naszej dziwnej rodzinki. Ta dziewczynka, to prawdziwy skarb.
-Ciociu!- zawołała
-Cześć, maleńka, jak tam? – uśmiechnęłam się promieniście
-Mam chłopaka!
-Naprawdę? – zrobiłam zaskoczoną minę – Jak się nazywa?
-Kuba – odparła- Poznałam go na placu zabaw – powiedziała z rozbrajającą szczerością i pewnością siebie
-Dostanę zaproszenie na ślub?  -spytałam całkiem poważnie
-Pewnie ciocia!- przytuliła mnie mocno
***
Po kilku godzinach rozmów o życiu, polityce, sporcie i modzie postanowiliśmy wszyscy razem zasiąść do obiadu.
-Cieszę się, że was mam, drogie dzieci – usłyszeliśmy nagle
-Mamo! – krzyknął Fabian do rodzicielki, która znajdywała się akurat w kuchni – Tata ma gorączkę!
Chóralnie wybuchliśmy śmiechem. Takie wyznania są naprawdę niespotykane ze strony głowy naszej rodziny.
-Oh – westchnął tata – Magdaleno! – dodał po chwili
Podniosłam głowę równocześnie z moją bratową. W tej rodzinie nic nie było jasne. Okazało się jednak, że chodzi o żonę mojego brata, a nie o mnie.
-Leno, dlaczego reagujesz na zupełnie inne imię, niż ci daliśmy? – pytanie taty zupełnie zbiło mnie z tropu
-Ale przecież…- urwałam nie wiedząc, co powiedzieć
Zrezygnowana machnęłam ręką.
***
Rodzinny posiłek trwał w najlepsze, kiedy Fabian postanowił narazić się mi całkiem poważnie.
-Wiecie co? – zaczął uradowany przerywając ciszę panującą w pokoju – Lena ma chłopaka! –dodał wprawiając wszystkich w osłupienie
Kawałek schabowego ugrzązł mi w gardle i nie byłam pewna, czy jestem w stanie go połknąć, czy za chwilę udławię się i otrzymam nagrodę za najgłupszą śmierć. Posłałam mojemu bratu nienawistne spojrzenie, a on odpowiedział mi wielkim uśmiechem i buziakiem posłanym w moją stronę.
-Czemu się nie chwaliłaś? – usłyszałam pytanie Magdy
-Jakby co, któremu mam przyłożyć? – dodał Tomek
-Może wreszcie doczekam się wesela –mama zaklaskała w dłonie
Tata odchrząknął.
Nic więcej
Masa pytań, radosnych żartów i jedno chrząknięcie, to jedyne, co wtedy słyszałam i o czym myślałam.  Po co komu brat?
-Powinnaś go zaprosić, szkoda, że nie ma go teraz tutaj – mama wyglądała na zawiedzioną
-Ma też swoją rodzinę, z którą chce się spotkać – odparłam p dłuższej chwili milczenia i automatycznie urwałam wszelkie rozmowy, jakby wszyscy tylko czekali, aż zacznę opowiadać historię jego życia i naszej wspaniałej miłości, oczywiście ze wszystkimi szczegółami
-Czyli gra w reprezentacji? –Tomek skierował to pytanie bardziej w stronę Fabiana, niż moją
Pokręciłam głową, chociaż nie ja byłam wywołana do odpowiedzi.
-Weźmiemy podwójny ślub! Ja z Kubą, a Lena z tym swoim… – Dominika zdawała się być najbardziej beztroską osobą przy stole
-No właśnie, jak ma na imię?- mamy, to nieustępliwy typ człowieka
-Dawid- odparłam spokojnie
-Może być – wtrąciła się Dominika
Jedyne, czego chciałam to odejść teraz od stołu albo za pomocą magicznej różdżki zamknąć im wszystkim usta. Wolałam powiedzieć o Dawidzie w trochę inny sposób, jednak dzięki mojemu kochanemu braciszkowi stałam się sensacją rodzinną przynajmniej do końca weekendu.

Dzięki Fabian

środa, 4 marca 2015

Trzydzieści dwa.

Lena:
Jak przed paroma miesiącami jechaliśmy sportowym samochodem mojego brata nie odzywając się do siebie. Tym jednak razem wracaliśmy do rzeczywistości. Jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia zakończyła się wraz z trzaśnięciem drzwi pojazdu. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy, więc zwróciłam głowę w stronę szyby i zacisnęłam dłoń w pięść. Wszystkie wspomnienia przelatywały w mojej pamięci tworząc genialną w swej prostocie opowieść o ludziach, których połączyła dziwna przyjaźń.
-Wszystko w porządku?- zapytał Fabian uważnie mnie obserwując
-Tak – uśmiechnęłam się – Patrz na drogę –dodałam
-Ten rok w Spale był wyjątkowy, co? Ciężko się pożegnać – pokiwał lekko głową
-To prawda.
-Za rok tu wrócimy, przeżyjemy jeszcze więcej niesamowitych przygód.
-Brzmi, jak cytat z książki, w której głowni bohaterowie zwiedzają różnorodne światy albo podróżują w czasie – zachichotałam
-Może nasze życie jest taką powieścią? – zapytał
-Braciszku, od kiedy ty się taki mądry zrobiłeś? – założyłam ręce na piersi wpatrując się w niego
-Drugi Einstein, prawda? – kontynuował
-Nie będę ranić twoich uczuć –powiedziałam zgryźliwie
-Cóż za niepodobna do ciebie wielkoduszność.
Pokręciłam głową i skupiłam się na drodze. Nim się obejrzałam odpłynęłam w krainę Morfeusza. Podróże tak na mnie działają, zazwyczaj spokojnie zasypiam wbrew wszelkim raportom wypadkowym.
***
Poczułam, że ktoś lekko szturcha mnie w ramię, jakby jednocześnie nie chciał przerywać mojego snu i był zmuszony to zrobić. Otworzyłam oczy i przez przednią szybę zobaczyłam rodzinny dom.
Te dwa słowa są dla mnie jednymi z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek, ktokolwiek wymyślił. Emanują spokojem i miłością. Cieszę się, że miałam tyle szczęścia, aby wychować się w rodzinie, która swoje relacje opiera na głębokich uczuciach i zaufaniu. Ospale odpięłam pasy, po czym otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam rozprostowując się. Głęboko odetchnęłam. Nawet powietrze miało tu inny, szczególny zapach. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ujrzałam otwierające się drzwi domu. Jako pierwszy wyleciał Kapsel – nasze kochane psisko, zaraz za nim rodzice i brat z minami przepełnionymi szczęściem, jakbyśmy nie widzieli się od roku.
-Tak się cieszę, że już jesteście! –krzyknęła mama
-Dobrze was widzieć – powiedział Fabian wnosząc walizki, na co ja tylko pokiwałam głową
Przytulałam każdego z osobna dobre kilka minut. Brakowało nam siebie.
-Ciężkie jest życie mamy sportowców – zaśmiała się nasza rodzicielka
-Ale za to, jakie przyjemne są spotkania – objęłam ją ramieniem
Rozejrzałam się po domu. Wszystko tu było takie znajome, zupełnie, jakby kilka ścian i przedmiotów było częścią mnie, wyrwaną, aby mogła dać mi najlepsze schronienie. Znałam tu dosłownie każdy kąt i najmniejszy zakamarek.
-Magdaleno! – odchrząknął tata, a widząc karcący wzrok mamy automatycznie się poprawił – To znaczy Lenko…
-Jak uroczo- zaśmieli się moi bracia
-Przemyślałaś może propozycję z Rzeszowa? – dodał nie zważając na komentarze Tomka i Fabiana
-Tak – odparłam – Postanowiłam tam grać.
-No nie! – krzyknęła mama – Kolejna, której nie zobaczę w domu przez kilka miesięcy.
Wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem, ale widziałam, że rodzice są ze mnie dumni, szczególnie tata. Do końca dnia przyłapywałam go, kiedy patrzył na mnie z mieszanką dumy i nostalgii w głosie. Być może właśnie o tym marzył.
***
Późnym wieczorem postanowiłam wybrać się na spacer po okolicy. Chciałam zobaczyć drzewa, na które wchodziliśmy będąc mali, place zabaw, małe sklepiki, w których dokonywaliśmy pierwszych poważnych zakupów – lodów za pięćdziesiąt groszy. Tyle się zmieniło od tamtego czasu, ale to miejsce wciąż jest niezmiennie magiczne.
Kiedy wracałam, na werandzie zauważyłam wtulonych w siebie rodziców. Przypadkowo usłyszałam kawałek ich rozmowy.
Naprawdę nie podsłuchiwałam! Tylko słyszałam...To nie jest karalne, prawda?
-Po kim te nasze dzieci są takie zwariowane? –westchnął tata
-Zapewne po tobie Wojtku.
W tym momencie usłyszałam melodyjny śmiech obojga. Tu naprawdę wszystko jest na swoim miejscu.


Pamela:
Siedzę u siebie w Jastrzębiu-Zdroju. Zostało mi trochę czasu do rozpoczęcia roku akademickiego. Poznaję Jastrzębie-Zdrój, sąsiadów. Wspominam, przede wszystkim. Dwa tygodnie temu wróciłam ze Spały. Dwa tygodnie temu zakończyłam piękny wstęp do nowego rozdziału. Sięgnęłam po najnowszy album zatytułowany „Spała 2013”. Zaczęłam go przeglądać od końca i przypomniała mi się podróż z Maćkiem.
***
Dwa tygodnie wcześniej:
Pędzimy sobie samochodem autostradą sto dwadzieścia na godzinę. Trzeba przegonić trochę moje autko. Nie ma lekko. Rękę trzymam na kierownicy i stukam w nią w rytm kolejnych piosenek happysad. Na oczach mam okulary przeciwsłoneczne i wpatruję się w drogę przed nami. Włosy rozwiewa mi pęd powietrza.
 - Skąd pomysł na kabrioleta? – zaczyna rozmowę piłkarz.
 - Prezent od rodziców – wyjaśniam. – Nie wiem czemu akurat kabriolet.
 - Masz spoko rodziców – stwierdził.
 - Taa… – powiedziałam tylko.
 - A… – zaczął. – Bardzo dobrze znasz Lenę?
 - Na tyle, na ile można poznać kogoś przez dłuższy pobyt w Spale – zamyśliłam się. – Tak, raczej dobrze ją znam.
 - To od kiedy ona kręci z tym Dawidem? – zarumienił się cały.
 - Hmm… nie wiem dokładnie – odparłam. – Jak przyjechał do Spały to chyba już byli razem.
 - Aha – powiedział. – Mogę?
Spojrzałam na niego kątem oka. Wziął aparat.
 - Tak, jasne – odparłam. – Więcej tam będzie chociażby Nowakowskiego, ale co tam. Lena też się znajdzie.
Przez pewien czas Maciek oglądał zdjęcia. Co jakiś czas pytał:
 - To nawet skoczkowie tam byli? To siatkarze robią ciastka? Kiedy ty mi to zdjęcie zrobiłaś? Czemu tu jest tak dużo tego szatyna z brodą?
Ostatnie pytanie zbiło mnie z tropu. Chodziło mu o Kubiaka. Szybko się jednak ogarnęłam.
 - Więcej jest Nowakowskiego i mojego brata – powiedziałam spokojnie.
 - Nie wiem – uśmiechnął się. – W sumie jest fotogeniczny. Kto to?
 - Michał Kubiak – odparłam od niechcenia. – O jest stacja!
Cieszyłam się, bo bak był już prawie pusty. Zjechałam na stanowisko.
 - Orlen – powiedział Maciek. – Chcesz coś ze sklepu?
 - Colę i Skittles wszystkie rodzaje jakie są – poprosiłam.
Szczerze, przez Spałę przejadły mi się żelki. Trzeba zacząć jeść też inne słodycze.
 - Popatrz co dorzucają – uśmiechnął się piłkarz, gdy płaciłam za benzynę. – Karty z siatkarzami!
 - Łał – od razu rozpoznałam pamiętną sesję z Kurczak&Kurczak. Te zdjęcia całe szczęście udało mi się wcześniej wrzucić na komputer i nie kompromitować naszych siatkarzy przed Rybusem. – To jedziemy dalej.
Dalsza droga upłynęła nam pod znakiem gadania o banałach. W sumie ten Maciek też nie był taki zły. Dało się z nim normalnie pogadać, starał się żartować… niczego sobie facet. Choć nie dziwię się Lenie, że wybrała Dawida.
Gdy dojechaliśmy do lotniska w Krakowie odpiął pasy.
 - No to, mam nadzieję do zobaczenia – powiedział.
 - Do zobaczenia – posłałam mu pokrzepiający uśmiech. – I powodzenia.
 - Nie dziękuję – i zniknął mi z oczu.
***
Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. A ja wciąż wracałam do albumów ze zdjęciami. Z tyłu każdego coś napisałam. Lubiłam obracać zdjęcia i czytać. A to jakieś głupoty Piotrka, a to mądrości Pawła, albo cięte komentarze Leny. Propos tej ostatniej. Czasami ze sobą pisałyśmy. Od czego są sieci społecznościowe? Nie wiedziałam, że będę aż tak bardzo tęsknić do tych czasów. No cóż, jedyne co mi zostanie to wybrać się na mecz Jastrzębia. W końcu szanse, że wrócę do Spały są minimalne.