niedziela, 29 marca 2015

Trzydzieści trzy


Pamela:
W Jastrzębiu-Zdroju było mi nudno. Z resztą, po Spale pewnie wszędzie będzie nudno. Nie mogę jednak za bardzo narzekać. Na razie dopiero poznaję miasto. Nawet nie jest takie duże i mimo pewnej odległości do centrum nie jest tak źle. Na uczelnię jeździ mi autobus spod domu. Okolica spokojna, nie mam na co narzekać.
Stoję sobie właśnie przy trawniku, na którym hasa Babi. Niedaleko domu jest plac dla psów. Niezwykle przydatne miejsce. Często tam bywam, dzięki czemu zdążyłam już zaznajomić się z sąsiadami.
Właśnie jestem w drodze na miejsce. Codziennie jestem tam z Babi. Wybieram tylko takie pory, kiedy nikogo tam nie ma. Lubię samotność, ale umiarkowaną. Nie można przesadzać zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Byłam jedną ze szczęśliwszych osób, które potrafiły znaleźć złoty środek.
 - Oh, sorry – powiedział (wysoki) chłopak.
 - Nic się nie stało – uśmiechnęłam się. – Naprawdę.
 - Ale stało – mówił tamten. – Mike pociągnął i…
 - Grek? – spytałam.
 - Mhm – zarumienił się. – Dima.
 - Pamela, miło mi poznać zawodnika Jastrzębia – podałam mu rękę.
 - Myślałem, że nie wiesz – powiedział.
 - Wiem, ale nie będę traktować kogoś wyjątkowo – zaśmiałam się. – Oprócz tego, że jesteś Grekiem, raczej jesteś zwykłym człowiekiem, prawda?
 - Tak! – rozpromienił się. – Masz ładnego psa.
 - Dziękuję – powiedziałam. – Twój też jest niczego sobie.
 - Eeee tam, to Mike, a twój? – zaskakująco dobrze mówił po polsku.
 - Babi – powiedziałam. – Odprowadzimy was, ok?
 - Ok – uśmiechnął się. – Jesteś ok.
 - Miło mi to słyszeć – odparłam.
 - Ale niedawno tu mieszkasz – stwierdził.
 - Tak, jakieś dwa tygodnie. Prawdopodobnie – zamyśliłam się.
 - To krótko – powiedział Dima. – Jutro pokarzę ci miasto.
 - Naprawdę, nie trzeba – zaczęłam protestować.
 - Trzeba – uśmiechnął się. – Łącznie z halą.
 - To akurat wiem jak wygląda i gdzie jest – powiedziałam. – Jestem Resoviaczką – w sumie tak bardzo nie skłamałam.
 - To czemu tu mieszkasz? – zdziwił się.
 - Studia – odpowiedziałam.
 - Rozumiem – pokiwał głową. – Ale i tak pokażę ci miasto.
 - Będzie mi więc bardzo miło – powiedziałam zrezygnowana w środku.
 - Ja już tu mieszkam. A ty? – zapytał.
 - Zaraz obok – spojrzałam w prawo. – Podejdę jutro o dziesiątej.
 - Ok – rozpromienił się. – Weź psa.
 - Ok – zaśmiałam się. – Więc, do jutra.
 - Do jutra! – i zniknął za drzwiami.
 - No widzisz Babi – zaśmiałam się. – Chyba w moim życiu zaczęła się era siatkarzy.
Po powrocie do domu siadłam z ciekawą książką na kanapie. Popatrzyłam na telefon, na którym aż roiło się od SMS-ów od Pita. Czasem zwykłe „Cześć, jak tam?”, czasem pełny opis przeżyć wewnętrznych, sytuacji, albo jakiegoś miejsca. A czasem nawet jakieś zdjęcie. Że też Nowakowski musiał mieć darmowe SMS-y. Parę też było od innych. Między innymi od Leny, Pawła, nawet Zbyszka, czy Dawida. Te ostatnie czasem mnie zaskakiwały, ale nie tak mocno jak te, których nawet nie miałam odwagi otwierać. Mianowicie SMS-y od Kubiaka. Nie chciałam wiedzieć co tam jest. Nie chciałam mu dawać odpowiedzi, a razem z nią nadziei. Może już zrozumiał jakiego ma upartego przeciwnika, bo od dwóch dni nie było nowych SMS-ów od niego. Nagle mój telefon zabrzęczał. Nie patrzyłam na numer i odebrałam:
 - Tak?
 - Jesteś uparta, ale ja bardziej – usłyszałam głos Kubiaka. Cholercia. – Czeka nas długa gra – i się rozłączył.

Lena:
Promienie słońca bezlitośnie padały na moją twarz uniemożliwiając mi dalszy sen. Przetarłam oczy i podniosłam się. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę ósmą, co oznaczało, że spałam całe cztery godziny. Muszę uważać, żeby nie przerodziło się to w hibernację. Przez większą część nocy przeglądałam zdjęcia ze Spały i rozmawiałam z Dawidem. Kto by pomyślał, że właśnie tam znajdę miłość? – zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową. Włożyłam nogi w kapcie i po raz kolejny obeszłam własny pokój, aby nacieszyć się jego widokiem zanim wyjadę do Rzeszowa. W zasadzie wszystko było już gotowe. Podpisałam kontrakt, a wniosek o przeniesienie na tamtejszy uniwersytet został zaakceptowany. Nadal miałam jednak wątpliwości. Wiedziałam, że moje zamartwianie się przyszłością nic nie da, a mimo to ciągle myślałam o tym, jak będzie wyglądało moje życie, kiedy podporządkuję  je siatkówce, czy zdołam dokończyć studia, utrzymać z bliskimi równie dobre relacje, co teraz. Ku mojemu niezadowoleniu, chyba zaczynam dorastać. Dwadzieścia dwie wiosny zapewne są jednak odpowiednim momentem na ten proces.
-Lena! – mój braciszek wpadł do pokoju – Chodź, nakarmimy rybki- dodał z wielkim uśmiechem na twarzy
Niektórych dorastanie omija szerokim łukiem.
Pokręciłam głową podśmiewując się lekko, ale wyszłam z pokoju. Nieopatrznie trafiłam na coś twardego zaraz przy drzwiach. Przez kilka tygodni przebywania w Spale przyzwyczaiłam się do wpadania na worki z ziemniakami, cegły, wieże wysokich ludzi, więc nie zrobiło to na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Uniosłam lekko głowę, a moim oczom ukazał się owy twardy element, mój drugi brat.
-Tomek! – wpadłam mu w ramiona – Dobrze cie widzieć, grubasku!
-Wypraszam sobie, jestem niczym męska wersja Ewy Chodakowskiej- zapozował niczym kulturysta
-Pewnie, pewnie- pokiwałam głową –Ciekawe, co na ten temat powie Magda
-Dokładnie, to samo – uśmiechnął się
Zostawiłam moich braci samych sobie i poszłam bratać się z kobietami. Ciepło przywitałam się z moją bratową, a następnie mocno wyściskałam dwuletnią bratanicę. Dominika była prawdziwym oczkiem w głowie całej naszej dziwnej rodzinki. Ta dziewczynka, to prawdziwy skarb.
-Ciociu!- zawołała
-Cześć, maleńka, jak tam? – uśmiechnęłam się promieniście
-Mam chłopaka!
-Naprawdę? – zrobiłam zaskoczoną minę – Jak się nazywa?
-Kuba – odparła- Poznałam go na placu zabaw – powiedziała z rozbrajającą szczerością i pewnością siebie
-Dostanę zaproszenie na ślub?  -spytałam całkiem poważnie
-Pewnie ciocia!- przytuliła mnie mocno
***
Po kilku godzinach rozmów o życiu, polityce, sporcie i modzie postanowiliśmy wszyscy razem zasiąść do obiadu.
-Cieszę się, że was mam, drogie dzieci – usłyszeliśmy nagle
-Mamo! – krzyknął Fabian do rodzicielki, która znajdywała się akurat w kuchni – Tata ma gorączkę!
Chóralnie wybuchliśmy śmiechem. Takie wyznania są naprawdę niespotykane ze strony głowy naszej rodziny.
-Oh – westchnął tata – Magdaleno! – dodał po chwili
Podniosłam głowę równocześnie z moją bratową. W tej rodzinie nic nie było jasne. Okazało się jednak, że chodzi o żonę mojego brata, a nie o mnie.
-Leno, dlaczego reagujesz na zupełnie inne imię, niż ci daliśmy? – pytanie taty zupełnie zbiło mnie z tropu
-Ale przecież…- urwałam nie wiedząc, co powiedzieć
Zrezygnowana machnęłam ręką.
***
Rodzinny posiłek trwał w najlepsze, kiedy Fabian postanowił narazić się mi całkiem poważnie.
-Wiecie co? – zaczął uradowany przerywając ciszę panującą w pokoju – Lena ma chłopaka! –dodał wprawiając wszystkich w osłupienie
Kawałek schabowego ugrzązł mi w gardle i nie byłam pewna, czy jestem w stanie go połknąć, czy za chwilę udławię się i otrzymam nagrodę za najgłupszą śmierć. Posłałam mojemu bratu nienawistne spojrzenie, a on odpowiedział mi wielkim uśmiechem i buziakiem posłanym w moją stronę.
-Czemu się nie chwaliłaś? – usłyszałam pytanie Magdy
-Jakby co, któremu mam przyłożyć? – dodał Tomek
-Może wreszcie doczekam się wesela –mama zaklaskała w dłonie
Tata odchrząknął.
Nic więcej
Masa pytań, radosnych żartów i jedno chrząknięcie, to jedyne, co wtedy słyszałam i o czym myślałam.  Po co komu brat?
-Powinnaś go zaprosić, szkoda, że nie ma go teraz tutaj – mama wyglądała na zawiedzioną
-Ma też swoją rodzinę, z którą chce się spotkać – odparłam p dłuższej chwili milczenia i automatycznie urwałam wszelkie rozmowy, jakby wszyscy tylko czekali, aż zacznę opowiadać historię jego życia i naszej wspaniałej miłości, oczywiście ze wszystkimi szczegółami
-Czyli gra w reprezentacji? –Tomek skierował to pytanie bardziej w stronę Fabiana, niż moją
Pokręciłam głową, chociaż nie ja byłam wywołana do odpowiedzi.
-Weźmiemy podwójny ślub! Ja z Kubą, a Lena z tym swoim… – Dominika zdawała się być najbardziej beztroską osobą przy stole
-No właśnie, jak ma na imię?- mamy, to nieustępliwy typ człowieka
-Dawid- odparłam spokojnie
-Może być – wtrąciła się Dominika
Jedyne, czego chciałam to odejść teraz od stołu albo za pomocą magicznej różdżki zamknąć im wszystkim usta. Wolałam powiedzieć o Dawidzie w trochę inny sposób, jednak dzięki mojemu kochanemu braciszkowi stałam się sensacją rodzinną przynajmniej do końca weekendu.

Dzięki Fabian

środa, 4 marca 2015

Trzydzieści dwa.

Lena:
Jak przed paroma miesiącami jechaliśmy sportowym samochodem mojego brata nie odzywając się do siebie. Tym jednak razem wracaliśmy do rzeczywistości. Jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia zakończyła się wraz z trzaśnięciem drzwi pojazdu. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy, więc zwróciłam głowę w stronę szyby i zacisnęłam dłoń w pięść. Wszystkie wspomnienia przelatywały w mojej pamięci tworząc genialną w swej prostocie opowieść o ludziach, których połączyła dziwna przyjaźń.
-Wszystko w porządku?- zapytał Fabian uważnie mnie obserwując
-Tak – uśmiechnęłam się – Patrz na drogę –dodałam
-Ten rok w Spale był wyjątkowy, co? Ciężko się pożegnać – pokiwał lekko głową
-To prawda.
-Za rok tu wrócimy, przeżyjemy jeszcze więcej niesamowitych przygód.
-Brzmi, jak cytat z książki, w której głowni bohaterowie zwiedzają różnorodne światy albo podróżują w czasie – zachichotałam
-Może nasze życie jest taką powieścią? – zapytał
-Braciszku, od kiedy ty się taki mądry zrobiłeś? – założyłam ręce na piersi wpatrując się w niego
-Drugi Einstein, prawda? – kontynuował
-Nie będę ranić twoich uczuć –powiedziałam zgryźliwie
-Cóż za niepodobna do ciebie wielkoduszność.
Pokręciłam głową i skupiłam się na drodze. Nim się obejrzałam odpłynęłam w krainę Morfeusza. Podróże tak na mnie działają, zazwyczaj spokojnie zasypiam wbrew wszelkim raportom wypadkowym.
***
Poczułam, że ktoś lekko szturcha mnie w ramię, jakby jednocześnie nie chciał przerywać mojego snu i był zmuszony to zrobić. Otworzyłam oczy i przez przednią szybę zobaczyłam rodzinny dom.
Te dwa słowa są dla mnie jednymi z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek, ktokolwiek wymyślił. Emanują spokojem i miłością. Cieszę się, że miałam tyle szczęścia, aby wychować się w rodzinie, która swoje relacje opiera na głębokich uczuciach i zaufaniu. Ospale odpięłam pasy, po czym otworzyłam drzwi samochodu i wyszłam rozprostowując się. Głęboko odetchnęłam. Nawet powietrze miało tu inny, szczególny zapach. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ujrzałam otwierające się drzwi domu. Jako pierwszy wyleciał Kapsel – nasze kochane psisko, zaraz za nim rodzice i brat z minami przepełnionymi szczęściem, jakbyśmy nie widzieli się od roku.
-Tak się cieszę, że już jesteście! –krzyknęła mama
-Dobrze was widzieć – powiedział Fabian wnosząc walizki, na co ja tylko pokiwałam głową
Przytulałam każdego z osobna dobre kilka minut. Brakowało nam siebie.
-Ciężkie jest życie mamy sportowców – zaśmiała się nasza rodzicielka
-Ale za to, jakie przyjemne są spotkania – objęłam ją ramieniem
Rozejrzałam się po domu. Wszystko tu było takie znajome, zupełnie, jakby kilka ścian i przedmiotów było częścią mnie, wyrwaną, aby mogła dać mi najlepsze schronienie. Znałam tu dosłownie każdy kąt i najmniejszy zakamarek.
-Magdaleno! – odchrząknął tata, a widząc karcący wzrok mamy automatycznie się poprawił – To znaczy Lenko…
-Jak uroczo- zaśmieli się moi bracia
-Przemyślałaś może propozycję z Rzeszowa? – dodał nie zważając na komentarze Tomka i Fabiana
-Tak – odparłam – Postanowiłam tam grać.
-No nie! – krzyknęła mama – Kolejna, której nie zobaczę w domu przez kilka miesięcy.
Wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem, ale widziałam, że rodzice są ze mnie dumni, szczególnie tata. Do końca dnia przyłapywałam go, kiedy patrzył na mnie z mieszanką dumy i nostalgii w głosie. Być może właśnie o tym marzył.
***
Późnym wieczorem postanowiłam wybrać się na spacer po okolicy. Chciałam zobaczyć drzewa, na które wchodziliśmy będąc mali, place zabaw, małe sklepiki, w których dokonywaliśmy pierwszych poważnych zakupów – lodów za pięćdziesiąt groszy. Tyle się zmieniło od tamtego czasu, ale to miejsce wciąż jest niezmiennie magiczne.
Kiedy wracałam, na werandzie zauważyłam wtulonych w siebie rodziców. Przypadkowo usłyszałam kawałek ich rozmowy.
Naprawdę nie podsłuchiwałam! Tylko słyszałam...To nie jest karalne, prawda?
-Po kim te nasze dzieci są takie zwariowane? –westchnął tata
-Zapewne po tobie Wojtku.
W tym momencie usłyszałam melodyjny śmiech obojga. Tu naprawdę wszystko jest na swoim miejscu.


Pamela:
Siedzę u siebie w Jastrzębiu-Zdroju. Zostało mi trochę czasu do rozpoczęcia roku akademickiego. Poznaję Jastrzębie-Zdrój, sąsiadów. Wspominam, przede wszystkim. Dwa tygodnie temu wróciłam ze Spały. Dwa tygodnie temu zakończyłam piękny wstęp do nowego rozdziału. Sięgnęłam po najnowszy album zatytułowany „Spała 2013”. Zaczęłam go przeglądać od końca i przypomniała mi się podróż z Maćkiem.
***
Dwa tygodnie wcześniej:
Pędzimy sobie samochodem autostradą sto dwadzieścia na godzinę. Trzeba przegonić trochę moje autko. Nie ma lekko. Rękę trzymam na kierownicy i stukam w nią w rytm kolejnych piosenek happysad. Na oczach mam okulary przeciwsłoneczne i wpatruję się w drogę przed nami. Włosy rozwiewa mi pęd powietrza.
 - Skąd pomysł na kabrioleta? – zaczyna rozmowę piłkarz.
 - Prezent od rodziców – wyjaśniam. – Nie wiem czemu akurat kabriolet.
 - Masz spoko rodziców – stwierdził.
 - Taa… – powiedziałam tylko.
 - A… – zaczął. – Bardzo dobrze znasz Lenę?
 - Na tyle, na ile można poznać kogoś przez dłuższy pobyt w Spale – zamyśliłam się. – Tak, raczej dobrze ją znam.
 - To od kiedy ona kręci z tym Dawidem? – zarumienił się cały.
 - Hmm… nie wiem dokładnie – odparłam. – Jak przyjechał do Spały to chyba już byli razem.
 - Aha – powiedział. – Mogę?
Spojrzałam na niego kątem oka. Wziął aparat.
 - Tak, jasne – odparłam. – Więcej tam będzie chociażby Nowakowskiego, ale co tam. Lena też się znajdzie.
Przez pewien czas Maciek oglądał zdjęcia. Co jakiś czas pytał:
 - To nawet skoczkowie tam byli? To siatkarze robią ciastka? Kiedy ty mi to zdjęcie zrobiłaś? Czemu tu jest tak dużo tego szatyna z brodą?
Ostatnie pytanie zbiło mnie z tropu. Chodziło mu o Kubiaka. Szybko się jednak ogarnęłam.
 - Więcej jest Nowakowskiego i mojego brata – powiedziałam spokojnie.
 - Nie wiem – uśmiechnął się. – W sumie jest fotogeniczny. Kto to?
 - Michał Kubiak – odparłam od niechcenia. – O jest stacja!
Cieszyłam się, bo bak był już prawie pusty. Zjechałam na stanowisko.
 - Orlen – powiedział Maciek. – Chcesz coś ze sklepu?
 - Colę i Skittles wszystkie rodzaje jakie są – poprosiłam.
Szczerze, przez Spałę przejadły mi się żelki. Trzeba zacząć jeść też inne słodycze.
 - Popatrz co dorzucają – uśmiechnął się piłkarz, gdy płaciłam za benzynę. – Karty z siatkarzami!
 - Łał – od razu rozpoznałam pamiętną sesję z Kurczak&Kurczak. Te zdjęcia całe szczęście udało mi się wcześniej wrzucić na komputer i nie kompromitować naszych siatkarzy przed Rybusem. – To jedziemy dalej.
Dalsza droga upłynęła nam pod znakiem gadania o banałach. W sumie ten Maciek też nie był taki zły. Dało się z nim normalnie pogadać, starał się żartować… niczego sobie facet. Choć nie dziwię się Lenie, że wybrała Dawida.
Gdy dojechaliśmy do lotniska w Krakowie odpiął pasy.
 - No to, mam nadzieję do zobaczenia – powiedział.
 - Do zobaczenia – posłałam mu pokrzepiający uśmiech. – I powodzenia.
 - Nie dziękuję – i zniknął mi z oczu.
***
Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. A ja wciąż wracałam do albumów ze zdjęciami. Z tyłu każdego coś napisałam. Lubiłam obracać zdjęcia i czytać. A to jakieś głupoty Piotrka, a to mądrości Pawła, albo cięte komentarze Leny. Propos tej ostatniej. Czasami ze sobą pisałyśmy. Od czego są sieci społecznościowe? Nie wiedziałam, że będę aż tak bardzo tęsknić do tych czasów. No cóż, jedyne co mi zostanie to wybrać się na mecz Jastrzębia. W końcu szanse, że wrócę do Spały są minimalne.