niedziela, 30 listopada 2014

Dwadzieścia siedem.

Lena:
Przytuliłam go bardzo mocno. Poczułam, jak jego dłonie obejmują mnie w pasie, a głowa opiera się na moim ramieniu.
-Nikt ci mnie nie zabierze - wyszeptałam - Mogę się z tobą droczyć, ale jesteś jedyną osobą, u boku której widzę się za parę lat.
Uśmiechnął się promieniście.
-Właśnie to chciałem usłyszeć.
-Co?- spytałam dociekliwie
-Że mnie kochasz - powiedział i pocałował mnie tak, jak robią to ludzie w lesie
W sumie nie wiem, jaka jest różnica między drzewiastym terenem, a jakimkolwiek innym. Zapewne żadna, ale podoba m się to porównanie. 'Pocałował mnie w swoim stylu' nie brzmi już tak awangardowo. Jakkolwiek tego nie określić było idealnie.
- I żyli długo i szczęśliwie - powiedział nadal się uśmiechając
-Mam nadzieję, chociaż w tym momencie - zaczęłam niepewnie - Mamy mały problem - wykrzywiłam usta, jak dziecko smakujące cytrynę po raz pierwszy
-Tylko nie mów, że...- popatrzył na mnie lekko przerażony, na co ja bezdusznie, z całą pewnością pokiwałam głową
-Przecież twierdziłaś, że znasz ten głupi las!
-Spokojnie- powiedziałam nerwowo rozglądając się po otwartej przestrzeni - Tamtędy! - wskazałam palcem jakikolwiek kierunek
Błądziliśmy po lesie parę godzin. O dziwo nie spotkaliśmy żadnej innej drużyny. Mam wrażenie, że Dawid nabrał pewnych wątpliwości, kiedy zaczęło robić się ciemno.
-Mamy lato, a to oznacza, że słońce zachodzi gdzieś o... -przerwał, udając, że usilnie nad tym myśli- Dwudziestej pierwszej? Zdajesz sobie sprawę ile tu już jesteśmy?
-Jedno nie daje mi spokoju. Nie spotkaliśmy tu nikogo, nawet Maćka.
-Może dał sobie spokój i poszedł do ośrodka?
-Nie marudź tak. Co z ciebie za facet?- powiedziałam z wyrzutem
-Zostańmy tutaj - zaproponował nagle
-Słoneczka za dużo? - prychnęłam
-To nie ma sensu. Może jutro znajdziemy drogę albo inna drużyna tu przyjdzie.
-Jeżeli chcesz, to siadaj pod drzewem, ja idę dalej. Nie zostawię mojego łózia!
-Czego? 
-Łózia - powiedziałam, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie
-A mnie zostawisz? - zapytał przyciągając mnie do siebie i całując lekko
Przygryzłam usta. Ten to miał argumenty. Drań!
-W żadnym filmie słowa: 'Zostańmy tutaj' wypowiedziane w lesie przez mężczyznę nie oznaczają niczego dobrego.
-Oglądałaś kiedyś produkcję, w której młody siatkarz porywa córkę byłego sportowca podczas gry w podchody? - uniósł brew ku górze
-Nie wydaje mi się, żeby był to najciekawszy scenariusz.
-Też tak sądzę - uśmiechnął się zadziornie - Są ciekawsze - pocałował mnie
-I właśnie dlatego tutaj nie zostanę- odsunęłam się chichocząc
-Ale ja naprawdę...! -tłumaczył się
-Akurat! - miałam wrażenie, że mój śmiech słychać w sąsiedniej miejscowości 


Pamela:
- Piotruś, nie narzekaj! - prosiłam Nowakowskiego. Wielki mi problem być w drużynie z Zagumnym.
- Ale ja chcę być z tobą i Kubą! - tupnął nogą siatkarz.
- Grrrrrrrr! - warknęłam.
- Pamelo to żaden problem - powiedział Paweł. - Pójdę do siebie, a po drodze zaniosę twojego szczeniaczka do pokoju. Mała śpi, masz czas dla siebie.
- Ale tak nie może być, że nie bierzesz żadnego udziału w naszych zabawach! - powiedziałam.
- Jestem na to zbyt poważny - i odszedł.
- Piotrek wołaj Kubę - odparłam zrezygnowana.
***
- Tu jest znaczek, tu jest znaczek! - wołał Nowakowski na cały las.
- Ciszej, bo przegramy! - odparł konspiracyjnym szeptem Jarski.
- Dzieciaki, wyrośnięte dzieciaki - mruknęłam.
- Pamela! Chodź, chodź, chodź! - zawołał środkowy.
Teraz trochę żałuję, że zgodziłam się być w drużynie z Piotrkiem. I Kubą. No i z Piotrkiem. Ale lepsze to niż drużyna ja, Kubiak i Bartman. Trafiłabym gorzej niż Lena. Wlokący się za nią wszędzie piłkarz i zazdrosny Dawid. I to podobno kobiety trudno zrozumieć. A ja nie rozumiem ani Maćka, ani Dawida. Jeden łazi za dziewczyną, u której nie ma szans, a drugi jest o to zazdrosny. Faceci są dziwni.
- A ty jak uważasz? - z zamyślenia wyrywa mnie głos Nowakowskiego.
- Ale co? - pytam.
- Są dwa znaki - powiedział Jarski.
- Jakiego koloru były poprzednie? - pytam.
- Różowe jak kreda, którą dałem Lenie - powiedział Pit.
- To za różowymi - wydałam komendę.
Idziemy głębiej w las. Tylko Lena mogłaby tak pokręcić drogę. A Pit i Kuba dążą według szlaku co jakiś czas mnie wołając.
- Aaaaaaa!!!!! - rozlega się krzyk. Dziwne, nie znam tego głosu.
- To nie siatkarz - mowi odkrywczo Kuba.
- Czyli piłkarz - wzdycham i kieruję się w stronę krzyku.

niedziela, 9 listopada 2014

Dwadzieścia sześć.

Pamela:
Od pamiętnej rozmowy unikałam obu panów jak ognia. To nie było trudne, gdyż oni byli teraz większość czasu na treningu. Za Leną ciągle łaził ten Ma...ciej? Chyba tak mu było na imię. Nie wymagajcie, żebym znała imiona piłkarzy. Wystarczy mi wiedza, że jesteśmy na siedemdziesiątym miejscu w rankingu FIFA. A i tego nie jestem pewna. Przekonałam się już do siatkarzy i to jest wielki postęp.
 - Witaj Pamelo - przywitał mnie Zagumny.
 - A witaj Pawle - uśmiechnęłam się. - Nie na treningu?
 - A nie - powiedział. - W końcu skończył się, nieprawdaż?
 - Rozumiem - powiedziałam. - Więc, gdzie znajdę Pita?
 - W tipi - pokręcił głową Zagumny. - Jak będziesz miała już go dość, to znajdziesz mnie na stołówce, lub w swoim pokoju.
 - Wujek Paweł - rozradowała się Mała, gdy uchyliłam drzwi swojego pokoju. - Poucys mnie cytać? Albo ty pocytas?
 - No dobrze Martynko - powiedział siatkarz i się uśmiechnął. - Chodź.
Więc nie muszę się martwić o Małą. Biorę Babi na ręce i podążam do tipi. Tak odbiło mi. Zaglądam do środka. Widzę tylko Nowakowskiego.
 - Czeeeeść Pamela! - macha do mnie. - Przyszłaś tu ze mną posiedzieć?
 - Zwariowałam, ale tak - powiedziałam. - Nie mam co robić.
 - Możesz porozmawiać z tym piłkarzem - powiedział.
 - To że zwariowałam nie oznacza, że zgłupiałam Pit - powiedziałam. - Widząc ich grę nie sądzę, że można z nimi normalnie pogadać.
 - Oj nie przesadzaj Pam - uśmiechnął się. - Można z nim pogadać, sam to robiłem!
 - Tak, tak Piotrusiu - powiedziałam pobłażliwie. - Masz karty?
 - Mam - powiedział - a o co gramy?
 - O ciasteczka, które upiekł mi Zbyś? - zaproponowałam.
 - Ok, ale jeśli da się je zjeść - powiedział Nowakowski.
 - Da się, da - powiedziałam i dostałam swoje karty.
Po paru kolejkach, które raz wygrywałam, raz pozwalałam wygrać Nowakowskiemu zadzwonił mój telefon.
 - Co jest? - tak, mój brat.
 - Będę w Spale za dwa tygodnie - powiedział.
 - Ok - odparłam. - Chwila, a ty nie miałeś grać w Resce?
 - Noooo... - zająknął się. - Trochę skłamałem.
 - Ok nie wnikam - uśmiechnęłam się. - Dobra kończę, gram z Nowakowskim o ciastka.
 - Po co z nim grasz o ciastka - zaśmiał się. - Poproś Bartmana to ci upiecze.
 - Ha, ha cześć - rozłączyłam się.
 - Mateusz? - spytał Piotrek.
 - Taaa - powiedziałam. - Gramy dalej.
***
 - Hej oszukujesz! - wrzasnął Nowakowski, gdy Kurek podmienił karty.
 - Wcale nie! - oburzył się tamten drugi.
 - Zamknijcie się cepy! - powiedział Możdżon. - Bo przyjdzie Anastasi, albo co gorsza Paweł.
 - Już nie przesadzaj - popatrzyłam na niego z litością.
 - Nie przesadzam! - powiedział środkowy. - On się na mnie uwziął!
 - Jaaasne - powiedziałam.
 - Gracie beze mnie!? - do tipi wszedł Kubiak. - Jak tak można!?
 - Normalnie - odparłam. - Za późno przyszedłeś mamy ostatni fant.
 - Mam żelki - uśmiechnął się.
 - To kto rozdaje? - spytał Winiar.
 - Hazard? Beze mnie? No nie spodziewałem się Marcin - do tipi wkroczył Ignaczak.
 - Czy ktoś jeszcze ma zamiar tu wejść i zagrać!? - wrzasnęłam.
 - Ciszej, bo trener przyjdzie - przeraził się Kurek.
 - Mówi to ktoś, kto jakiś czas temu lazł z workiem piwa na plecach - podsumowałam.
Zaraz też pojawili się wszyscy siatkarze (z wyjątkiem Pawła, a łącznie z Dryją) by zagrać. Nawet Lena się pojawiła. A za nią piłkarz. Dawid, który usadowił się po mojej prawej sam mając po prawej Lenę nie był zachwycony. Zapowiada się ciekawy koniec naszej gry...

Lena:
-Naprawdę musisz wszędzie za mną chodzić?!- wrzasnęłam wściekła
-Tak - odparł spokojnie
-Wszyscy piłkarze są tak denerwujący?
-Jak im na czymś zależy...
Zamknęłam mu drzwi przed nosem. Desperacko potrzebuję chwili samotności. Maciek doprowadza mnie do szału. Na początku, zanim zaczął chodzić za mną krok w krok, było naprawdę miło, ale nic, co dobre nie może trwać wiecznie. Aby wszystko w spokoju przemyśleć postanowiłam udać się do tipi. Dlaczego miałabym przypuszczać, że jest tam cała  reprezentacja?
***
-Lena! Kto by się spodziewał! - usłyszałam radosny okrzyk
-Może tu mnie nie znajdzie - westchnęłam
-Mówisz o tym piłkarzu?
Pokiwałam głową. Dawid też tu był. Przyglądał mi się badawczo. Ile bym dała, żeby móc się teraz do niego przytulić, pocałować go, żeby wreszcie mogło być tak, jak powinno. Usiadłam obok niego i wykonałam nieśmiały gest. Próbowałam położyć mu głowę na ramieniu. Co prawda nie odgonił mnie, ale też nie wyglądał na szczęśliwego. Westchnęłam cicho. Nagle do tipi wszedł Maciek. Wprost nie wierzę, że mnie tu znalazł i to zanim ograłam całą reprezentację w tysiąca!
-Tyle cię szukałem - powiedział zdyszany Maciek wyraźnie przedłużając pierwsze słowo
-Szkoda, że znalazłeś - mlasnęłam
Kilka osób obok, które mogły usłyszeć moją uwagę zaśmiało się cicho.
-Gramy w karty? - zatarł ręce
Zgodnie zignorowaliśmy przybysza i zaczęliśmy rozgrywkę. Poczuł się chyba trochę urażony, ale usiadł obok i obserwował grę.
Powoli kończyły nam się fanty. Ktoś musiał pójść do sklepu albo zaczniemy grać o wyposażenie plecaków, Niektórym to by nie zaszkodziło. Widziałam, że Kurek ma same dziurawe skarpety. Pewnie zakładał się z Winiarem o jakieś bezsensowne rzeczy, więc to też jego wina. Wzruszyłam ramionami.
Pomyliłam się jednak, co do dalszej formy spędzania czasu, gdyż Piotrek wpadł na genialny pomysł.
-Skoro skończyły się nam fanty, to może zagramy w podchody? - zaproponował, na co większość reprezentacji ucieszyła się, niczym małe dzieci - W takim razie przydzielimy grupy -zatarł ręce

Stałam pomiędzy nienawistnie patrzącym Dawidem, a obiektem jego złości. Podczas, gdy inne grupy zgodnie omawiały taktykę, my staliśmy bez słowa.
-Kiedy już przestaniemy zachowywać się, jak dzieci - popatrzyłam wymownie na obiekt moich uczuć - To może pogodzimy się z podziałem osób i zaczniemy korzystać z uroków życia, podczas zabawy w podchody?
-Nie mam zamiaru z nim współpracować - Dawid odwrócił się na pięcie
-Bo jestem piłkarzem?! - oburzył się Maciek - Mówią o nas, że jesteśmy gwiazdami, ale wy to jakiś kosmos!
-Możesz być pewny, że nie chodzi o twój zawód - mruknął
Przeczesałam włosy ręką.
-Dobra, zaczyna drużyna Leny! - odezwał się Piotrek - Tu macie kredę. Rysujcie znaki na drzewach.
-W porządku - pokiwałam głową - Chodźcie - dodałam radośnie, sprawiając wrażenie kapitana zgranego zespołu
Na szczęście poszli za mną.
***
-Chodźcie tędy! Tam nas nie znajdą! - wołał Maciek
-Myślę, że Lena dużo lepiej zna te okolice, więc może to jej zostawisz obmyślanie trasy? - powiedział zgryźliwie Dawid
-Pan mądry się znalazł - prychnął
-O, jesteście beznadziejni - westchnęłam
Błądziliśmy po spalskim lesie starając się opracować drogę. Czas uciekał, a my pracowaliśmy niekoniecznie skutecznie. Głownie przez tych dwóch, co tylko się kłócili, To całkiem miłe, że walczyli o mnie, ale ile można wysłuchiwać ich słownych walk?! W pewnym momencie postanowiłam, że pójdę sama bez wcześniejszego uprzedzenia towarzyszy. Prawie się udało, gdyż Maciek poszedł w swoją stronę, sądząc, że idziemy za nim, a Dawid dzielnie kroczył za mną.
-Kim on właściwie jest, żeby... - zacisnął pięści
-Żeby? - odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy
Przez chwilę milczał.  Jego twarz nie wyrażała nic, ale oczy zdawały się mówić wszystko. Były lekko przeszklone, wzrok miał nieśmiały, delikatny.
-Żeby mi cię zabierać - odpowiedział cicho