Przez moje ciało przeszedł ciepły dreszcz. Przypomniałam
sobie wszystko. Mimowolnie uśmiechnęłam się. To była dobra noc. Nawet gwiazdy
świeciły jakoś jaśniej…
*
Weszłam na stołówkę. Przez chwilę rozglądałam się po jasnym
pomieszczeniu. Chciałam GO zobaczyć, spotkać JEGO spojrzenie. Chociaż, właściwie
dlaczego mi na tym zależy? Potrząsnęłam głową. Ogarnij się Lena! No, tak
lepiej. Wybij sobie z głowy jakieś miłostki!
Usiadłam przy stoliku obok mojego brata. Z bliżej nieznanego
mi powodu był sam.
-Coś się stało? – spytałam troskliwie, niczym matka
-Nie, dlaczego? – ocknął się z transu
-Mizernie wyglądasz – posłałam mu ciepły uśmiech, jakbym
chciała otulić jego zbolałe serce
-Jestem zmęczony, ty chyba też nie spałaś, co?
-Krótko – odpowiedziałam lakonicznie
-Ktoś ci przeszkadzał? – zadziorny uśmiech pojawił się na
jego twarzy
A to drań! Czerpie radość z nabijania się z młodszej
siostry! Kto by pomyślał… Taki dobry dzieciak z niego był.
-Układa się wam z Dawidkiem widzę –kontynuował przedstawienie
-Siły wróciły? – zapytałam z przekąsem
-Faktycznie! Zobacz, działasz cuda Lenka – moim oczom
ukazały się rzędy śnieżnobiałych zębów
-Poczucie humoru ci się wyostrzyło.
-Możliwe, nie przeczę.
Wszedł. Obejrzał się, chyba mnie szukał. Poczułam, że moje
serce zaczyna bić z częstotliwością tysiąc razy na sekundę. Znalazł. Patrzyłam
prosto w jego tęczówki. Świat dookoła przestał mieć znaczenie. Uśmiechnął się,
ale nie tak, jak robił to do tej pory, tak, że bałam się, iż zaraz zrobi coś
głupiego. To był ciepły, pokrzepiający uśmiech. Odwzajemniłam go. Zauważyłam, że
podąża w stronę naszego stolika. Pospiesznie spojrzałam na Fabiana. Był wyraźnie rozbawiony. Przeniosłam wzrok na Dawida, zaczęłam kręcić głową. Nie, nie
rób tego!
Nie zrozumiał.
-Lena, mogłabyś porozmawiać z Krzysiem, bo ja muszę odbyć
męską rozmowę z Dawidem.
Nowo przybyło gość popatrzył na mnie zmieszany.
-Mówiłam, żebyś nie podchodził – wzruszyłam ramionami i
wróciłam do konsumpcji śniadania
-A-a-ale –jąkał się
-Spokojnie, stary. Żartowałem – poklepał go po ramieniu
śmiejąc się nieustannie
-Mój brat nabiera chęci do życia, jak mi dokucza –
uśmiechnęłam się przesadnie
-Czyli wszystko z nim w porządku.
-Dzięki, zawsze wiedziałam, że można na ciebie liczyć.
-Jestem marnym aktorem- puścił mi oczko – Mówię, co myślę.
Zarumieniłam się. Drań!
Kurczę, zdecydowanie za często używam tego słowa. Może czas
poszukać gorszego określenia synonimu?
-Jesteś rudy! Zawsze będziesz miał gorzej! Ludzie nie
akceptują takich jak ty! – usłyszałam wrzask Kurka
-Nawet, jak będę chciał pracować w KFC po zakończeniu
kariery? - zawył Jarski
-Tym bardziej! – zamachnął rękami, tak, że strącił większość
kubków i parę talerzy
Lenka, wracamy na Ziemię. Kolejny zwyczajny, niezwyczajny
dzień.
Pamela:
Dziś postanowiłam ominąć szerszym łukiem stołówkę pełną siatkarzy. Tak na wszelki wypadek. Poza tym ja nie nie oceniam ludzi po wyglądzie, a na słowo "Rudy" już mogłam przypuszczać co się święci. Postanowiłam pójść się przejść, jednak:
- Babi! - a niech mnie licho, co tu robi...
- Daniela, co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
- A Mateusz powiedział, że cię tu znajdę, chodź jedziemy na miasto - przyjaciółka zaczęła ciągnąć mnie za rękaw.
- Poczekaj - przystopowałam - muszę iść po swojego pieska i powiedzieć Matiemu, że z tobą jadę.
- Ok - wsiada do czerwonego Smarta. - Czekam tutaj.
Szybko zawracam się do hotelu, wpadam do pokoju, zabieram szczeniaka i budzę brata:
- Mati, jestem na mieście z Danielą - całuję go w czoło i znikam.
Na korytarzu zderzam się z Zibim.
- O cześć - zaczynam. - Właśnie cię szukałam. Jadę teraz na miasto, więc zadzwonię, gdzie masz się stawić na obiad.
- Okej - uśmiecha się Bartman, a ja już pędzę do Dani.
- Jestem - mówię wsiadając do samochodu.
- Ale śliczny piesio! - zachwyca się dziewczyna.
- Chcesz mamy jeszcze na stanie - uśmiecham się.
- Nie wiem, zobaczę - i już wiem, że jednego weźmie.
- To po co mnie tu ściągałaś? - pytam.
- Mogłabym powiedzieć, że po to by pogadać, ale nie - zaczyna.
- To o co chodzi? - dopytuję.
- Pamiętasz to moje mieszkanie w Jastrzębiu-Zdroju? - pyta.
- O ile wiem, to mieszkanie twoich rodziców - mówię.
- To samo. Jest wynajęte, a ja muszę wrócić - kontynuuje.
- I? - pytam.
- Mogłabyś wynająć jeden pokój mojemu lokatorowi? - przechodzi do sedna.
Uśmiecham się sprytnie, analizując to co mi powiedziała Daniela.Wiem, że jej mieszkanie wynajmuje jakiś facet...
- Co z tego będę miała? - pytam.
- Co tylko zechcesz, ale nie ciągle - śmieje się.
- A kto wynajmuje? - pytam ponownie.
- Facet w naszym wieku. Spokojnie, bezpieczny jest - uśmiecha się.
- Ja myślę - posyłam jej spojrzenie. - Niech będzie, to gdzie teraz?
- Na podbój galerii! - obie zaczynamy się śmiać.
Do galerii nie jest daleko, gorzej z miejscem na samochód, ale się udaje. Chodząc po sklepach rozmawiamy o naszych studiach. W końcu razem będziemy je zaczynać i miejmy nadzieję kończyć. Czas szybko nam mijał. Nie ma to jak zakupy z przyjaciółką. Ona miała już pięć toreb ciuchów, a ja sześć książek. Takie to jesteśmy.
- Dobra kochanie - zaczyna Daniela. - Muszę jechać, a co ze szczeniaczkiem?
- To jedź do hotelu, mój brat wszystko wie - uśmiecham się.
- A ty? - pyta.
- A ja - ponad głowami przechodniów widzę Zbyśka - mam towarzystwo.
- Ok, to do zobaczenia Babi - cmoka mnie w policzek i już jej nie ma.
- Kto to był? - pyta Zibi.
- Przyjaciółka - uśmiecham się.
- Babi? - dopytuje.
- Tak, bohaterka książki - zaczynam się śmiać.
- Aha, to gdzie idziemy? - zapytuje.
- Jest tu taka fajna restauracja - uśmiecham się.
- Prowadź madame - uśmiecha się.
Znów zapowiada się miłe popołudnie. Zbyszek jest świetnym kompanem do rozmów i żartów. Zanim siądziemy do stolika pytam jeszcze:
- Na kolacje wracamy do hotelu?
- Musimy - puszcza mi oczko.
- No dobrze - uśmiecham się.
No, więc mam jasno określony plan. Nie jest źle. Ciekawe tylko co będzie jutro...
Pamela:
Dziś postanowiłam ominąć szerszym łukiem stołówkę pełną siatkarzy. Tak na wszelki wypadek. Poza tym ja nie nie oceniam ludzi po wyglądzie, a na słowo "Rudy" już mogłam przypuszczać co się święci. Postanowiłam pójść się przejść, jednak:
- Babi! - a niech mnie licho, co tu robi...
- Daniela, co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
- A Mateusz powiedział, że cię tu znajdę, chodź jedziemy na miasto - przyjaciółka zaczęła ciągnąć mnie za rękaw.
- Poczekaj - przystopowałam - muszę iść po swojego pieska i powiedzieć Matiemu, że z tobą jadę.
- Ok - wsiada do czerwonego Smarta. - Czekam tutaj.
Szybko zawracam się do hotelu, wpadam do pokoju, zabieram szczeniaka i budzę brata:
- Mati, jestem na mieście z Danielą - całuję go w czoło i znikam.
Na korytarzu zderzam się z Zibim.
- O cześć - zaczynam. - Właśnie cię szukałam. Jadę teraz na miasto, więc zadzwonię, gdzie masz się stawić na obiad.
- Okej - uśmiecha się Bartman, a ja już pędzę do Dani.
- Jestem - mówię wsiadając do samochodu.
- Ale śliczny piesio! - zachwyca się dziewczyna.
- Chcesz mamy jeszcze na stanie - uśmiecham się.
- Nie wiem, zobaczę - i już wiem, że jednego weźmie.
- To po co mnie tu ściągałaś? - pytam.
- Mogłabym powiedzieć, że po to by pogadać, ale nie - zaczyna.
- To o co chodzi? - dopytuję.
- Pamiętasz to moje mieszkanie w Jastrzębiu-Zdroju? - pyta.
- O ile wiem, to mieszkanie twoich rodziców - mówię.
- To samo. Jest wynajęte, a ja muszę wrócić - kontynuuje.
- I? - pytam.
- Mogłabyś wynająć jeden pokój mojemu lokatorowi? - przechodzi do sedna.
Uśmiecham się sprytnie, analizując to co mi powiedziała Daniela.Wiem, że jej mieszkanie wynajmuje jakiś facet...
- Co z tego będę miała? - pytam.
- Co tylko zechcesz, ale nie ciągle - śmieje się.
- A kto wynajmuje? - pytam ponownie.
- Facet w naszym wieku. Spokojnie, bezpieczny jest - uśmiecha się.
- Ja myślę - posyłam jej spojrzenie. - Niech będzie, to gdzie teraz?
- Na podbój galerii! - obie zaczynamy się śmiać.
Do galerii nie jest daleko, gorzej z miejscem na samochód, ale się udaje. Chodząc po sklepach rozmawiamy o naszych studiach. W końcu razem będziemy je zaczynać i miejmy nadzieję kończyć. Czas szybko nam mijał. Nie ma to jak zakupy z przyjaciółką. Ona miała już pięć toreb ciuchów, a ja sześć książek. Takie to jesteśmy.
- Dobra kochanie - zaczyna Daniela. - Muszę jechać, a co ze szczeniaczkiem?
- To jedź do hotelu, mój brat wszystko wie - uśmiecham się.
- A ty? - pyta.
- A ja - ponad głowami przechodniów widzę Zbyśka - mam towarzystwo.
- Ok, to do zobaczenia Babi - cmoka mnie w policzek i już jej nie ma.
- Kto to był? - pyta Zibi.
- Przyjaciółka - uśmiecham się.
- Babi? - dopytuje.
- Tak, bohaterka książki - zaczynam się śmiać.
- Aha, to gdzie idziemy? - zapytuje.
- Jest tu taka fajna restauracja - uśmiecham się.
- Prowadź madame - uśmiecha się.
Znów zapowiada się miłe popołudnie. Zbyszek jest świetnym kompanem do rozmów i żartów. Zanim siądziemy do stolika pytam jeszcze:
- Na kolacje wracamy do hotelu?
- Musimy - puszcza mi oczko.
- No dobrze - uśmiecham się.
No, więc mam jasno określony plan. Nie jest źle. Ciekawe tylko co będzie jutro...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz