piątek, 9 stycznia 2015

Dwadzieścia dziewięć

Lena:
Plan był okrutny nawet, jak dla mnie, a to już całkiem sporo. Wszyscy wiedzą, że kiedyś z Igłą i Winiarem tworzyłam zgraną paczkę. Byliśmy niczym trzej muszkieterowie. Prawdopodobnie nikt nie ostał się przed naszymi żartami.
***
Kilka lat wcześniej:
-Wiejemy! Szybko! Schnell!
Biegłam zużywając ostatnie pokłady mojej energii. Czułam, jak wiatr rozwiewa moje włosy i wręcz uderza w twarz. Uwielbiam takie momenty. Chyba właśnie dlatego wycinam kawały z chłopakami. Chcę poczuć się wolna.
Chyba mam dziwne pojęcie wolności. 
Wreszcie przykucnęliśmy za tylną ścianą ośrodka. Przez parę sekund słychać było tylko nasze ciężkie oddechy.
-Dobra, tradycyjne odliczanie – usłyszałam głos Michała
-Okrzyk za 3... – zaczęłam, nadal łapczywie łapiąc powietrze
-2… - usłyszałam głos Igły
-1…- ostatnie spojrzenie Winiara na zegarek
Najgłośniejszy krzyk, jaki w życiu słyszałam idealnie zsynchronizował się z naszym gromkim wybuchem śmiechu. Przybiliśmy sobie piątki. Faktycznie, zrobiliśmy chyba numer roku.
-Nigdy nie pomyślałbym, że będę robił ludziom kawały z małolatą – Michał oparł głowę o ścianę budynku
-Mam już osiemnaście lat! – oburzyłam się, jakbym liczyła, co najwyżej dwanaście wiosen
-O popatrz Krzysiu, a dopiero, co woziliśmy ją w wózku.
-Przecież wy nie…- urwałam
Igła machną ręką, co oznaczało, że mamy przestać rozmawiać na głupie tematy. Był przywódcą, wodzem, władcą, cesarzem naszej szajki. Pomysł powstał na początku tego zgrupowania. Godzinami prosiłam, żebym mogła być tu i teraz.
-Chyba powinniśmy już wracać – podniosłam się i już miałam zrobić pierwszy krok, kiedy Krzysiek mnie powstrzymał
-Chcesz iść prosto w paszczę lwa?
***
Zbliżała się godzina „zero”, kiedy do mojego pokoju wkroczył Dawid.
-Może być? – zapytał pokazując swój strój
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się pod nosem.  Wiedziałam, co robię proponując, abyśmy wszyscy ubrali się na czarno.
-Coś nie tak?
-Wręcz przeciwnie – uniosłam lewy kącik ust ku górze –Denerwujesz się? – dodałam
-Uważam, że to najbardziej prymitywna rzecz, jaką zrobię w życiu –westchnął – Tak naprawdę nie mam pojęcia, co tutaj robię.
-Ja też nie wiem, czemu jeszcze jesteście w pokoju skoro do godziny „zero” pozostało pięć minut! – Igła wszedł do mojego pokoju bez pukania konspiracyjnie na nas wrzeszcząc – Wszystko jest już gotowe – dodał spokojniej - Każdy wie, co ma robić?
-Oczywiście szefie! – zerwałam się na równe nogi i stanęłam na baczność
-W takim razie zaczynamy – jak zwykle spojrzał na zegarek
***
Moje zadanie było dosyć proste. Musiałam tylko zaprowadzić Zbyszka do pokoju, gdzie wszyscy przebywający w ośrodku mogli odpocząć, a potem dopilnować, żeby usiadł na właściwym krześle. Kokieteryjnie zastukałam w drzwi tymczasowego mieszkania naszego zacnego kolegi.
-Wejść! – usłyszałam wrzask
-Cześć – przywitałam się najmilej, jak umiałam – Trochę mi się nudzi. Pomyślałam, że może poszlibyśmy pooglądać telewizję, czy coś.
Spojrzał na mnie podejrzliwie i nie odzywał się przez dłuższy moment.
-Może spotkamy Pamelę – dodałam przewracając oczami
Musiałam być choć trochę wredna, żeby wyjść wiarygodnie.
Chwilę potem dumnie kroczyliśmy korytarzem miło gawędząc na tematy równie oklepane, co  pogoda. W myślach powtarzałam, jak ma wyglądać owe krzesło przygotowane dla Zbyszka. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W rogu zauważyłam Igłę, który już szedł w naszym kierunku. Puścił mi oko i objął Zbyszka ramieniem prowadząc go na miejsce. Do pokoju wszedł Dawid. W napięciu czekaliśmy na to, co miało się za chwilę wydarzyć. Usiadł na właściwym miejscu. Odczekaliśmy pół godziny, żeby wszystko mogło wyjść wiarygodnie. Po tym czasie wyszłam razem z Dawidem, który za chwilę miał dokończyć plan.
-Cześć, słuchaj mógłbyś na chwilę przyjść na stołówkę? Potrzebujemy cię. Tak? Super! Dzięki. – przysłuchiwałam się rozmowie jednocześnie przez szczelinę w drzwiach obserwując wydarzenia
Wstał, a krzesło uniosło się razem z nim. Chyba nawet nie poczuł, że ma przyczepiony zbędny balast. Przystanął. Nagle zaczął kręcić się wokół własnej osi. Widziałam Igłę, który dosłownie płakał ze śmiechu. Zbyszek zaczął ciągnąć krzesło, na zmianę siadał i wstawał, aż w końcu wszyscy obecni na tym jakże fascynującym pokazie tańca z krzesłami usłyszeli głośny trzask.
-Poszły mu spodenki! – krzyknął rozbawiony Dawid
Można pomyśleć, że nie mamy serca, bo naszymi intrygami ośmieszamy ludzi. Zapewne jest w tym trochę prawdy, ale w tej reprezentacji taki rzeczy dzieją się codziennie. To, że Krzysiek jest najlepszym żartownisiem, wcale nie oznacza, że jedynym.
-Igła! – rozwścieczony Zbyszek przeciągnął ostatnią sylabę, jak tylko się dało
Zauważyłam, że Krzysiek wybiega z pomieszczenia. Przytrzymałam Dawida, który chciał biec razem z nim.
-Nasza stara i podstawowa zasada: Jeden ucieknie szybciej, niż troje – powiedziałam z pełnym przekonaniem- Prawo dżungli – dodałam wzruszając ramionami 

Pamela:
Żart dla Zbigniewa raz. Muszę się dowiedzieć o co chodzi. Tylko kto będzie wiarygodniejszym źródłem? Lena czy Krzysiek? Hmm... myślę, że Lena. Jutro rano muszę się z nią zobaczyć. Ale do rana daleko, teraz mam spotkanie ze starszym Drzyzgą. Czyli Fabianem. Trzeba się jakoś przedostać do tipi. Chyba nie myśleliście, że mam tam zamiar przyjść dopiero przed trzecią? Trzeba się przygotować. Wziąć koce, coś do zjedzenia i picia i parę innych drobiazgów, typu laptop, komórka.
Tak wyekwipowana ruszam około dziewiętnastej w stronę tipi. Wiem, że chłopaki są na treningu, Lena z nimi, więc mam czyste pole. Po drodze modlimy się, żeby później żadnemu z siatkarzy nie zachciało się odwiedzić tej atrakcyjnej kryjówki.
 - Gdzie tak idziesz? - zagaduje Dawid.
 - A co? - pytam.
 - W sumie, nie mam się do kogo odezwać, więc próbuję zacząć rozmowę - błysną białymi ząbkami.
 - Rozumiem - powiedziałam wolno.
 - Więc gdzie tak idziesz? - pyta ponownie.
 - Do tipi - mówię. 
 - Masz zamiar zaszyć się tam na całą noc? - pyta ze zdziwieniem.
 - W sumie tak - wzruszyłam ramionami.
 - Aha - powiedział zbity z tropu.
 - Idziesz, czy nie? - uśmiechnęłam się.
 - Idę, idę - uśmiechnął się lekko.
Gdy już byliśmy w tipi przyjrzałam mu się uważnie.
 - Jesteś dziwny - powiedziałam.
 - No nie wierzę - zaśmiał się.
 - Nie o to chodzi - pokręciłam głową. - Coś ci się stało. Przeżyłeś szok.
 - Niestety nie da się ukryć - powiedział. - Brałem udział w żarcie na Bartmanie.
 - Uuu, kolego nawet ja wiem, że nie warto zaczynać knucia z Igłą, bo to się źle skończy dla psychiki - powiedziałam kręcąc głową.
 - Szkoda, że wcześniej tego nie wiedziałem - mruknął.
 - Teraz wiesz - uśmiecham się.  - Ale jest coś jeszcze prawda?
 - Jak ty znasz ludzi - powiedział.
 - Eee tam - powiedziałam. - Widać po tobie wiele.
 - Jak? - pyta.
 - Bo próbujesz to ukryć - śmieję się. - Sorry, za długo studiowałam ASP.
 - A co ma z tym wspólnego ASP? - dziwi się.
 - Kurs aktorstwa i tym podobne - wzruszam ramionami.  - Czasem coś takiego mielśmy.
 - Więc... nikt więcej nie widzi? - spytał.
 - Raczej... nie - powiedziałam. - Jednak zależy co. Bo na pewno niewiele osób zobaczy co masz w środku.
 - A ty jak uważasz? - pyta z nienacka.
 - Od tego już jest Lena - śmieję się. - Spokojnie, wiem i widać, że ją kochasz.
 - Tak? - pyta.
 - Mhm - potwierdziłam. - A Maćkiem się nie przejmuj. Trochę zazdrości nie zaszkodzi, ale raczej nie jest dla ciebie konkurencją?
 - Tak uważasz? - uśmiechnął się siatkarz.
 - Tak - powiedziałam. - W końcu jest piłkarzem.
Dawid odszedł śmiejąc się serdecznie. Cieszę się, że poprawiłam mu humor. W końcu trzeba od czasu do czasu spełnić jakiś dobry uczynek komuś kogo się lubi. Polubiłam wszystkich siatkarzy. Mniej lub bardziej, ale wszystkich. Ciekawe, co będzie za rok, dwa. Nie chce mi się myśleć. Wolę żyć teraz.
Do tej nieszczęsnej trzeciej zdążyłam się przekimać, pograć w durne gry i jeszcze sprawdzić przyjęcia i ta dalej. Punkt trzecia w tipi zjawił się Fabian.
 - Wyspany? - delikatnie zadrwiłam.
 - Nawet nie jest źle - powiedział. - Pół godziny temu skończyliśmy z Michałem Kubiakiem pocieszać Zbyszka.
 - Matko, to musiał być niezły kawał - powiedziałam.
 - Nie da się ukryć - uśmiechnął się Drzyzga. - Ale co chciałaś?
 - Aaa - powiedziałam i zaczęłam szeptać. - Otóż...