niedziela, 30 marca 2014

Jedenaście.

Lena:
-Marcin?! – krzyknęłam. Jak to się mówi, kopara mi opadła. Byłam przekonana, że to Igła, a tutaj najbardziej niepozorny, zamaskowany Możdżon.
-Piąteczka! – przywitali się
-Kurczę, nie wiedziałem, że cieszymy się tu, aż taką popularnością – przyznał lekko skrępowany Kamil jednocześnie drapiąc się po głowie
-Ja też, ja też- westchnęłam
-Co tu robicie? – spytał wciąż rozemocjonowany Marcin
-Właśnie miałem opowiadać, hehe. Ten, słuchajcie, Kruczek się na nas wkurzył i powiedział, że nie chce nas widzieć, a jak trener mówi to trener wie, więc wsiedliśmy w samochód. Jedziem, se, jedziem, a tu policja nas zatrzymuje, hehe, takie jaja, hehe. No to myślę sobie zrobię garbik, fajeczkę i się poleci. Niestety tylko pogarszałem sprawę, to chłopaki mnie wygonili. Wsiadłem do samochodu i myślałem odjechać, bo zawsze chciałem brać udział w pościgu. Tylko samochód nie odpalił. Także cały misterny plan …. Nieważne.
-Zabieram go! Musimy pogadać. Piotrek to moja bratnia dusza! – nasz kapitan podskakiwał z radości
-Poważnie? Może masz gorączkę? Słabo ci?  -patrzyłam na niego wzrokiem pełnym zwątpienia
-Zabawne – prychnął – Zajmij się lepiej swoim kochasiem.
-To jest bardzo dobry pomysł! – Dryja aż podskoczył
Nie no, genialnie. Namieszałam jeszcze bardziej, więc mój plan wygląda raczej, jak zemsta Dawida i to na mnie. Po co mi to było? Aha, no tak. Chciałam odegrać się na Kurku. Zachowuje się jak dzieciak i obrywam w równie głupi sposób.
-Cóż, zdaje mi się, że mam parę spraw do omówienia z moim misiem-pysiem – pieszczotliwie dotknęłam jego policzków. Chce wojny, to będzie ją miał
-Lepiej poszukam chłopaków – powiedział Stoch i chwilę później go nie było. Kiedyś mu wytłumaczę, czemu zachowywałam się tak dziwnie. Zawsze jest cień szansy, że mi uwierzy.
-Co ty odwalasz? – krzyknęłam, kiedy znaleźliśmy się sami
-Udaję, że jesteśmy razem, tak jak chciałaś.
-Nie myślisz, że lekko przesadzasz?
-Chcę być wiarygodny. Myślisz, że nadawałbym się na aktora? – uśmiechnął się szelmowsko
-Ależ zabawne, uwaga. Nie jestem głupia i wiem, co to sarkazm. Często go używam.
-Cieszę się. Cwana bestia z ciebie, wiesz?
-Dosyć – parsknęłam i odwróciłam twarz, ku ścianie
-Ale – ujął mój podbródek jednocześnie zmuszając mnie do patrzenia mu w oczy – Pod tą grubą warstwą znajduje się dziewczyna o wielkim sercu. Nigdy tylko nie zrozumiem, czemu ukrywa swoją prawdziwą naturę. Chciałbym, żeby kiedyś odkryła się przede mną. – złożył delikatny pocałunek na moich ustach i wyszedł zostawiając mnie zupełnie osłupiałą.

Był niewątpliwie jednym z niewielu mężczyzn, którzy potrafiliby mnie tak oczarować. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Może miał rację? Byłam zdezorientowana. Już nic nie wiem.
Pamela:
Okazało się, że to nie był Zibi tylko Marcin. Tak wynikało z relacji Stocha. No nic, jak widać wszystkim czasem może odwalić. Łącznie ze mną. Ale na to się nie zanosi.
 - Siostra, masz marchew? - spytał Mati
 - Nie, wykombinuj sobie jakiś inny nos.
 - Jak to bałwan bez marchewki?
 - Popatrz na Kurka jakoś sobie radzi chłopina.
 - Uuu, język ci się wyostrza.
 - Matko, za co? To miejsce nie wpływa na mnie dobrze...
 - Oj nie narzekaj. - pocieszył mnie Igła - Poczekaj co będzie za tydzień!
 - Szykujesz coś?
 - Może...
Przeraziłam się. Ale przynajmniej skoczkowie byli zadowoleni. Gadali sobie z Igłą i pewnie wymyślali żart wszech czasów. Nie wnikam. Jak na razie pana Słoniny nie widać, więc można poszaleć. Szykowała się w końcu bitwa na śnieżki, w której udziału nie zgłosił tylko Paweł. Ja postanowiłam się zabawić, ale mam być w drużynie z Igłą. Wiem, że właśnie ona wygra. Nagle zauważyłam jak z ośrodka wychodzi Dawid.
 - Bitwa na śnieżki? - zaproponował mu Wrona
 - W sumie ok. - i mamy nowego przeciwnika.
Nasza część zawierała w sobie tipi, to jest skład amunicji. Nie wiedziałam, że sztucznym śniegiem też można się tak zabawić. Jak widać wszystko jest możliwe, jeśli masz fajne towarzystwo. Fakt jest faktem, zaczynałam lubić siatkarzy. Nie wiem tylko jak to się skończy dla mojej i tak już biednej psychiki.
 - To jak gotowi? - spytał Kot
 - Się wie!
 - Na front! - krzyknął Igła
Bitwa była przednia! Parę razy trafiłam to w Zbyśka, to w Miśka. Proszę, nawet mi się zrymowało. Zauważyłam, że nawet Lena i Paweł dołączyli. Paweł do naszej drużyny, a Lena do przeciwnej. Poczułam się jakbym znów miała te pięć, czy sześć lat. Było fantastycznie.
 - Masz żelki, masz żelki, masz żelki, masz żelki? - Piotruś miał dobrą pamięć
 - Tak mam. - wyciągnęłam paczkę kwaśnych żelków z Biedronki
 - Ooo... moje ulubione! - siedzieliśmy sobie wszyscy w tipi i rozpaliliśmy małe ognisko.
 - Nie żeby coś, ale to bezpieczne? - spytał Ziobro
 - Raz już było ognisko, nic się nie stało, więc chyba tak. - odparłam
 - Nie dygaj, będzie fajnie. - pocieszył go Wrona
Siedziałam i patrzyłam w ogień. Lena opierała głowę o ramię Dawida. Coś mi jednak nie pasowało. Nie ważne, nie będę się tym przejmować. Obok mnie siadł Michał.
 - Świetnie jest, nie?
 - Tak, mają tu na wyposażeniu gitarę?
 - Nie wiem.
 - Ja mam! - krzyknął mój brat - Specjalnie wziąłem twoją. Wiedziałem, że się przyda.
 - Ok, to daj. Jaka piosenka?
 - Ja mówię! - poderwał się Mateusz i podał mi chwyty. - Tą (jeśli chcesz wiedzieć co to za piosenka kliknij)
 - Łał. - powiedział tylko Piotrek po skończeniu.
 - Dziękuję, proszę nie bić braw. - uśmiechnęłam się - Ktoś wie, która godzina?
 - Nooo... jedenasta. - odparł Karollo
 - A was nikt nie szukał? - popatrzyłam na skoczków
 - Nie - odparł Kot - Słonina dzwonił i powiedział, że zostajemy na tydzień.
Zapowiada się bardzo emocjonujące siedem dni. Szczególnie, że Igła złapał dobry kontakt z chłopakami...

sobota, 22 marca 2014

Dziesięć.

Pamela:
 - Chcą zimę? - dopytywał Mati
 - Nie wiem. Może... - w tym momencie podszedł do nas pewien facet
 - Dzień dobry, Bogumił Słonina. - przedstawił się facet, a ja mało co powstrzymałam śmiech - Jestem powiedzmy opiekunem skoczków.
 - Skoczków? - uniósł brwi Paweł
 - Tak, przyjechali tu. Czy mógłbym poprosić o zaopiekowanie się nimi przez jakiś czas? Jest ich tylko czterech.
 - No dobrze, niech pan ich przyprowadzi. - powiedziałam
Za chwilę stało przede mną czterech skoczków. Biorąc pod uwagę, że miałam ostatnio do czynienia z dwumetrowymi mutantami była to miła odmiana.
 - Podzielić się na dwie pary i idziemy. - powiedziałam
Nie myślcie, że sama będę się zajmować czterema facetami. Weźmie się do pomocy Lenę i tego jej księciunia. Z tego co widziałam przekażę jej pod opiekę Żyłę i Stocha.
Akurat gdy chciałam zapukać otworzyły się drzwi. Świetnie się złożyło.
 - Lena, masz tu Stocha i Żyłę. Rób se z nimi co chcesz, możesz ich nawet wziąć do opieki nad szczeniakami, ale za godzinę mają być pod ośrodkiem.
Tak zostawiłam trochę zbitą z tropu dziewczynę. Sama poprowadziłam Kota i Ziobrę do pokoju Michała W. W końcu chciałam odebrać swojego psa.
 - Winiarski, gdzie mój pies? - weszłam nawet nie pukając
 - Aaaa! Kobieto! Nie strasz mnie, o cześć Paweł. Oooo... - wydukał na widok skoczków
 - Gdzie mój pies? - ponowiłam pytanie
 - Wybierz sobie. - powiedział, a sam przeszedł do oglądania z bliska naszych gości. Biedaki. Na taki psychiatryk mogli nie być przygotowani. Bywa i tak.
Podeszłam do legowiska. Spało w nim kilka naprawdę słodkich szczeniaczków. Aż mi się wymsknęło ciche "oooch", ale nie ważne. Trzeba któregoś wybrać. Okazało się to prostsze niż myślałam. Był tylko jeden bialutki szczeniaczek. Chyba suczka. Najsłabsza z miotu, bo leżała na uboczu. Delikatnie wzięłam ją/jego na ręce i popatrzyłam na skoczków. Chyba zdążyli zakumplować się z Winim. No, ok. Może nie będzie tak źle.
 - Chcecie iść, czy dalej szaleć z Winiarskim? - spytałam
 - Właściwie to jak masz na imię, bo tak nie spytaliśmy? - zaczął Kot
 - Pamela, miło mi. - podałam im rękę
 - Maciek.
 - Janek.
 - To w takim razie, może szczeniaczka? - spytałam
 - Nie, wiesz. Ja jednak nie lubię psów... - zaczął Kot
 - Ja to nie wiem. Muszę się zastanowić, ale spytajcie Żyłę, może weźmie. Dla córki.
 - Ok, to zawijamy się. Muszę przenieść swojego pieska. Chwila, chwila. Gdzie Guma i mój brat? - spytałam Winiarskiego
 - Poszli poszukać chyba Piotrka...
 - Aha, dobra. Chyba są bezpieczni. Ruszać się. Mój pokój jest na drugim końcu ośrodka. - no dobra, trochę naciągnęłam prawdę.
 - Może być. A tu się coś w ogóle dzieje? - spytał Ziobro
 - Jeśli jesteś typem żartownisia, to odsyłam do pana Ignaczaka, on jest tu guru żartów.
 - Super. - chłopaki przybili sobie piątkę
 - Czyli rozumiem, że was też żarty się trzymają w każdej chwili?
 - Tak! - odparli równocześnie
 - Hmm... może się na coś przydacie...
 - Masz jakiś chytry plan?
 - Chytra to jest babka z Radomia mój drogi. Ja jestem sprytna. I chyba mam jakąś robotę.
 - Pameeelaa! - krzyknął Piotrek (oczywiście duże dziecko Nowakowski)
 - Czego chcesz?
 - Od nas Panie, za twe hojne dary... - dokończyli skoczkowie
 - Aaa! Oni też!
 - Ale co się stało Piotruś?
 - Na drzewach jest śnieg, a w ośrodku skoczkowie, Bartek lata w jakiejś kurtce, Wrona i Kłos w czapkach, twój brat z Gumą lepią bałwana, a Zibi i Dziku urządzili bitwę na śnieżki! Czy ja przespałem pół roku? Jak nam poszły imprezy? Czy Kowal mnie nie zabije, że się spóźniłem na sezon ligowy?
 - Piotrek, spokojnie, nic nie przespałeś. Po prostu do ośrodka przyjechali skoczkowie, więc ktoś sypnął sztucznym śniegiem, a te wszystkie zimowe "atrakcje" to pewnie wymysł Igły. Chodź, odniesiemy mojego szczeniaczka do pokoju i razem z Jankiem i Maćkiem pójdziemy do tipi, tak?
 - No dobrze. A masz żelki?
 - Chyba mam. - pokazałam skoczkom drogę ręką, a sama wzięłam Piotrka za rękę, drugą trzymając szczeniaka. Jednak nagle usłyszeliśmy jakiś wrzask. Bez wątpienia był to wrzask Zibiego....

Lena:

-Takie powitania to ja lubię - uśmiechnął się szelmowsko
Przyłożyłam mu palec do ust. Później to wyjaśnię.
-Ty mnie zdradzasz! - pisnął Kurek - Zgłaszam to do prokuratury! - złożył ręce na piersiach
-Siostra, co ty robisz?! - Fabian zaczął skakać łapiąc się za głowę
-Nie jesteśmy razem! - wrzasnęłam w stronę Bartka - A ty - zwróciłam się do Fabiana - Nie panikuj.
-Dopiero się poznaliście!
Przygryzłam wargę i w akcie paniki rozejrzałam się po korytarzu.
-Miłość braciszku - dodałam po paru sekundach - Idziemy pociągnęłam Dawida za rękę
*
Kiedy znaleźliśmy się w pokoju niebezpiecznie przybliżył swoje usta do mojej twarzy.
-Umm, poczekaj - odsunęłam się
-Przecież... - bezradnie rozłożył ręce
-Zostałeś wciągnięty do mojego szatańskiego planu.
-Słucham?
-Kurek rozpowiedział, że jesteśmy parą. Wściekła wypaliłam, że mam kogoś. Kiedy zadzwoniłeś pomyślałam, że moglibyśmy poudawać... - zakłopotana wpatrywałam się w podłogę
Popatrzył na mnie zdziwiony. Może nawet trochę zdenerwowany.
-Dlaczego miałbym ci pomagać?- spytał uśmiechając się zadziornie i przybliżając do mnie
-Taki jesteś interesowny? - uniosłam brew oddalając się
-A ty cwana. Chyba jesteśmy siebie warci, co?
-Całkiem możliwe.
Nagle poczułam, jak jego ciepłe usta stykają się z moimi w czułym pocałunku. Było cudownie, ale jakby, co to nie pisałam tego.
-Co to było?
-Musimy trochę poćwiczyć, jak chcemy być wiarygodni, nie?
Ja - oszołomiona, on wyluzowany opuściliśmy moje lokum.
- Lena, masz tu Stocha i Żyłę. Rób se z nimi co chcesz, możesz ich nawet wziąć do opieki nad szczeniakami, ale za godzinę mają być pod ośrodkiem - usłyszałam, gdy tylko otworzyłam drzwi
Wpatrywałam się w skoczków nie wykazując żadnych czynników życiowych. Może poza ultraszybkim mruganiem oczami. Wspominałam już, że uwielbiam skoki?
-T-to dla mnie zaszczyt - zaczęłam
-No bez jajec, hehe. - zaśmiał się Piotrek
-Ja jestem Kamil, to Piter. Bez zaszczytów i tym podobnych, jesteśmy normalnymi ludźmi - uśmiechnął się
-Dawid - podał dłoń skoczkom
-Lena - poszłam w jego ślady-Wybaczcie, po prostu pasjonuję się skokami.
-Garbik, fajeczka i wyluzowanko, hehehe. Można tu coś porobić?
-Skoczni nie mamy, ale jest siatkówka. Słyszałam, że lubicie.
-Albo możecie wybrać się ze mną i moją ukochaną na spacer. - wypalił Dryja
Popatrzyłam na niego moim morderczym wzrokiem, ale o dziwno nie podziałało.
-Cóż, kwadraciki nas jakoś nie interesują, hehe, tak, hehe, no. - Piotrek był wyraźnie rozbawiony
-Co tutaj właściwie robicie? - zawstydzona próbowałam zmienić temat
-To długa historia, ale Złotousty pewnie lepiej ją opowie - zaśmiał się Kamil
-Mamy czas, to jak przejdziemy się?
-Piteeeeeeeer! Złotousty! Idolu! - krzyczał koś z drugiego końca korytarza

niedziela, 16 marca 2014

Dziewięć.

Lena :
Złowieszczy plan był już gotowy. Zostało tylko czekać na Dawida. Nie ma możliwości, że się nie zgodzi. Ma się tę zdolność przekonywania. Zatarłam ręce i zachichotałam cichutko. Pewnie nic by się nie stało, gdyby nie to, że byłam akurat na wypełnionej po brzegi stołówce. Widok dziewczyny przerywającej posiłek, aby wykonać podobny gest musiał być szokujący. Zawstydzona wlepiłam mój wzrok w talerz z obiadem.
-Siemano! – krzyknął ktoś klepiąc mnie w plecy tak, że mało się nie udławiłam
-Panie Ignaczak! - prawie wrzasnęłam
-Ha! Pomyliłaś się moja droga. – wypowiedział tajemniczy przybysz
Odwróciłam się ku niemu. Właśnie był w trakcie wykonywania gestu tryumfu jednocześnie, jak mantrę powtarzając: „Nareszcie!”. Uniosłam brew do góry.
-Powiedziałeś Kłosowi, że jest dziwny, a teraz zachowujesz się gorzej niż on.
-Nabrałem cię! Gdzie oklaski?  -rozejrzał się po pomieszczeniu
-Zatańcz, to może jakieś będą – mruknęłam pod nosem zupełnie nie spodziewając się zachowania Winiarskiego
-Na miejsca, panowie! Światło! Muzyka!
Nim się spostrzegłam obok pojawił się wspomniany już wcześniej Igła, do tego Kubiak, Bartman i Nowakowski. Rozbrzmiał słynny utwór grupy Top One(Jeśli chcesz zatańczyć, jak siatkarze to kliknij tutaj, jeśli nie, to też kliknij) i zaczął się pokaz. Dyskotekowe światło włączone przez panie kucharki przypieczętowało beznadziejność tej sytuacji. Miałam do wyboru dwie możliwości. Śmiać się, albo wyjść. Uznałam, że uratuję resztki swojej godności i niezauważalnie opuściłam lokum.

Odetchnęłam świeżym powietrzem. Jestem tu dosyć krótko, a już wariuję. Bijesz rekordy Lena – pomyślałam. Materiał był ukończony w sześćdziesięciu procentach. Jak dobrze pójdzie, to uwolnię się stąd szybciej niż myślałam. Tylko nie byłam pewna, czy chcę wracać do domu. Przestraszyłam się tej myśli i wróciłam do ośrodka.

Będąc już w środku zauważyłam niemałe poruszenie na korytarzu. Podeszłam bliżej i przysłuchałam się rozmowie wieży, wielkoludów, pacanów uroczych kolegów.
-To jest matka. –usłyszałam głos Kurka. O zgrozo, czemu on?
-Suka? – spytał Nowakowski
-To chyba jasne, cepie! – wrzasnął Zibi
Nie wytrzymałam.
-Jak wy możecie się tak wyrażać! –wrzasnęłam – Zero jakiekolwiek szacunku! Naprawdę ciężko będzie zniżyć się do waszego poziomu!  -zrobiłam się czerwona ze złości
-Lenka, nie denerwuj się. To jest Mamma pies Zaytseva. – Bartek objął mnie ramieniem
-Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam spychając jego rękę
-Właśnie urodziła młode i nie wiem, co z nimi zrobić. Chcesz jednego szczeniaczka? Zobacz jaki jest słodziutki. – kontynuował – Puci, puci – dodał głaszcząc jednego pieska.
Były naprawdę słodkie. Nie mogłam się nim oprzeć. Jednakże, jako osoba doszukująca się logiki w tym dziwnym świecie musiałam zapytać:
-Co robi u ciebie pies Ivana?
-Podesłał mi go, musi wyjechać na zgrupowanie, a żona jedzie do jakiegoś spa. Nie chciał, żeby Mamma została sama. – tłumaczył nieco gestykulując
-Myślałam, że chociaż ty jesteś tu normalny, ale widzę, jak bardzo się myliłam.
-Pff, powiedziała, co wiedziała. Nie wszyscy są równie nieczuli, co ty.
-Problemy w raju widzę – zagadnął Igła, lecz umilkł pod wpływem mojego morderczego wzroku
-Spirik twierdzi, że problemy trzeba opić – wyrecytował Winiar unosząc palec, ku górze
-Ten twój, Spirik twierdzi, że wszystko trzeba opijać- odparłam zażenowana
-Dobre młoda! – usłyszałam głos brata. No tak, jeszcze nasz zwyczaj.
-Co tu się dzieje? – usłyszeliśmy nieznany głos

Odwróciłam się i zobaczyłam Dawida. Korzystając z sytuacji, niewiele myśląc rzuciłam się mu na szyję i wpiłam w jego usta, czym wprawiłam w osłupienie wszystkich, a szczególnie samego zainteresowanego.

Pamela:
Zbliżając się do stołówki usłyszałam disco polo. Znaczy się na pewno tam nie wejdę.
 - Nie idziesz na obiad? - spytał się Mati
 - Nie, wolę się przejść.
 - Siostra, jakby co to ty diety nie potrzebujesz...
 - Diety nie, ale cierpliwości tak.
Poszłam się przejść. W sumie nic innego mi nie zostało. Portret oddałam, jutro były przesłuchania... jak na razie żyć nie umierać. Poszłam drogą, którą przemierzyłam ostatnio z Zibim. W co on gra? O co jemu i Michałowi chodzi? Głupia, nie rozmyślaj nad tym. Nie po to tu jesteś.
***
Z daleka zobaczyłam Lenę. Ta to dopiero ma kiepsko. Pan Zawór Kurek rozpowiedział, że są parą. Chyba nawet coś było z tego powodu. Nie zazdroszczę. W sumie bardzo ją polubiłam. Na pewno była normalną osobą.
Szybciej niż ona znalazłam się w ośrodku. Na korytarzu panowało lekkie zamieszanie. Na pierwszy rzut oka dostrzegłam duże dziecko Nowakowskiego, Winiarskiego, Kurka i Bartmana.
 - Co tu taki rozruch? - spytałam
 - Mamy psa! - krzyknął Piotruś
 - O jaka fajna! - uśmiechnęłam się - I jakie słodkie szczeniaczki!
 - Chcesz jednego? - zaproponował Michał W.
 - Jasne, ale jutro, muszę się na niego przygotować, ok?
 - To znaczy...? - Winiar zrobił mało inteligentną minę
 - Wybiorę się po jakieś legowisko i tak dalej...
 - Aha, a którego chcesz?
 - To ustalę jak wszystko będę miała. Widzę, że to biały owczarek niemiecki. Zawsze chciałam takiego mieć!
 - A nie miałaś? - popatrzył na mnie współczująco Piotrek
 - Miałam, ale innego. Boksera dokładniej. Też albinosa. - zaśmiałam się na widok ich min - Dobra, ja idę. Do zobaczenia.
 - Chwila! - zawołał Kurek - A co to jest albinos?
 - Wygooglaj sobie! - i poszłam
Świetnie! Będę miała szczeniaczka. W takim razie trzeba znaleźć Gumę, który dysponuje samochodem i wybrać się do jakiegoś porządnego zoologicznego. Ale najpierw po brata.
 - Mati, chcesz szczeniaka?
 - Tak! A co?
 - Winiarski rozdaje. Ale najpierw szukamy Zagumnego i jedziemy do zoologicznego.
 - Ok, ze mną jak z małym dzieckiem!
 - To wypad.
Nie musieliśmy nawet za długo szukać Pawła. Mati wpadł na niego na rogu.
 - Hola, hola młodzieńcze, spokojnie. Witaj  Pamelo.
 - A witam, witam. Jak zdrowie i samopoczucie?
 - I to, i to w normie. Coś się stało?
 - Mógłbyś użyczyć nam samochodu?
 - Z kierowcą czy bez?
 - A jak wolisz?
 - Jeśli umiesz dobrze prowadzić to bez. Ale i tak Ja was zawiozę. Punkt docelowy?
 - Zoologiczny!
 - Zgoda. Zapraszam za mną.
Wyszliśmy na parking. Po drodze minęliśmy zbiorowisko składające się z:
a) ogłupiałych siatkarzy
b) Leny, która całowała się z jakimś chłopakiem
Ślicznie, ślicznie, romanse kwitną, a biedne szczeniaki szukają domu. No nic, później zasięgnę informacji.
 - No, no. Lena strasznie wyrosła to i chłopcy za nią wodzą wzrokiem. - podsumował Paweł
 - Lepiej nie można tego ująć. - zaśmiałam się razem z bratem
 - No dobrze, nie zajmujmy się tym. To prywatna sprawa rodziny Drzyzgów.
 - Jestem za. - uśmiechnęłam się
W czasie drogi mój brat rozmawiał z Gumą na typowo siatkarskie tematy. Od strony technicznej przegadali chyba już wszystko, a ja tylko wyglądałam przez okno.
 - Jesteśmy. - zakomunikował siatkarz
Chyba zakupów nie będę wam streszczać? Grunt, że kupiliśmy wszystko dla psa plus parę książek. Moja chora fobia, ale nie ważne.
 - Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak krótko na zakupach z kobietą. - szczerze zdziwił się Guma
 - Bo widzisz, ja jestem wyjątkowa. - posłałam mu rozbrajający uśmiech
 - To dobrze. - i ruszyliśmy w drogę powrotną
Gdy dotarliśmy do ośrodka od razu rzucił nam się w oczy jeden szczegół...
 - Pamela? - spytał mój brat - A czemu oni posypują drzewa sztucznym śniegiem?
 - Nie wiem. - odparłam - Ale przynajmniej nie zrywają liści...

sobota, 8 marca 2014

Osiem.

Pamela:
 - To o czym chciałaś pogadać? - spytał Mati
 - Chodzi o to, że się przeprowadzam. Tylko nie mów rodzicom.
 - Ale jak to? - spojrzał na mnie z pytaniem w oczach
 - Po prostu, przeniosłam się na studia do Jastrzębia-Zdroju.
 - Zostawisz mnie?
 - Oj, nie ciebie...
 - To moja wina?
 - Nie, Mati. Co ci do głowy strzeliło? - siadłam obok brata i go przytuliłam
 - No bo się przeprowadzasz.
 - Oj Mateusz. Jestem już dorosła. Nie mogę wiecznie mieszkać z rodzicami.
 - Ale będę mógł do ciebie przyjeżdżać?
 - Kiedy będziesz chciał, pod warunkiem, że to nie wpłynie na twoje oceny.
 - Ok, ok. Kocham cię siostra.
 - Też cię kocham Pisklaku.
W tym właśnie momencie do mojego pokoju wpadł Zibi i Misiek. Matko, a ci czego tu szukają.
 - Mówiłem ci, że już wróciła! - zaczął Zbyszek
 - No dobra, dobra masz rację.
Popatrzyłam na brata, on na mnie i razem wzruszyliśmy ramionami.
 - Dobra, Zibi możesz wyjść. - powiedział Dziku
 - A niby czemu?
 - Bo cię proszę?
 - No dobra, ale biorę ze sobą Masło.
 - Masło? - spytałam i zwróciłam się do brata - Już wiedzą jaką masz ksywę.
 - No! - i wyszedł z pokoju
 - Jeśli masz zamiar dostać pokój to...
 - Nie o to mi chodzi. - przerwał mi Misiek
 - A o co.
 - W sumie o nic wielkiego. - podszedł do mnie i lekko mnie pocałował. Potem jak gdyby nigdy nic - wyszedł.
A ja zostałam. Z mętlikiem w głowie. No żesz! Za co, ja się pytam za co?
 - Hej. - aż podskoczyłam jak usłyszałam przywitanie
 - Ah, cześć Zibi. Co cię tu sprowadza?
 - Chciałem cię zabrać na spacer.
 - Po spalskich lasach?
 - Nie, drogą do miasta, ale jeśli....
 - Nie! Wolę twoją opcję.
I tak właśnie znalazłam się na drodze prowadzącej do miasta w towarzystwie Zbigniewa. Opowiadał mi właśnie jak to poznali się z Michałem, a ja zastanawiałam się właśnie ile dziewczyn dałoby się pokroić za to, żeby być na moim miejscu.
 - No i tak to było. - zakończył swoją opowieść siatkarz
 - Bardzo interesujące. - powiedziałam - Jednak wolałabym wrócić.
 - Oczywiście.
W drodze powrotnej już nie gadaliśmy. Chyba nawet mi to nie przeszkadzało. Moje myśli i tak latały koło tego incydentu w moim pokoju. Nie ogarniam. Chyba ten pokój łączy ludzi. Nie ważne.
Wchodząc na teren ośrodka zauważyłam postać Michała. Gadał w najlepsze z moim bratem. Porządnie zabrał się do tematu. Chce, żeby Mateusz był po jego stronie. Oho, właśnie nas zauważyli.
 - No Mati, to co robimy? - spytałam brata, gdy już podeszliśmy do niego i Miśka
 - Możemy pograć w karty? - spytał - Jak kiedyś?
 - Zawsze do usług. - uśmiechnęłam się - Panowie wybaczą, ale dla mnie brat jest teraz najważniejszy. Do zobaczenia.
 - Cześć. - odpowiedzieli jednogłośnie.
Oddaliliśmy się już trochę w głąb ośrodka, ale i tak usłyszałam "Zbigniew k**wa! Co ty od..." reszty nie usłyszałam, gdyż zagłuszył to Pit.
 - Paaaaaaamelaaa! Maaati! - krzyknął - Zaadoptujcie mnie!
 - CO!? - zrobiliśmy wielkie oczy
 - Na jeden wieczór, możecie? - popatrzyłam na brata, kiwną głową na zgodę
 - Do tipi, czy do naszego pokoju?
 - Do waszego pokoju. Co będziemy robić?
 - Grać w karty.
 - Haaazard!
 - Nie, rozrywka. - w takim właśnie humorze upłynęła mi reszta wieczoru.
Lena:
Wszyscy chodzą struci i markotni po ośrodku. Plączą się, jak smród po gaciach, a najgorsze jest to, że nikt nie chce mi powiedzieć ,czemu. Zdaje się, że tylko uroczy kawalarz Krzysztof jest w formie. Kosa pokłócił się ze swoją dziewczyną Gertrudą, (tak, poważnie ma na imię Gertruda) Zibi z Miśkiem, Winiar z Kłosem, a Pamela się do mnie nie odzywa. Skoro tak, to idę na kebaba. Wróciłam z Kielc, jestem głodna, a pora śniadań skończyła się parę minut przed moim, naszym z Fabiankiem przyjazdem. Nawet sobie nie wyobrażacie mojego zdziwienia, gdy na placu przy ośrodku zobaczyłam nijakiego Wojciecha D. zwanego tez potocznie moim tatą.
-No, powiedz im, że to jakiś żart był, a teraz nie mam czasu.  – skończył rozmowę przez telefon
-Co ty tu robisz?
-Córeczko! Magdalenko! – przytulił mnie
-Nie wiem, czy pamiętasz tato, ale nazywam się Lena. To spora różnica. – odchrząknęłam
-To wszystko wina twojej matki! Gdyby nie ona miałabyś ładne, normalne imię!
-Dzięki, tatusiu. Po raz pierwszy coś nie jest winą Tuska. Powtórzę moje pytanie. Co tu robisz?
-Przyjechałem zabrać ciebie i Fabiana do domu.
-Słucham? Przecież nie jesteśmy w tej dżungli na wakacjach!
-Wojtek chce, Wojtek może. – poprawił marynarkę
-Dzieeeeeeń dobryyyyyy! –wrzasnął z daleka Igła
-A ten dalej świruje? – spytał mnie mój rodziciel
-Z roku na rok, coraz bardziej – pokręciłam głową – Nie macie teraz treningu? – spytałam, gdy pojawił się obok
-Zapytaj swojego chłopaka! – popatrzył na mnie znacząco
-Nie ma… - przerwałam, bo uświadomiłam sobie, co się stało i wściekła pobiegłam do ośrodka
Wbiegłam na halę. Jasne, nie myliłam się. Igła, jak w każdy czwartek uciekł z treningu. Sam twierdzi, że po prostu bierze przepustki. Wychodzi na dwór i wraca po dziesięciu minutach. Wzrok wszystkich skierowany był na mnie. Poprosiłam trenera, by zwolnił Bartka na chwilę i zawołałam go do siebie. Maszerował dumny wśród okrzyków kolegów. Kiedy byliśmy już sami zawołałam:
-Czegoś ty im naopowiadał?! Jaką dziewczyną?! Nic takiego nie powiedziałam, zresztą i tak nie dałeś mi dojść do głosu! Jak cię zaraz, jak cię zaraz … Jak poślę ci hejta na fejsie to się nie pozbierasz!
-Wolisz róże, czy stokrotki? Życie jest takie piękne – mówił w amoku
-Nie jesteśmy razem! – wrzasnęłam – Mam kogoś! – dodałam niewiele myśląc
-Jak to? – spytał zdumiony
-Tak to. Cześć.
Ok, zgadzam się, zrobiłam coś bardzo głupiego, bezsensownego. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Stara Lena, mistrzyni sarkazmu z niezwykle optymistycznym podejściem do życia powróciła. Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Jakiś nieznany numer, pewnie pomyłka.
-Słucham? – odezwałam się
-Cześć, tu Dawid – wydawał się być lekko skrępowany
-Hej, miło cię słyszeć – uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu
-Niedługo będę w okolicy, może chciałaby się spotkać?
-Pewnie, z wielką chęcią.
-W takim razie zadzwonię – mogłabym przysiąc, że cieszył się wypowiadając te słowa

Nagle do mojej głowy wpadł pewien iście szatański pomysł.