sobota, 27 września 2014

Dwadzieścia cztery.

Lena:
Minęło parę dni od pamiętnego wieczoru, kiedy to planowaliśmy przenoszenie łóżka. Do Spały wróciła Pamela, ale jeszcze z nią nie rozmawiałam. Byłam zajęta piciem herbatki i oglądaniem serialu.
W końcu opuściłam jamę smoka swój pokój. Nie poczułam wewnętrznej potrzeby, po prostu skończyłam wszystkie dostępne sezony. Przechadzałam się korytarzem w poszukiwaniu ofiary kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, aż natrafiłam na Pamelę.
-O! Cześć! – powiedziałam żywiołowo
Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale odwzajemniła gest. No co? Po całym dniu bez jakiegokolwiek kontaktu z innymi ludźmi ja też mogę być towarzyska.
-Jednak wróciłaś? Cieszę się – nikły uśmiech pojawił się na mojej twarzy
-Działo się tu coś ciekawego? – zapytała niewinnie
Wybuchłam nieopanowanym śmiechem.
-Pytanie retoryczne – powiedziałam – Zaraz ci wszystko opowiem!
-Przy kawie? – zachichotała
-Jeżeli tylko chcesz – wzruszyłam ramionami
Otworzyłam drzwi mojego pokoju i wskazałam jej ręką łóżko. Sama usadowiłam się na twardym krześle. Dbam o gościa, jak to ja.
-A więc? – zaczęła
-Przeżyłam w ostatnim tygodniu przygodę życia. Piotrek i Michał namówili mnie na przenoszenie łóżka.
Pamela zakrztusiła się herbatą.
-Ciebie? – spytała ze zdziwieniem
-Kubiaka zaczął denerwować Bartman, więc postanowił się od niego wynieść.
-Zapowiada się ciekawie – powiedziała uśmiechając się
-Około dwudziestej trzeciej spotkaliśmy się przy pokoju Dzika. Zbyszek zazwyczaj o tej porze bierze prysznic, więc mogliśmy nawet wnieść mu słonia, a i tak by tego nie usłyszał. Zaraz po wejściu do ich lokum powitało nas porywcze wykonanie: „Jesteś szalona”, ale machnęliśmy na to ręką. Plan był taki: Piotrek i Michał niosą łóżko, a ja ich osłaniam – poczekałam, aż da mi znak, że wszystko jest dla niej jasne. – Dzięki radosnej wizycie w pokoju trenera upewniłam się, że już śpi. Zgasiliśmy światło na korytarzu, żeby nikt nas nie zobaczył. Chłopaki chwycili czworonożnego przyjaciela każdego człowieka i ruszyliśmy.
***
-Trzymaj to idioto! – krzyknął Kubiak
-Przecież nie puszczam. Jak chcesz ze mną mieszkać, to się zachowuj – parsknął Piotrek
Zaczęło się. Wiedziałam, że tak będzie.
-Ciszej, bo jeszcze kogoś obudzicie. Zresztą nadal uważam, że bezpieczniej byłoby przenosić łóżko o czwartej w nocy – powiedziałam
-A, bo ty się na tym znasz – wzburzony Kubiak puścił łóżko i przytrzasnął sobie stopy.
Głośny ryk, wraz z najbardziej polskim ze wszystkich słowem rozszedł się po ośrodku.
-Jesteś cepem! Totalnym cepem! – Piotrek stukał się w czoło
Ktoś wyszedł z pokoju. Zamarliśmy.
-Co tu się dzieje? – głos Igły wydawał się być wybawieniem
-Krzysiu, przecież ty jesteś specjalistą od robienia niedozwolonych rzeczy. Zrozumiesz- zaczęłam
-Zależy co – mlasnął
-Przenosimy łóżka, nic wielkiego- uśmiechnęłam się z nadzieją, że zaraz wejdzie do swojego pokoju
-Tylko tyle? Słabi jesteście. Za moich czasów, to dopiero było…- zamyślił się po, czym bez słowa zamknął za sobą drzwi
-Sowa dał mu jakieś tabletki przeciwbólowe? – zapytałam
-Czy to ważne? Jesteśmy w połowie drogi. Szybko! – popędził mnie Nowakowski
Zapaliłam latarkę i rozejrzałam się po korytarzu.
-Czysto! – szepnęłam i ruszyliśmy
Przez chwilę było naprawdę spokojnie. Przeczuwałam kłopoty. W pewnym momencie usłyszałam brzdęk butelek.
-Ktoś idzie! Co robimy? – panikowałam
-Udawajmy drzewa! – zaproponował trochę zbyt głośno Piotrek
Pokręciłam głową i podeszłam pod ścianę z nadzieją, że przybysz nas nie zauważy. Może nawet by tak było, gdyby nie genialny pomysł Kubiaka z podstawieniem nogi. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że nikt nie słyszał brzdęku rozbijanych butelek i huku upadających prawie stu kilogramów. Parę słów, których nie warto przytaczać wyszło z ust Bartka.
-Kurek?! – prawie krzyknęłam
-Lena?! – odwzajemnił się
-Czemu idziesz przez cały ośrodek z workiem świętego Mikołaja? Do grudnia jeszcze daleko.
-Piwo niesie – orzekł spokojnie Michał
-Po co aż tyle? – spytałam unosząc brew
-Widocznie ma potrzebę - wzruszył ramionami
-Może ma jesiennego doła?- zaproponował Piotrek
-Mamy lato – powiedziałam ze zgryźliwością
-Pewnie był na kebabie – spokój Michała był przerażający
-Tak to teraz nazywacie? – spytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi
Chłopaki wzięli łóżko i zostawiliśmy Bartka podnoszącego się z kałuży piwa. To przecież zupełnie normalne, nie?
Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Odetchnęliśmy z ulgą i opadliśmy na trzy materace.
-Lena, nie wierzyłem w ciebie – zaczął Kubiak
-Dzięki – mruknęłam
-Ale dałaś radę – uniósł palec do góry – Jak będziesz wychodziła, to zgaś światło – dodał jeszcze i ułożył się wygodnie do snu
Wstałam, wzruszyłam ramionami i wyszłam. Nie zrobiłam tego, o co prosił.
Chwilę później wróciłam i dokończyłam dzieła.
Nie jestem taka zła.
Dobranoc.

Pamela:
- I to... wszystko? - pytam z niedowierzaniem. Lena Kiwa głową. - Nie ma cię parę dni i już w niczym się nie łapiesz. Dzięki za przechowanie i opowiedzenie historyjki - po tych słowach wychodzę od Leny.
W Spale niemożliwe staje się możliwym. Przeraża mnie wizja dłuższego pobytu tutaj, naprawdę. Ale cóż. Wolę to niż słuchanie jak całą noc dzwoni mój telefon.
Idę sobie spokojnie korytarzem, a tu bum. Zza zakrętu wyłania się Zbigniew B. czmycham więc szybko do najbliższego pokoju.
 - Pamela! - słyszę głos Kłosa, w pokoju Pita. - Wróciłaś!
 - Ciszej Kłos! - ostrzegam go. - Ja tu prowadzę misję!
 - Jaką? - zaciekawił się środkowy.
 - Ucieczka przed Zbigniewem B. i Michałem K. - odpowiadam.
 - Chcesz kamuflaż? - spytał, o dziwo, Piotruś.
 - Kamuflaż? - podnoszę do góry brwi.
 - No... tak - odpowiada Nowakowski. Lena ma rację, coś tam pod kopułą ma. - Mogę cię osłaniać!
 - W sensie, będę się za tobą chować? - pytam z niedowierzaniem.
 - Tak! - klasnął z radością w ręce. - To gdzie jest twój pokój?
 - Tam gdzie poprzednio - mówię.
 - To chodź! - łapie mnie za rękę i już jesteśmy na korytarzu. - Nie bój się, a jakby co to właź do najbliższego pokoju.
 - Nie wspominałeś nic o żadnym "jakby co"! - muszę przyznać, że mnie przeraził. duże dziecko Piotrek mnie przeraził!
 - Zawsze może się coś stać - wzruszył ramionami. - Na trening przecież cię nie zaprowadzę.
 - Do kogo tak gadasz Pit? - a niech to, Kubiak!
 - Ja... - zamyślił się Pit. - Do siebie!
 - To nawet do ciebie nie jest podobne - kręci głową Michał.
 - Trzeba próbować nowych rzeczy - stwierdził z prostotą Nowakowski.
 - Ale jesteś pewien, że to jest normalne? - chyba Kubiak coś wyczuł. Raz kozie śmierć, włażę do tego pokoju.
 - Normalne, może nie, ale podobno tylko inteligentni ludzie mówią sami do siebie - dodał Nowakowski, a reszty już nie słyszałam.
Co gorsza, nigdy nie byłam w tym pokoju, a dla bezpieczeństwa powinnam tu zostać jakieś dziesięć minut.
 - Lena, to ty? - w wejściu do pokoju pojawia się Dryja.
 - Nie Pamela jestem - wyciągam rękę.
 - Dawid, miło mi - dziwi się. - Co tu robisz?
 - Ukrywam się - mówię zgodnie z prawdą.
 - Po co? - jeśli ktoś może się zdziwić bardziej niż ten facet, to serdecznie zapraszam.
 - Bo nie chciałabym przeżyć spotkania bliskiego stopnia z Kubiakiem, bądź też Zbyśkiem - przewracam oczami.
 - Wszystkie baby są takie same - mówi siatkarz.
 - Tylko nie baby, bo ci zrobię krzywdę - posłałam mu groźnie spojrzenie.
 - Twój wzrok mnie przekonał! - powiedział.
 - Cieszę się - odparłam. - A czemu tak uważasz?
 - Ale jak? - zdziwił się Dawid.
 - Że wszystkie dziewczyny są takie same? - doprecyzowałam.
 - Bo boicie się tego, co ty nazwałaś "spotkanie bliskiego stopnia" - odparł siatkarz.
 - Ha, ha, ha - powiedziałam. - A słyszałeś może wrzaski parę dni temu?
 - Nie przeczę - powiedział.
 - Więc nie mów, że się tego boję, bo tak nie jest - zaczęłam. - Mnie wystarczająco zawiodło zachowanie dwóch siatkarzy, dlatego nie mam zamiaru się z nimi widywać. Kobieta też potrzebuje pewności. A żeby jej nabrać potrzebuje czasu. Widzę, że jesteś dość niecierpliwy, więc nic dziwnego, że Lena jeszcze nie do końca umie się określić. Jej potrzeba czasu.
 - Niby czemu miałoby chodzić o Lenę? - pyta Dryja.
 - Mówiąc "Wszystkie baby są takie same" już to wiedziałam - uśmiechnęłam się drwiąco.
 - To niby co mam robić? - pyta.
 - Czekać - mówię. - Czas może nie leczy ran, ale na pewno pomaga sobie wszystko przemyśleć. Przy okazji możesz pomyśleć, czym miłym możesz ją zaskoczyć.
 - Tak myślisz? - pyta niepewnie.
 - Jestem kobietą. A kwiatki, czy czekoladki zadziałają na najbardziej zagorzałą feministkę - puszczam mu oczko. - No dobra, zbieram się. Pit i Kubiak raczej już nie stoją pod twoimi drzwiami.
 - Jesteś pewna? - śmieje się Dawid.
 - Mam taką nadzieję - uśmiecham się.
 - Zobaczę - mówi. - To mogę dla ciebie zrobić.
 - Jaki dżentelmen - przewracam oczami.
 - Nie stoją, możesz iść - otwiera mi drzwi.
 - Merci - niby to się kłaniam i ruszam w drogę do swojego pokoju.
Całe szczęście już nikogo nie spotykam. A z Pitem to ja się później policzę. Oczywiście w granicach moralnego zachowania. Jeszcze to przemyślę. Na razie złapię oddech. Ucieczki i ukrywanie są bardzo męczące.

poniedziałek, 8 września 2014

Dwadzieścia trzy.

Lena:
Graliśmy sobie wesoło, o te przypalone żelki, kiedy wszystko popsuł krzyk Kubiaka. Nim zdążyliśmy z przerażeniem spojrzeć w drewniany wyrób zwany drzwiami otworzyły się one z impetem, a winowajcą całego zdarzenia był nie kto inny, jak nasz kochany Dzik.
-Zamienimy się na współlokatorów? – zapytał dysząc
-Nie wezmę do siebie Bartmana – odparł kategorycznie Piotrek
-To może, chociaż mnie przyjmiesz? –spytał z nadzieją – Zwariuję z nim!
-W sumie możesz tu przenocować – zamyślił się – Tylko łóżko przeniesiemy, jak będzie już ciemno, żeby trener nie widział.
Piotrek jednak chował coś pod czaszką. Miałam podbudować go tym stwierdzeniem, ale przeszkodziła mi w tym ożywiona dyskusja na temat nowego pokoju Michała.
-Możecie kłócić się do późnej nocy, ale chcę was poinformować, że wygrałam jedną partię i chciałabym odebrać swoją nagrodę – odezwałam się nagle
Popatrzyli na mnie, jakby wcześniej nie mieli pojęcia, że jestem w pokoju.
-Mówiłaś coś o szkodliwości hazardu? – drwiąco spytał Pit
-Skąd ten pomysł? – uśmiechnęłam się nerwowo
-Teraz nie ma czasu, żeby pójść do tipi i usmażyć żelki, Lena. Są ważniejsze sprawy – wyjaśnił spokojnie, niczym ojciec pouczające swoje niesforne dzieci
-Chciałabym zamienić nagrodę – powiedziałam niepewnie
-Jeżeli pomożesz nam dzisiaj przenieść to łóżko, to myślę, że możemy to zrobić. To byłaby moja nagroda.

Tak, dałam się im namówić na drugą partię.

Westchnęłam głośno i podałam mu prawą dłoń na znak zgody. Sekundę później umowa była zawarta. Wpakowałam się po uszy. Pół nocy będę przenosiła z tymi dwoma – popatrzyłam na Kubiaka i Nowakowskiego – jedno łóżko przez pół ośrodka. Mam nadzieję, że trener ma naprawdę mocny sen, bo inaczej… będą kłopoty.
-Może po prostu położyłbyś tu materac i spał właśnie na nim? – zaproponowałam
-Nie? – odpowiedzieli ironicznie
-Lena, rozumiem, że się boisz, bo faktycznie to trudna wyprawa. Musimy pokonać śnieżyce, ulewy, tornada – Michał trzymał jedną rękę na moim ramieniu, a drugą rysował niewidzialny obraz w przestrzeni
-Dobrze się czujesz? – zapytałam dla pewności
-Lepiej, kiedy wiem, że nie będę musiał spędzać czasu ze Zbyszkiem.
-Widzę, że nieźle się pokłóciliście – powiedziałam z troską
-Jak, co tydzień – machnął ręką – Rutyna – dodał i poprawił na nosie okulary
Uniosłam brwi do góry, ale nic nie powiedziałam. Czekała mnie ciekawa nocna wyprawa.
-Kto weźmie latarkę? – zapytał Piotrek siedząc na krześle z kartką i ołówkiem w ręku
-Mogę wam pożyczyć – odezwał się Winiar
-Super! Dalej… - zamyślił się – Gdzie to ja… Ach tak! Noktowizor?
-Przesadzasz – stwierdziłam układając się wygodniej na łóżku
-Nigdy nie byłaś na prawdziwej wyprawie, więc ciszej kobieto – ręka Dzika zakrywając mi pole widzenia sama mówiła: ‘STOP’ – Chyba, że posiadasz taki sprzęt – dodał po chwili namysłu
-Wątpię - stwierdziłam niepewnie i zgodnie z poleceniem umilkłam, co jakiś czas wybuchając tylko głośnym śmiechem. Szybko jednak milkłam pod morderczym spojrzeniem mężczyzn znajdujących się w pokoju.
Kiedy Piotrek wymienił już wszystkie sprzęty okazało się, że mają tylko latarkę, gumy do żucia i parę recepturek.
-Krucho chłopcy – zachichotałam
-Prawdziwy mężczyzna poradzi sobie w każdej sytuacji! – krzyknął ożywiony Piotrek
-Otóż to! –poparła go reszta
Spojrzeli na mnie, jakby oczekiwali, że potwierdzę ich teorię, więc bez przekonania pokiwałam głową.
-Nie myślałem, że weźmiesz do serca moją prośbę – powiedział speszony Michał
-Dla ciebie wszystko, Kubiaczku – cmoknęłam i zaśmiałam się głośno
Więc czekam na wyprawę nocą po łóżko przygodę życia.

Pamela: - Ciociu - Mała nie daje mi spać. - Ciociu!
 - Mmmm - mruczę w poduszkę i słyszę dźwięk telefonu.
 - Ktoś dzwoni - mówi Martynka.
 - Słyszę - odpowiadam i podnoszę się z łóżka.
Chwilę telepię się w poszukiwaniu komórki. Jest druga w nocy. Jeśli to nie rodzice Małej albo Mati, to ukatrupię kogoś, kto się dobija. Biorę telefon, patrzę. Kubiak. Głęboki wdech, zielona słuchawka i...
 - Weź się turlaj dropsie! - krzyczę, żeby nie pobudzić połowy ulicy i się rozłączam. - No, Mała, idziemy spać - mówię. - Mam zatyczki do uszu.
Tej nocy nie przespałam. Średnio co piętnaście minut dzwonił do mnie jeden lub drugi amant. Odrzucałam połączenia. Chyba siedzieli razem i dzwonili. Jeden, drugi, jeden, drugi... bosz, czy ja naprawdę nie mogę się wyspać!?
Po dwóch godzinach oświeciło mnie. Wyłączę telefon. Czemu dopiero teraz na to wpadłam?
*
Rano, po małych zakupach i śniadaniu, gdy Mała oglądała bajki włączyłam telefon. Przeraziła mnie liczba nieodebranych połączeń od Michała i Zbigniewa. I do tego parę od Piotrka i Gumy. Pewnie amantom skończyła się kasa na koncie. I dobrze, ale do Gumy wypada zadzwonić z przeprosinami.
 - Witaj Pamelo - słyszę po chwili. - Nie musisz przepraszać za Kubiaka i Bartmana. Już ich ustawiłem do pionu.
 - Cieszę się - uśmiechnęłam się. - Mogę wiedzieć jak dorwali się do twojego telefonu?
 - Bardzo proszę - mówi. - Wzięli go, gdy brałem prysznic.
 - Aha - mówię roztropnie.
 - Pamelo? - pyta Zagumny. - Mogę mieć do ciebie prośbę?
 - Oczywiście Pawle - podejrzewam podstęp.
 - Czy mogę cię prosić byś tu przyjechała? - mówi. - Chcę, by dwaj wiadomi chłopcy cię przeprosili.
 - No nie wiem - waham się.
 - Tylko po to, za resztę nie odpowiadam - wiem, że się uśmiecha z satysfakcją.
 - No, dobrze, ale chcę, by przyjechał po mnie Piotruś! - i się rozłączam.
Po chwili słyszę dzwonek i wyświetlający się numer Nowakowskiego.
 - Paaaameeelaaa! - krzyczy z niekłamaną radością. - Gdzie mieszkasz, będę jak tylko dojadę - już mówiłam, że jest słodką ciapką?
 - Już dobrze Piotruś - mówię, po czym podaję dokładny adres. - No Mała, pakujemy się - mówię po zakończeniu rozmowy.
 - Gdzie jedziemy? - pyta.
 - Wracamy do wujków - uśmiecham się.
 - Jupi! - cieszy się Martynka.
Po trzech godzinach jesteśmy w samochodzie Nowakowskiego i słyszymy jego paplaninę, co się przez czas naszej nieobecności działo (nie było nas może dwa, trzy dni).
 - I ogólnie, bez ciebie nie robimy ognisk - zasmucił się środkowy.
 - Piotruś, nie martw się - pocieszam go. - Zrobimy powitalne ognisko.
I tak mija reszta drogi. Po następnych trzech godzinach wjeżdżamy w las. Piotrek jest o wiele bezpieczniejszym kierowcą niż Paweł. Naprawdę, mniej się bałam o swoje życie. Tu nie zawsze pierwsze role gra doświadczenie...
 - O przepraszam - mówię, gdy wychodząc wpadam na jakiegoś mężczyznę.
 - Łał, Pamela umie mówić "Przepraszam" - już szczerzy się Igła. Jak zawsze z kamerą.
 - Łał, Krzysztof Ignaczak zna moje imię - odparowuję.
Oficjalnie. Wszem i wobec. Mówię. WRÓCIŁAM DO WARIATKOWA!