-Co tu się dzieje? – spytałam
-No właśnie! –poparł mnie Kubiak
-Upiekłem ciasteczka dla Pameli, bo widziałem, że jest chuda
i smutna, więc pomyślałem, że może chodzi niedożywiona, a mój wypiek na pewno
jej pomoże.
Na naszych twarzach malowało się powątpiewanie i zdziwienie.
-Poprosiłem naszą kochaną panią kucharkę i oto mój prezent
dla ciebie Pamelo – podał jej talerz pełen czekoladowych ciasteczek zaraz po
tym, jak przerzucił je z blachy
-Dz-dzię-dziękuję –wydukała osłupiała
Stałam nieruchomo i zastanawiałam się, gdzie i kim jestem.
Cała sytuacja zresetowała mój mózg, który i tak przechodził poważną próbę, bo
pocałunku Dawida.
Nagle usłyszałam krzyk z korytarza:
-Lena! Gdzie jesteś? Wyjdź, proszę!
O nie! To mogło oznaczać tylko jedno.
Kłopoty.
-Pani Halino! Proszę mnie schować, natychmiast! Inaczej albo
poleje się krew albo poleje się krew.
-To bezsensu – powiedział Bartman
-Jak większość twoich wypowiedzi Zbyszku- odrzekłam
spokojnie i przeskoczyłam przez ladę -Czasem opłaca się być wysportowanym –
mruknęłam pod nosem strzepując z rąk niewidzialny kurz
-Lena! Nareszcie cię znalazłem – usłyszałam zdyszany głos
Kurka i znieruchomiałam odwrócona plecami do wejścia
Zaraz…
Kurka?
Odwracałam się bardzo powoli z uśmiechem brytyjskiej
królowej.
-Wiedziałem, że tak naprawdę kochasz tylko mnie!- wykrzyknął
uradowany przyjmując pozę, jakby chciał mnie serdecznie uściskać, co było
fizycznie niemożliwe z tej odległości.
-Słucham?!
-To jak zareagowałaś na pocałunek Dawida było dla mnie oczywistym
znakiem. Opamiętałaś się! – zaczął tańczyć z radości
-Dawid cię pocałował?! – wykrzyknęli jednocześnie Bartman,
Kubiak i Masłowska robiąc przy tym miny, jakby właśnie usłyszeli, że kupiłam
jednorożca. Chyba nikt tu nie wierzył w naszą intrygę.
-Bartek, jesteś dziwny! – krzyknęłam zniesmaczona
-To z miłości do ciebie! – odparł
Wyskoczyłam zza lady i pobiegłam w jego stronę wściekła.
-Niech cię tylko dorwę! - spanikowany Kurak zaczął przede
mną uciekać
Goniłam go dwadzieścia minut nie zwracając uwagi na gapiów w
postaci sportowców uprawiających większość dyscyplin dostępnych w tym kraju.
Prawdopodobnie okrążyliśmy cały ośrodek dwa razy. Słyszałam gorący doping
siatkarzy, raz nawet przybiłam, któremuś piątkę, ale wszystko działo się zbyt
szybko, bym zapamiętała jego twarz. Wreszcie zdyszana upadłam na ziemię, co
udokumentował nieznaczny huk.
-Chyba czas się wziąć na siebie – wydyszałam ledwie żywa ze
zmęczenia
Nagle poczułam krople wody spadające na moją twarz. To wcale
nie był pot.
-Czy ja leżę pod wodospadem? – mruknęłam
-W wersji mini – kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam uradowanego,
niczym dziecko dostające nową zabawkę Nowakowskiego – Specjalnie od sponsorów.
Przegrałaś ten bieg, ale wygrałaś malutkie serca kibiców.
-Pani Aldona będzie zła, że pomoczyliśmy wykładzinę-
odparłam podnosząc się ostatkami sił. Odkryłam wtedy, że stoi nade mną pokaźna
grupka w większości składająca się z naszych siatkarzy.
-Gdzie schował się ten tchórz? – spytałam, na co oni zgodnie
pokazali drzwi Ziomkowego pokoju
Zakasałam rękawy i nacisnęłam klamkę.
-Nie bij, nie bij, proszę, nie bij- Kurek leżał na łóżku zwinięty
w kłębek kurczowo trzymając się poduszki
-Naprawdę myślisz, że cię uderzę? Chciałam tylko potrenować
bieganie.
Trochę go okłamałam, ale tylko trochę.
-Naprawdę mnie nie lubisz? – spojrzał z miną dziecka, które
rozpłacze się lada chwila
-Bartek – zaczęłam delikatnie – Jesteś mądrym człowiekiem,
więc nie udawaj głupiego.
Urok całej scenie odbierały nasze nieregularne oddechy.
Usiadłam obok niego i spojrzałam mu w oczy.
-Bardzo cię lubię – uśmiechnął się promieniście na te słowa –
Jesteś moim przyjacielem, ale nic by z tego nie wyszło – pogładziłam go po
umięśnionych plecach
-Przepraszam, że zachowywałem się, jak dzieciak – powiedział
-Nic się nie stało – uśmiechnęłam się -Rozejm? -spytałam
-Rozejm – podał mi rękę, po czym wykonaliśmy
charakterystyczny gest, którym zawsze witaliśmy się albo przepraszaliśmy
Wyszłam z pokoju zastając na korytarzu grupkę ciekawskich
gapiów.
-I jak? – spytał niepewnie Igła
-Żyje – uśmiechnęłam się
Starałam się ominąć tłum, i pójść do swojego lokum, ale ktoś
złapał mnie za rękę. Odruchowo odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Nasze oczy
znowu się spotkały. Przyglądał mi się nerwowo. Delikatnie siknęłam na znak
zgody. Chwycił moją dłoń. Nie protestowałam.
Pamela:
Cóż, nie mogę narzekać. Bieg Bartusia i Leny tylko pomógł mi odwrócić uwagę od zajścia w kuchni. Muszę złapać młodszą Drzyzgę i jej podziękować. Ale, że sprawy z Dawidem przybrały taki obrót... no, no. Nie, dobrze, że Paweł tego nie słyszał. Chwała trenerowi, że zawołał go do siebie chwilę przed stołówką. Po tym wszystkim ja byłam zadowolona, Mati szczęśliwy, bo to jemu Lena przybiła piątkę, mała zmęczona, Paweł w błogiej nieświadomości, a ciasteczka pyszne. Aha i od razu mówię. Mam szybki metabolizm, nie jestem niedożywiona. Gdyby Bartman pojechał ze mną do babci Lusi, to by się zdziwił. No ale nie ważne. Smutna też nie jestem... za bardzo.
Po dwudziestej Mała już spała po dniu pełnym wrażeń, a Mateo chodził w tę i z powrotem po pokoju. Z dwóch powodów.
- Pam, nareszcie zrozumiałem o co chodzi z ostatnim tematem z fizy! - lekcje Zagumnego bardzo się przydały. - Ale kiedy idziemy na taras?
- Spokojnie - zaczęłam. - Jeszcze nie jest nawet ciemno.
- Witam - wszedł Kubiak. Dalej był poddenerwowany po ostatnim.
- Jak mniemam nie spróbujesz ciasteczek? - spytałam słodko.
- Możemy o tym nie rozmawiać? - spytał już błagalnie.
- No dobrze, Mateo zbieraj tyłek, idziemy na taras - uśmiechnęłam się.
Przez korytarz przeszliśmy w milczeniu. Raczej nic innego nie było wskazane. Po pierwsze, żeby nie wzbudzić uwagi, po drugie nie było to potrzebne.
Zasiedliśmy na kocu Mateusza w Naruto (no dobra, to mój koc). I czekaliśmy na zmierzch. Chwała, że ośrodek nie był rzęsiście oświetlony i widać było już najjaśniejsze gwiazdy.
- Pam? - pytał się Mati. - A można myśleć życzenia?
- Jasne - odparłam. - Przecież to w końcu spadające gwiazdy... poniekąd.
- A można mówić na głos? - dopytał Kubiak.
- Wtedy się nie spełnią! - oburzył się mój brat.
- Ok, nie było pytania - odparł Misiek.
Do pełnego zmroku żadne z nas się nie odezwało. W sumie ten dzień nie zaskoczył mnie za bardzo. Był jak...
- Paaaaameeeelaaaa! - matko, co tu robi Nowakowski!?
- Tak Piotruś? - spytałam grzecznie.
- Mogę posiedzieć z tobą? - spytał i wlepił we mnie oczy psa, który chce żeby mu dać jeść.
- A nie jesteś zmęczony? - spytałam.
- Oczywiście, że nieeeeee - przy ostatnim zaziewał.
- Jesteś pewien? - zmarszczyłam czoło.
- Nooo, boooo u mnie w pokoju jest taki wielki pająk i się boję! - powiedział ze smutną miną.
- No dobrze zostań - uśmiechnęłam się. - Później Michał zabije pająka.
- Hurra! - uradował się Nowakowski.
W tym momencie zaczęły spadać gwiazdy. Setki gwiazd. Przypomniały mi pierwszy raz. To było paręnaście lat temu. Jeszcze przed narodzinami Mateusza. Wtedy tata zabrał mnie na polanę koło naszej działki. Wtedy spadały ich miliony. A ja pomyślałam życzenie. Spełniło się. Mateusz urodził się parę miesięcy później. Wtedy myślałam, że to spełnione życzenie. Teraz wiem, że tata zrobił to specjalnie, ale ja i tak jestem mu wdzięczna. Może dzięki studiom zrozumiem moich rodziców? Ale nie ważne, czas na nowe życzenie. Raz... dwa... trzy... już.
- A teraz Michał pójdzie zabić pająka, a Mateusz i Piotr do łóżka - wydałam komendę.
- Czeeeemuuuu? - usłyszałam dwa jęki.
- Bo na Piotrka wkurzy się Anastatsi, a ja wkurzę się na Matiego - powiedziałam.
- Dooobra - powiedzieli.
Zostałam więc sama opatulona kocem. Na dole zobaczyłam Lenę i Dawida. Nie interesowało mnie to jednak. Ich życie, ich miłość. Mimo, że dziwna i hmmm... no dobra po prostu dziwna, to jednak miłość. Kątem oka zauważyłam. Jak Michał wchodzi do pokoju Pita.
- Co tak sama? - to mógł być tylko Bartman.
- Sama z myślami - odparłam. - Dziękuję za ciasteczka. Przegapiłeś spadające gwiazdy, a mógłbyś wypowiedzieć jedno życzenie.
- Jak na razie mam tylko jedno życzenie - powiedział. - I ono zaraz się spełni.
Po czym przysunął się i mnie pocałował. Delikatnie, ciepło, nieśmiało. Miał zamknięte oczy, a ja w szoku tylko się przyglądałam. Powinnam je zamknąć. Wtedy nie miałabym wyrzutów sumienia, które mnie naszły, gdy zobaczyłam Michała wychodzącego z pokoju Piotra.
*
Jully: Dodajemy nowy rozdział, a ja chciałbym jednocześnie zaprosić na mojego drugiego bloga. *KLIK*
Cóż, nie mogę narzekać. Bieg Bartusia i Leny tylko pomógł mi odwrócić uwagę od zajścia w kuchni. Muszę złapać młodszą Drzyzgę i jej podziękować. Ale, że sprawy z Dawidem przybrały taki obrót... no, no. Nie, dobrze, że Paweł tego nie słyszał. Chwała trenerowi, że zawołał go do siebie chwilę przed stołówką. Po tym wszystkim ja byłam zadowolona, Mati szczęśliwy, bo to jemu Lena przybiła piątkę, mała zmęczona, Paweł w błogiej nieświadomości, a ciasteczka pyszne. Aha i od razu mówię. Mam szybki metabolizm, nie jestem niedożywiona. Gdyby Bartman pojechał ze mną do babci Lusi, to by się zdziwił. No ale nie ważne. Smutna też nie jestem... za bardzo.
Po dwudziestej Mała już spała po dniu pełnym wrażeń, a Mateo chodził w tę i z powrotem po pokoju. Z dwóch powodów.
- Pam, nareszcie zrozumiałem o co chodzi z ostatnim tematem z fizy! - lekcje Zagumnego bardzo się przydały. - Ale kiedy idziemy na taras?
- Spokojnie - zaczęłam. - Jeszcze nie jest nawet ciemno.
- Witam - wszedł Kubiak. Dalej był poddenerwowany po ostatnim.
- Jak mniemam nie spróbujesz ciasteczek? - spytałam słodko.
- Możemy o tym nie rozmawiać? - spytał już błagalnie.
- No dobrze, Mateo zbieraj tyłek, idziemy na taras - uśmiechnęłam się.
Przez korytarz przeszliśmy w milczeniu. Raczej nic innego nie było wskazane. Po pierwsze, żeby nie wzbudzić uwagi, po drugie nie było to potrzebne.
Zasiedliśmy na kocu Mateusza w Naruto (no dobra, to mój koc). I czekaliśmy na zmierzch. Chwała, że ośrodek nie był rzęsiście oświetlony i widać było już najjaśniejsze gwiazdy.
- Pam? - pytał się Mati. - A można myśleć życzenia?
- Jasne - odparłam. - Przecież to w końcu spadające gwiazdy... poniekąd.
- A można mówić na głos? - dopytał Kubiak.
- Wtedy się nie spełnią! - oburzył się mój brat.
- Ok, nie było pytania - odparł Misiek.
Do pełnego zmroku żadne z nas się nie odezwało. W sumie ten dzień nie zaskoczył mnie za bardzo. Był jak...
- Paaaaameeeelaaaa! - matko, co tu robi Nowakowski!?
- Tak Piotruś? - spytałam grzecznie.
- Mogę posiedzieć z tobą? - spytał i wlepił we mnie oczy psa, który chce żeby mu dać jeść.
- A nie jesteś zmęczony? - spytałam.
- Oczywiście, że nieeeeee - przy ostatnim zaziewał.
- Jesteś pewien? - zmarszczyłam czoło.
- Nooo, boooo u mnie w pokoju jest taki wielki pająk i się boję! - powiedział ze smutną miną.
- No dobrze zostań - uśmiechnęłam się. - Później Michał zabije pająka.
- Hurra! - uradował się Nowakowski.
W tym momencie zaczęły spadać gwiazdy. Setki gwiazd. Przypomniały mi pierwszy raz. To było paręnaście lat temu. Jeszcze przed narodzinami Mateusza. Wtedy tata zabrał mnie na polanę koło naszej działki. Wtedy spadały ich miliony. A ja pomyślałam życzenie. Spełniło się. Mateusz urodził się parę miesięcy później. Wtedy myślałam, że to spełnione życzenie. Teraz wiem, że tata zrobił to specjalnie, ale ja i tak jestem mu wdzięczna. Może dzięki studiom zrozumiem moich rodziców? Ale nie ważne, czas na nowe życzenie. Raz... dwa... trzy... już.
- A teraz Michał pójdzie zabić pająka, a Mateusz i Piotr do łóżka - wydałam komendę.
- Czeeeemuuuu? - usłyszałam dwa jęki.
- Bo na Piotrka wkurzy się Anastatsi, a ja wkurzę się na Matiego - powiedziałam.
- Dooobra - powiedzieli.
Zostałam więc sama opatulona kocem. Na dole zobaczyłam Lenę i Dawida. Nie interesowało mnie to jednak. Ich życie, ich miłość. Mimo, że dziwna i hmmm... no dobra po prostu dziwna, to jednak miłość. Kątem oka zauważyłam. Jak Michał wchodzi do pokoju Pita.
- Co tak sama? - to mógł być tylko Bartman.
- Sama z myślami - odparłam. - Dziękuję za ciasteczka. Przegapiłeś spadające gwiazdy, a mógłbyś wypowiedzieć jedno życzenie.
- Jak na razie mam tylko jedno życzenie - powiedział. - I ono zaraz się spełni.
Po czym przysunął się i mnie pocałował. Delikatnie, ciepło, nieśmiało. Miał zamknięte oczy, a ja w szoku tylko się przyglądałam. Powinnam je zamknąć. Wtedy nie miałabym wyrzutów sumienia, które mnie naszły, gdy zobaczyłam Michała wychodzącego z pokoju Piotra.
*
Jully: Dodajemy nowy rozdział, a ja chciałbym jednocześnie zaprosić na mojego drugiego bloga. *KLIK*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz