Miło było. Michał okazał się bardzo dobrym obserwatorem, gdyż zaprowadził mnie do małej restauracji koło hotelu. Zabawnie było patrzeć jak wybiera coś z menu. Po chwili śmiechu spytałam:
- Może pomóc?
- Gdybyś mogła? - popatrzył z nadzieją.
- Co mniej więcej byś zjadł? - spytałam.
- Zdaję się na twoją znajomość Francji - powiedział.
Uśmiechnęłam się.
- Serveur!(Kelner!). Nous aimerions commander... (Chcielibyśmy zamówić...) - pomyślałam chwilę. - Vin rouge (Wino czerwone). Demi-sec (Półwytrawne). Je Sole Meuniere.
- Le tout? (To wszystko?) - spytał kelner.
- Si - uśmiechnęłam się. Merci.
- Co zamówiłaś? - spytał Kubiak.
- Wino i rybę - uśmiechnęłam się.
- Mmm, brzmi smacznie - powiedział Kubiak.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Chwilę porozmawialiśmy o dzisiejszym meczu. Znaczy się Michał opowiadał ja słuchałam. Po chwili podszedł kelner.
- Merci - podziękowałam.
- Smacznego - powiedział Michał.
- I nawzajem.
Po skonsumowaniu posiłku i zapłacie (Nie. Ja zapraszam, ja płacę - Michał) wyszliśmy na spacer. Było jeszcze jasno. Wiał lekki wiatr, a słońce powoli zachodziło. Nie no, nawet pogoda się zrobiła full romantico. Już się boję.
- To, ten... - zaczął Michał.
- Jeśli masz się wysilać, to lepiej pomilcz - powiedziałam.
- Ty nigdy nie ułatwiasz? - spytał.
- Nigdy - odparłam. - Tak jest dla mnie łatwiej. Dzięki temu wiem, dla kogo jestem ważna.
- Na kogo możesz liczyć? - dopytał.
- Raczej... kto przetrzyma wszystkie trudności i zostanie - odpowiedziałam.
- Czyli ktoś, kto nie patrzy na zewnątrz, tylko od wewnątrz? - doprecyzował.
- Mniej więcej - uśmiechnęłam się.
Resztę spaceru nie odzywaliśmy się. Cisza była znośna. Nie krępująca. W sumie... miło było. Gdy Michał odprowadził mnie pod pokój poczułam delikatne skrępowanie.
- Dziękuję za miły wieczór - powiedziałam.
- To ja dziękuję - uśmiechnął się.
- Musimy to powtórzyć - powiedziałam.
- Jasne.
Po tym zrobił coś czego się nie spodziewałam. Delikatnie mnie pocałował. Ja przeżyłam delikatny szok, ale to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że w moim pokoju byli wszyscy i chyba na nas czekali. Gdy się odwróciłam zobaczyłam tylko Pawła, który zakrywa ręką oczy Matiego i resztę zgrai z szeroko rozdziawionymi buźkami. No, z wyjątkiem Leny, która pokładała się ze śmiechu i Zbyśka, którego nie było.
No cóż. Trzeba się szykować, na szereg uszczypliwości, żartów, etc., etc.
Lena:
-Dlaczego maltretujesz ludzi przychodząc do ich pokoi, kiedy
chcą spać, bo są zmęczeni po kilkugodzinnym błaganiu Nowakowskiego o zaprzestanie
robienia z siebie bałwana? – wypowiedziałam w poduszkę, więc pewnie niewiele
zrozumiał, za to nieśmiało przysiadł na koniuszku mojego łóżka. Mimowolnie
spojrzałam na niego. – I dlaczego maltretujesz ich przychodząc bez koszulki? –
jęknęłam, chociaż w moim głosie można było wyczuć nutkę zadowolenia
-Jest aż tak źle? – spytał zakrywając tors, jakby chciał uchronić
mnie przed jego widokiem w i tak ciemnym pomieszczeniu
-Nie, wręcz przeciwnie – uśmiechnęłam się lekko
Moje oczy zaczęły powoli przyzwyczajać się do ciemności,
przez co jestem prawie pewna, że zobaczyłam zadziorny grymas na jego twarzy.
Przeczesał palcami włosy, lecz nic nie powiedział.
-Nie żebym ci coś podpowiadała, ale teraz powinieneś zacząć się
grubo tłumaczyć, czemu zakłócasz mój sen – podniosłam się i usiadłam w
niewielkiej odległości od gościa
-Sam tego nie wiem – zakłopotany bawił się palcami dłoni
nieustannie się w nie wpatrując –Coś, jakaś siła kazała mi tu przyjść. Jest
wiele rzeczy, o których chciałbym z tobą porozmawiać, powiedzieć ci, ale mam
świadomość, że nie mogę. – westchnął, po czym kontynuował: Mimo to musiałem tu
przyjść i nawet teraz siedząc obok ciebie, robiąc z siebie durnia wiem, że
zrobiłem dobrze – nieoczekiwanie przeniósł swój wzrok na ścianę
Jego słowa robiły na mnie ogromne wrażenie, słuchałam go
uważnie. Być może trochę obawiałam się tego, co zaraz nastąpi, ale żadna siła
nie mogła odciągnąć mojego wzroku od jego osoby, żadna. Parę razy przyłapałam
się na tym, że, gdy myślałam o nim przez głowę przeleciało mi: „idealny”.
Gryzłam się wtedy w język i próbowałam skupić na nowo, na rozmowie, a raczej
monologu jednej postaci. Jednak cieszyłam się z tego obrotu spraw. Wcale nie,
dlatego że mogłam bezkarnie bujać w obłokach i zachwycać się moim towarzyszem,
ale dlatego że widziałam, jakie to dla niego ważne. Potrzebował wygadać się
komuś, powiedzieć o swoich planach, radościach, obawach, lękach. Czułam się
dumna z siebie, bo wybrał właśnie mnie. Czasami tylko przytakiwałam albo
wtrącałam swoje opinie. Słuchał ich uważnie, jakby każdy dźwięk, jaki wychodzi
z moich ust, tak wiele dla niego znaczył, jakby chciał go dla siebie zachować,
jakby jego uszy delektowały się każdym pojedynczym drgnięciem moich strun
głosowych. Myślę, że wyglądałam podobnie, gdy on coś mówił.
-Powinienem być zazdrosny o Bartka? - spytał po chwili milczenia
wyraźnie zmieniając ton głosu na żartobliwy
Uniosłam jedną brew ku górze, aby wyrazić zdezorientowanie i
jednoczesną ciekawość.
-Kiedy wszedłem do pokoju od razu wypowiedziałaś jego
nazwisko. Często do ciebie przychodzi? Urządzacie sobie nocne pogawędki? –
wypowiedział chichocząc
-Kretyn! – krzyknęłam rozbawiona, po czym walnęłam go
poduszką
-Nie tak ostro! Nikomu, przecież nie powiem! Słowo honoru! -byłam
pewna, że jego twarz zrobiła się cała czerwona, mimo iż nie mogłam tego
zobaczyć w mroku, jaki panował wokół nas.
-Dureń! Jesteś jedyną osobą, z którą rozmawiam nocą – lekko szturchnęłam
go łokciem w żebra
-Czyli jednak można przekonać Cię do rozmowy, nawet po tak
wyczerpującym dniu. Wiedziałem, co muszę zrobić. Tu tkwi cała tajemnica! –
wypowiadając ostatnie słowa wskazał na wyrzeźbiony tors
-Chciałbyś – pokiwałam głową z politowaniem ciesząc się, że
nie może zobaczyć moich zaczerwienionych policzków
-Widziałam, jak się na mnie patrzyłaś – uśmiechnął się
szelmowsko wyraźnie zadowolony z całej sytuacji
Przez chwilę nic nie odpowiadałam. Drań, przejrzał mnie! A
co najbardziej niepokojące zaczynałam go lubić.
- Nie żebym ci coś podpowiadał, ale teraz powinnaś użyć
riposty, aby wybić mi z głowy moją pewność siebie.
-Może nie jestem, jednak taką wiedźmą? – przerwałam na
moment i udawałam, że usilnie się nad tym zastanawiam – Żartowałam –
uśmiechnęłam się
-Jest ciężko, ale da się ciebie lubić. Ba! Nawet wytrzymać z
tobą się da, a ja, twój chłopak na niby, aktor ze spalonego teatru jestem tego
najlepszym przykładem– pokiwał głową z uznaniem dla samego siebie
-Jesteś pewnym siebie człowiekiem, o specyficznym poczuciu
humoru, ale z bliżej nie znanych mi przyczyn zaczynam cię lubić, drogi
Dawidzie, mój chłopaku na niby i aktorze ze spalonego teatru - zaśmiałam się
życzliwie, po czym oparłam głowę o
ścianę
*
Obudziłam się rano nie pamiętając kompletnie niczego z
ostatniej nocy, a jednocześnie wiedząc, że wydarzyło się coś, co powinnam
pamiętać. Niezły kac Lenka. Szkoda tylko, iż nic nie piłaś.
Nagle zauważyłam jakąś kartkę na stoliku nocnym. Chwyciłam
ją i odczytałam ciąg słów zapisanych całkiem zgrabnym pismem:
„Dziękuję za rozmowę
moja, wiedźmo, dziewczyno na niby, aktorko ze spalonego teatru.
Twój chłopak na niby, nie
lepszy aktor, z nie lepszego, bo też spalonego teatru”
~*~Pamela: Nie, nie, nie wyszło. Przepraszam, że takie mdłe, ale muszę pociągnąć akcję :D.
Lena: A ja oddaję rozdział i pozdrawiam mojego psa, którego nigdy nie miałam :D
PS: Wierzę, że Resovia obroni Mistrza, nawet teraz, nawet przy tak grającej Skrze. Do boju Resovio!