sobota, 26 kwietnia 2014

Czternaście.

Pamela:
Miło było. Michał okazał się bardzo dobrym obserwatorem, gdyż zaprowadził mnie do małej restauracji koło hotelu. Zabawnie było patrzeć jak wybiera coś z menu. Po chwili śmiechu spytałam:
 - Może pomóc?
 - Gdybyś mogła? - popatrzył z nadzieją.
 - Co mniej więcej byś zjadł? - spytałam.
 - Zdaję się na twoją znajomość Francji - powiedział.
Uśmiechnęłam się.
 - Serveur!(Kelner!). Nous aimerions commander... (Chcielibyśmy zamówić...) - pomyślałam chwilę. - Vin rouge (Wino czerwone). Demi-sec (Półwytrawne). Je Sole Meuniere.
 - Le tout? (To wszystko?) - spytał kelner.
 - Si - uśmiechnęłam się. Merci.
 - Co zamówiłaś? - spytał Kubiak.
 - Wino i rybę - uśmiechnęłam się.
 - Mmm, brzmi smacznie - powiedział Kubiak.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Chwilę porozmawialiśmy o dzisiejszym meczu. Znaczy się Michał opowiadał ja słuchałam. Po chwili podszedł kelner.
 - Merci - podziękowałam.
 - Smacznego - powiedział Michał.
 - I nawzajem.
Po skonsumowaniu posiłku i zapłacie (Nie. Ja zapraszam, ja płacę - Michał) wyszliśmy na spacer. Było jeszcze jasno. Wiał lekki wiatr, a słońce powoli zachodziło. Nie no, nawet pogoda się zrobiła full romantico. Już się boję.
 - To, ten... - zaczął Michał.
 - Jeśli masz się wysilać, to lepiej pomilcz - powiedziałam.
 - Ty nigdy nie ułatwiasz? - spytał.
 - Nigdy - odparłam. - Tak jest dla mnie łatwiej. Dzięki temu wiem, dla kogo jestem ważna.
 - Na kogo możesz liczyć? - dopytał.
 - Raczej... kto przetrzyma wszystkie trudności i zostanie - odpowiedziałam.
 - Czyli ktoś, kto nie patrzy na zewnątrz, tylko od wewnątrz? - doprecyzował.
 - Mniej więcej - uśmiechnęłam się.
Resztę spaceru nie odzywaliśmy się. Cisza była znośna. Nie krępująca. W sumie... miło było. Gdy Michał odprowadził mnie pod pokój poczułam delikatne skrępowanie.
 - Dziękuję za miły wieczór - powiedziałam.
 - To ja dziękuję - uśmiechnął się.
 - Musimy to powtórzyć - powiedziałam.
 - Jasne.
Po tym zrobił coś czego się nie spodziewałam. Delikatnie mnie pocałował. Ja przeżyłam delikatny szok, ale to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że w moim pokoju byli wszyscy i chyba na nas czekali. Gdy się odwróciłam zobaczyłam tylko Pawła, który zakrywa ręką oczy Matiego i resztę zgrai z szeroko rozdziawionymi buźkami. No, z wyjątkiem Leny, która pokładała się ze śmiechu i Zbyśka, którego nie było.
No cóż. Trzeba się szykować, na szereg uszczypliwości, żartów, etc., etc.

Lena:


-Dlaczego maltretujesz ludzi przychodząc do ich pokoi, kiedy chcą spać, bo są zmęczeni po kilkugodzinnym błaganiu Nowakowskiego o zaprzestanie robienia z siebie bałwana? – wypowiedziałam w poduszkę, więc pewnie niewiele zrozumiał, za to nieśmiało przysiadł na koniuszku mojego łóżka. Mimowolnie spojrzałam na niego. – I dlaczego maltretujesz ich przychodząc bez koszulki? – jęknęłam, chociaż w moim głosie można było wyczuć nutkę zadowolenia
-Jest aż tak źle? – spytał zakrywając tors, jakby chciał uchronić mnie przed jego widokiem w i tak ciemnym pomieszczeniu
-Nie, wręcz przeciwnie – uśmiechnęłam się lekko
Moje oczy zaczęły powoli przyzwyczajać się do ciemności, przez co jestem prawie pewna, że zobaczyłam zadziorny grymas na jego twarzy. Przeczesał palcami włosy, lecz nic nie powiedział.
-Nie żebym ci coś podpowiadała, ale teraz powinieneś zacząć się grubo tłumaczyć, czemu zakłócasz mój sen – podniosłam się i usiadłam w niewielkiej odległości od gościa
-Sam tego nie wiem – zakłopotany bawił się palcami dłoni nieustannie się w nie wpatrując –Coś, jakaś siła kazała mi tu przyjść. Jest wiele rzeczy, o których chciałbym z tobą porozmawiać, powiedzieć ci, ale mam świadomość, że nie mogę. – westchnął, po czym kontynuował: Mimo to musiałem tu przyjść i nawet teraz siedząc obok ciebie, robiąc z siebie durnia wiem, że zrobiłem dobrze – nieoczekiwanie przeniósł swój wzrok na ścianę
Jego słowa robiły na mnie ogromne wrażenie, słuchałam go uważnie. Być może trochę obawiałam się tego, co zaraz nastąpi, ale żadna siła nie mogła odciągnąć mojego wzroku od jego osoby, żadna. Parę razy przyłapałam się na tym, że, gdy myślałam o nim przez głowę przeleciało mi: „idealny”. Gryzłam się wtedy w język i próbowałam skupić na nowo, na rozmowie, a raczej monologu jednej postaci. Jednak cieszyłam się z tego obrotu spraw. Wcale nie, dlatego że mogłam bezkarnie bujać w obłokach i zachwycać się moim towarzyszem, ale dlatego że widziałam, jakie to dla niego ważne. Potrzebował wygadać się komuś, powiedzieć o swoich planach, radościach, obawach, lękach. Czułam się dumna z siebie, bo wybrał właśnie mnie. Czasami tylko przytakiwałam albo wtrącałam swoje opinie. Słuchał ich uważnie, jakby każdy dźwięk, jaki wychodzi z moich ust, tak wiele dla niego znaczył, jakby chciał go dla siebie zachować, jakby jego uszy delektowały się każdym pojedynczym drgnięciem moich strun głosowych. Myślę, że wyglądałam podobnie, gdy on coś mówił.

Cwaniak wiedział, że trzeba przyjść bez koszulki.

-Powinienem być zazdrosny o Bartka? - spytał po chwili milczenia wyraźnie zmieniając ton głosu na żartobliwy
Uniosłam jedną brew ku górze, aby wyrazić zdezorientowanie i jednoczesną ciekawość.
-Kiedy wszedłem do pokoju od razu wypowiedziałaś jego nazwisko. Często do ciebie przychodzi? Urządzacie sobie nocne pogawędki? – wypowiedział chichocząc
-Kretyn! – krzyknęłam rozbawiona, po czym walnęłam go poduszką
-Nie tak ostro! Nikomu, przecież nie powiem! Słowo honoru! -byłam pewna, że jego twarz zrobiła się cała czerwona, mimo iż nie mogłam tego zobaczyć w mroku, jaki panował wokół nas.
-Dureń! Jesteś jedyną osobą, z którą rozmawiam nocą – lekko szturchnęłam go łokciem w żebra
-Czyli jednak można przekonać Cię do rozmowy, nawet po tak wyczerpującym dniu. Wiedziałem, co muszę zrobić. Tu tkwi cała tajemnica! – wypowiadając ostatnie słowa wskazał na wyrzeźbiony tors
-Chciałbyś – pokiwałam głową z politowaniem ciesząc się, że nie może zobaczyć moich zaczerwienionych policzków
-Widziałam, jak się na mnie patrzyłaś – uśmiechnął się szelmowsko wyraźnie zadowolony z całej sytuacji
Przez chwilę nic nie odpowiadałam. Drań, przejrzał mnie! A co najbardziej niepokojące zaczynałam go lubić.
- Nie żebym ci coś podpowiadał, ale teraz powinnaś użyć riposty, aby wybić mi z głowy moją pewność siebie.
-Może nie jestem, jednak taką wiedźmą? – przerwałam na moment i udawałam, że usilnie się nad tym zastanawiam – Żartowałam – uśmiechnęłam się
-Jest ciężko, ale da się ciebie lubić. Ba! Nawet wytrzymać z tobą się da, a ja, twój chłopak na niby, aktor ze spalonego teatru jestem tego najlepszym przykładem– pokiwał głową z uznaniem dla samego siebie
-Jesteś pewnym siebie człowiekiem, o specyficznym poczuciu humoru, ale z bliżej nie znanych mi przyczyn zaczynam cię lubić, drogi Dawidzie, mój chłopaku na niby i aktorze ze spalonego teatru - zaśmiałam się życzliwie,  po czym oparłam głowę o ścianę
*
Obudziłam się rano nie pamiętając kompletnie niczego z ostatniej nocy, a jednocześnie wiedząc, że wydarzyło się coś, co powinnam pamiętać. Niezły kac Lenka. Szkoda tylko, iż nic nie piłaś.
Nagle zauważyłam jakąś kartkę na stoliku nocnym. Chwyciłam ją i odczytałam ciąg słów zapisanych całkiem zgrabnym pismem:

„Dziękuję za rozmowę moja, wiedźmo, dziewczyno na niby, aktorko ze spalonego teatru.

Twój chłopak na niby, nie lepszy aktor, z nie lepszego, bo też spalonego teatru”
~*~
Pamela: Nie, nie, nie wyszło. Przepraszam, że takie mdłe, ale muszę pociągnąć akcję :D.
Lena: A ja oddaję rozdział i pozdrawiam mojego psa, którego nigdy nie miałam :D
PS: Wierzę, że Resovia obroni Mistrza, nawet teraz, nawet przy tak grającej Skrze. Do boju Resovio!

czwartek, 17 kwietnia 2014

Trzynaście.

Lena:
-Złaź! – wrzeszczałam w stronę Piotrka, ale nic nie było wstanie zagłuszyć jego wykonania popularnej piosenki Miley Cyrus
Majtał się na tej kuli i majtał, ja wrzeszczałam, on śpiewał. Tak nam popołudnie leciało, a co! Na przypale albo wcale!
Nagle zauważyłam, jak w moją stronę kieruje się dziennikarka francuskiej telewizji. Musieli zjawić się tutaj niedawno, prawdopodobnie poinformowani przez jakiegoś życzliwego człowieka. Nie widziałam ich wcześniej. Błagam, czy naprawdę nikogo z naszej bandy nie obchodziło, że reprezentant kraju robi z siebie totalnego idiotę? Co za egoiści! Albo… Może byli po prostu sprytniejsi, niż ja i udali, że go nie znają. Mogłam pójść z nimi, a potem obejrzeć tylko reportaż o największym fanie Cyrus. Istnieje szansa, że Piotrek dostanie bilety na jej koncert. Pogardziłabym.
-W Michała się bawisz? Zajdź! – krzyknęłam po raz ostatni, bo u mojego boku pojawiła się owa dziennikarka pracująca dla jednej z francuskich stacji telewizyjnych
Była średniego wzrostu kobietą.  Miała zaokrąglone boki, ale nie groziła jej otyłość. W brązowych włosach dopatrzyłam się tysiąca wsuwek, które przytrzymywały wyszukaną fryzurę. Całość dopełniał fioletowy komplet i szpilki w tym samym kolorze. Buty zdecydowanie utrudniały jej poruszanie się, ale zadawała się tym zbytnio nie przejmować. Wyglądała na ułożoną, spokojną i elegancką kobietę z dwójką dzieci i bogatym mężem, która jest tak zajęta pracą, że nie ma czasu pomyśleć, czy ona i jej najbliżsi są szczęśliwi. Strzepała z marynarki niewidoczny kurz, poprawiła fryzurę przypominającą kokon i odchrząknąwszy odezwała się:
-Madame! Savez-vous ce qui se passe ici? (Proszę pani! Czy wie pani, co się tu dzieje?)
Wytrzeszczyłam oczy i wpatrując się bezmyślnie w rejestrującą wszystko kamerę wydukałam:
-Żekomodę?
Na szczęście w pobliżu była pani ZnamWszystkieJęzykiCoDoJednegoINiktNawetJaNieWieSkąd, czyli droga koleżanka Pamela i uratowała mnie z niezręcznej sytuacji. Mówiąc poważnie, to podziwiam ją, że tak dobrze radzi sobie z francuskim. To trudny język. Osobiście znam polski, angielski i niemiecki. Bo łacina podwórkowa się w to nie wlicza, prawda?
-Piotrek, skończ już te wygłupy! – mówiłyśmy błagalnym głosem. Teraz nie pozostało nam zupełnie nic, jak mieć nadzieję.
-Dobra, dobra – spełniwszy nasze prośby przytulił się do Pameli
-Muszę wam jeszcze, tylko powiedzieć – zaczął – Kompletnie nie znacie się na sztuce współczesnej – prychnął i odszedł w kierunku wejścia do hali
-Popatrz Lena, jakie my jesteśmy niewyedukowane  – pokręciła głową
-Jak to się mówi, sto lat za Murzynami – głośny wybuch naszego śmiechu rozniósł się po okolicy
*
Sparing wygraliśmy, a najlepszym zawodnikiem meczu został wybrany Nowakowski, więc za karę w nagrodę to u niego świętowaliśmy zwycięstwo. Były palone żelki oraz parę innych specyfików. Wbrew pozorom długa podróż, a także emocje dzisiejszego dnia nie pozwoliły nam zbyt długo cieszyć się swoim towarzystwem. Szybko rozeszliśmy się do pokoi, aby tam udać się w objęcia Morfeusza.
W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę!
-Cześć Lena, chciałbym z tobą porozmawiać.
-Bartek, ale my nie mamy ,o czym – zmęczona pokręciłam głową
-Jak to nie?! Zdradziłaś mnie! – krzyknął z oburzeniem - Ile jeszcze zamierzałaś to ukrywać?
-Ile jeszcze zamierzałeś ukrywać przede mną, że jesteśmy razem? – nuta sarkazmu w moim głosie ewidentnie zbiła go z tropu
-Twój związek z Dawidem…- zaczął
-Nie byliśmy razem.
Mogę być z siebie dumna. Jakkolwiek tego nie zrozumieć, nie skłamałam. Mam już dosyć tych zawiłości. Nie chcę i nie lubię kłamać. Bartek to mądry mężczyzna, tylko chyba nie potrafił się odnaleźć w zaistniałej sytuacji.
-Bartek, ja wiem, że ty jesteś inteligentnym człowiekiem.  –powiedziałam siadając na łóżku
-Trochę mi odbiło, to fakt.
-Cieszę się, że tak szybko doszliśmy do porozumienia, a teraz idź do swojego pokoju, bo nie marzę o niczym innym, jak położeniu się spać – spławiłam go unikając całonocnego rozmyślania o życiu
-Dobranoc Lena.
-Dobranoc – usłyszałam cichy zgrzyt zamka
Z pogranicza jawy i rzeczywistości wyrwało mnie ponowne pukanie do drzwi mojego lokum.
-Kurek! – krzyknęłam na ile to było możliwe
-Nie, to nie Bartek- usłyszałam męski głos

Podniosłam się siłą woli, bo innej już mi nie starczyło, by tylko upewnić się w moim przekonaniu.

Pamela:
Po wizycie na, czy przy wieży moja psychika nie była w dobrym stanie. Nie chciałam wiedzieć co kochają siatkarze. Skoczkowie byli na tyle kulturalni, że nic nie krzyczeli. Brawa dla nich. Ja schowałam się za Anastasim i przegadałam z nim większość wycieczki. Biedna była za to Lena. Została sama. Ten jej Dawid to strasznie skomplikowany typ. Ich relacja też jest skomplikowana. Ale nie będę w to wnikać. Nie wtrącam się w życie prywatne innych ludzi.
Stałam sobie spokojnie koło sztabu (bardzo mili ludzie) gdy usłyszałam śpiew Piotrka. Za chwilę zobaczyłam go na wielkiej kuli. Matko, za co? Strzeliłam face palma, a sztab wszedł do hali. Chciałam zrobić to co oni, ale usłyszałam swoje imię. No tak, jakaś dziennikarka przydybała Lenę.
 - Madame! Savez-vous ce qui se passe ici? (Proszę pani! Czy wie pani co się tu dzieje?) - spytała dziennikarka
 - Cette expérimentation (To eksperyment) - odparłam.
 - Quoi? (Jaki?) - dopytywała.
 - Top secret - i odciągnęłam Lenę, po czym ruszyłyśmy po Pita.
 - Piotr! Masz tu natychmiast zejść! - powiedziałam kategorycznym tonem.
 - Pameeela! - przytulił się do mnie. - Jak wyszło?
 - Ośmieszyłeś całą Polskę przed Francją, ale to nic. Teraz won mi do szatni się przebierać! - mimo to pobłażliwie się uśmiechnęłam. Piotrek odpowiedział mi tym swoim uśmiechem i zniknął. Lena się na mnie popatrzyła. Tylko puściłam jej oczko i poszłam za Piotrkiem.
*
 - I jak? - spytał po wygranym meczu Michał.
 - Czy ja wiem? - odparłam - Od oceny jest trener, ja jestem tu tylko pooglądać.
 - A dasz się zaprosić na małą kolację? - spytał.
 - W sumie... - pomyślałam chwilę, nie będzie w końcu źle - ... zgoda.
 - Super. To jak wrócimy po dwudziestu minutach masz być gotowa - nakazał Kubiak.
W sumie nic oprócz wieczoru nie miałam do stracenia. Brat i tak będzie siedział z MOIM, zaznaczmy to, szczeniaczkiem u Pita. A tak przynajmniej nie będę się nudziła.
 - Hej! Pamela nie pędź tak! - kto tym razem? A tak Zibi.
 - Myślałam, że macie lepszą kondycję - zironizowałam.
 - Eee tam. Właśnie zakończyłem grać mecz - powiedział Zbyś.
 - Co jest? - przeszłam do rzeczy.
 - Masz wolny wieczór? - zapytał
 - Nie, Misiek mnie zaprosił na kolację - spokojnie odparłam.
 - Który? - zdezorientował się mój rozmówca.
 - Wiesz, Winiarski - powiedziałam z sarkazmem.
 - Dziku... - no brawo, domyślił się. - No cóż. To ja zapraszam cię jutro na obiad. Deal?
 - Deal, ale ja wybieram miejsce - uśmiechnęłam się szelmowsko.
 - Zawsze. Dziękuję.
Gdy dotarliśmy do hotelu szybko przemieściłam się do swojego pokoju i zaczęłam szykować. Czytajcie wskoczyłam pod szybki prysznic, umyłam szybko włosy (Bogu dzięki, że szybko schną), nałożyłam błyszczyk (nie lubię się malować) i założyłam czarne rurki i biały T-shirt. W tym stanie zastał mnie Michał.
 - Widzę, że gotowa - przebiegł po mnie wzrokiem. - Pani pozwoli - podał ramię.
 - Może tak bez tych ceregieli? Nie mam kiecki, chodź normalnie - trochę się speszyłam.
 - Jak chcesz, chodźmy więc.
Ciekawe jak zakończy się ten wieczór...

niedziela, 6 kwietnia 2014

Dwanaście.

Pamela:
Kolejny dzień w Spale. Nawet nie pamiętam, o której się położyłam. I o której zasnęłam... Gdzie jest Mateusz!?
 - Hej siostra! - wpadł ten dzieciak - Przesunęli ci występ na dzisiaj.
 - Kiedy?
 - Za chwilę...
 - Aaaaaa! Nie zdążę!
 - Zdążysz, zdążysz. Tylko idź już się przygotuj.
W tempie ekspresowym udało mi się przygotować i ogarnąć. Za chwilę stałam z bratem pod salą przesłuchań. Na miejscu już się utworzyła kolejka. Wtedy jak z podziemi wyrośli Kot, Ziobro, Ignaczak i Nowakowski.
 - Coooo robisz? - spytało dziecko Piotr
 - Czekam na przesłuchanie.
 - Aha, to późnej przyjdź do tipi, okeeeej?
 - Okeeej.
To oznaczało, że mam już zaplanowaną resztę dnia. Za co? Po konkursie będę chciała tylko legnąć na łóżko i spać, ale nie ci mnie jeszcze powyciągają!
 - Pamela Masłowska!
 - Powodzenia siostra! - szepną Mati
Nie stresowałam się. No może trochę. Teraz moje myśli zajmowało co siatkarze wykombinują.
 - "Manewry szczęścia"? - spytała jakaś kobieta
 - Ta... tak. - odparłam
Zaczęły lecieć pierwsze takty. Nie myślałam o słowach. Moje usta i głos już dobrze wiedziały co robić. Nie musiałam ich pilnować już dawno. Nie w przypadku tych piosenek. W końcu śpiewałam je prawie, że z serca. Większość z nich coś przypominała. To były dla mnie wspaniałe wspomnienia.
 - Dziękujemy, wyniki będą jutro.  - powiedziała ta sama pani, gdy skończyłam
 - Do widzenia. - powiedziałam
 - I jak? - spytał Mati
 - Chyba może być. - powiedziałam
 - To dobrze. Teraz do tipi?
 - Taaak.
Już zaczynałam się bać. Nigdy nie wiesz co wymyśli Igła i skoczkowie. To jest jedna wielka niewiadoma. Ciekawe czym nas dzisiaj zaskoczą.
 - Ooo! Jest Pamela! - zakomunikował reszcie Pit
 - Co nowego? - powiedziałam beznamiętnie
 - Pakuj się. Jedziem na mecz towarzyski do Francji. - powiedział Marcin, oczywiście obok był Piotr Żyła.
 - A ja po co tam? - spytałam
 - Będziesz nam tłumaczyć. Znasz francuski.
Zgromiłam spojrzeniem mojego brata.
 - Quand je vous tue? (Kiedy mam cię zabić?) - powiedziałam
 - Jamais, bébé, jamais. (Nigdy kochanie, nigdy)
 - Co? - zdziwił się Igła
 - Nie ważne. - odparłam - Jedziemy do tej Francji.
Za jakiś czas już siedziałam w samolocie. Nie było tak źle. Obok mnie siedział trener.
 - Are you our interpreter? (Jesteś naszą tłumzczką?)
 - Io parlo italiano Mr. Andrea. ( Mówię po włosku panie Andrea.)
I cały lot słuchałam jak to trener naszej reprezentacji opowiada o tym jak to lubi Włochy, ale za to Polska powaliła go na kolana i jak bardzo polubił ten kraj. Muszę przyznać, że zrobiło mi się miło.
 - Paaamelaaa! - spytał na lotnisku we Francji Pit
 - Co Piotrusiu?
 - A gdzie twój szczeniaczek? - chyba jasne, że go zabrałam
 - O tutaj. - właśnie go dostałam
 - Suuper. - powiedział środkowy - Ooo...
 - Belle n'est-il pas? (Pięknie nieprawdaż?)
 - Co?
 - Pięknie, nieprawdaż?
 - A prawda, prawda...
 - Pamela, idziemy pod wieżę Eiffla? - spytał Misiek K.
 - W sumie... czemu nie. Kto jeszcze idzie?
 - Ale gdzie? - spytał Igła
 - Pod wieżę Eiffla.
 - Ja, ja, ja!
Takim cudem cała drużyna + ja, Lena, Mateusz, Dawid, a także skoczkowie (o których przylot błagali na klęczkach głównie Marcin i Krzysiek) wybraliśmy się pod najbardziej znaną wieżę świata. Nie było nawet tak źle. Siatkarze i skoczkowie zachowywali się kulturalnie, ale ja wiedziałam, że to zwiastuje coś niedobrego...

Lena:
Jesteśmy we Francji. Chłopaki będą grali tu sparingi. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu zabrali nas wszystkich, nawet skoczków. Nie narzekam. Paryż jest piękny, naprawdę trzeba go zobaczyć. Właśnie idziemy na Wieżę Eiffla. Kolejka, jak każdego dnia zdaje się być niemiłosiernie długa. Prawdziwa katorga dla kogoś równie niecierpliwego, co ja.
-Jak ci się podoba?  -usłyszałam głos Dawida, kogoż innego?
-Robi większe wrażenie na widokówkach – uśmiechnęłam się sztucznie z zamiarem przejścia w inne miejsce, lecz chwycił mnie za rękę
-Gdzie się tak spieszysz?
-Tylko nie mów, że sama tego chciałam.
-A nie było tak? – posłał mi szelmowski uśmiech – Nie narzekaj. Aż tak źle chyba nie całuję – dodał chwilę później
Trafił w czuły punkt. Zrobiłam się cała czerwona i zaczęłam uporczywie wpatrywać się w moje buty. Uniósł moją twarz na wysokość swojej i z szelmowskich uśmiechem kontynuował:
-Widzę, że masz wątpliwości. Myślę, że powinienem je rozwiać.
Przyłożył swoje usta do moich i zaczął mnie delikatnie całować. Trzeba przyznać, że chyba faktycznie zależało mu na przekonaniu mnie. Sielankę przerwał krzyk Kota.
-Koleś jesteś mega dziwny, odczep się!
-O, kolega Karol Kłos – powiedziałam znudzona
-Lena jest wróżką!
-Piotrusiu, nie ładnie tak pokazywać palcem – pokręciłam głową
-Pamiętasz oblęt, ym, ym, no wiesz.
-Oblężenie? – uniosłam brew ku górze
-Patrzcie! Prawdziwa wróżka!
-Co za cep, ja nie mogę – westchnął Kubiak
-Spirik mówi…- zaczął Winiarski
-Naprawdę nie obchodzi nas, co myśli o tym Spirik.
-O takich ludziach Alexey mówi…- uniósł palec, ku górze
-Cicho! – krzyknęłam
3 godziny później zdyszani dosłownie wczołgaliśmy się na wieżę. Większość bawiła się w człowieka dżdżownicę. Kto by pomyślał, że sportowcy mają taką słabą kondycję.
„I belive, I can fly” – rozległ się donośny śpiew Ignaczaka. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że biegał po całym tarasie widokowym. Anastasi załamany schował twarz w dłoniach. Osobiście uznałam, że trzeba się zachowywać, jakbym go nie znała. Toteż nie reagowałam na jego donośne: „Lena, Lena!”. Skały nie zjesz, jak to mawia Żyła.
-Mam pomysł! Wykrzyczmy wszystko, co leży nam na sercu! –zaproponował rozentuzjowany Winiar
Było: Kocham tipi, palone żelki, placki, koty, M jak miłość, aż w końcu wszyscy spojrzeli na mnie i stojącego obok Dawida. Dosłownie, bo reszta turystów także z zaciekawieniem oczekiwała naszej reakcji. Poczułam dłoń Dawida, która już za chwilę zamknęła się z moją w uścisku. Popatrzyliśmy się na siebie. On – ewidentnie mający niecny plan, ja – zupełnie zdezorientowana.
-Kocham Lenę i nie udaję! – krzyknął z całych sił. Osłupiałam. Co to miało oznaczać? Żartuje, czy może chce mi przekazać coś ważnego?
-Lenka, teraz czas na ciebie – wyszeptał Piotrek chwilę później
Wybiegłam.
*

Staliśmy przed halą, w której miały odbyć się sparingi. Była tutaj ogromna kula, trochę podobna do tej z teledysku Miley Cyrus. Okropne, naprawdę. Nagle usłyszałam śpiew Piotrka. To nie oznaczało niczego dobrego…