Jak przed paroma miesiącami jechaliśmy sportowym samochodem
mojego brata nie odzywając się do siebie. Tym jednak razem wracaliśmy do
rzeczywistości. Jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia zakończyła się
wraz z trzaśnięciem drzwi pojazdu. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy, więc
zwróciłam głowę w stronę szyby i zacisnęłam dłoń w pięść. Wszystkie wspomnienia
przelatywały w mojej pamięci tworząc genialną w swej prostocie opowieść o
ludziach, których połączyła dziwna przyjaźń.
-Wszystko w porządku?- zapytał Fabian uważnie mnie
obserwując
-Tak – uśmiechnęłam się – Patrz na drogę –dodałam
-Ten rok w Spale był wyjątkowy, co? Ciężko się pożegnać –
pokiwał lekko głową
-To prawda.
-Za rok tu wrócimy, przeżyjemy jeszcze więcej niesamowitych
przygód.
-Brzmi, jak cytat z książki, w której głowni bohaterowie
zwiedzają różnorodne światy albo podróżują w czasie – zachichotałam
-Może nasze życie jest taką powieścią? – zapytał
-Braciszku, od kiedy ty się taki mądry zrobiłeś? – założyłam
ręce na piersi wpatrując się w niego
-Drugi Einstein, prawda? – kontynuował
-Nie będę ranić twoich uczuć –powiedziałam zgryźliwie
-Cóż za niepodobna do ciebie wielkoduszność.
Pokręciłam głową i skupiłam się na drodze. Nim się
obejrzałam odpłynęłam w krainę Morfeusza. Podróże tak na mnie działają,
zazwyczaj spokojnie zasypiam wbrew wszelkim raportom wypadkowym.
***
Poczułam, że ktoś lekko szturcha mnie w ramię, jakby
jednocześnie nie chciał przerywać mojego snu i był zmuszony to zrobić.
Otworzyłam oczy i przez przednią szybę zobaczyłam rodzinny dom.
Te dwa słowa są dla mnie jednymi z najpiękniejszych, jakie
kiedykolwiek, ktokolwiek wymyślił. Emanują spokojem i miłością. Cieszę się, że
miałam tyle szczęścia, aby wychować się w rodzinie, która swoje relacje opiera
na głębokich uczuciach i zaufaniu. Ospale odpięłam pasy, po czym otworzyłam
drzwi samochodu i wyszłam rozprostowując się. Głęboko odetchnęłam. Nawet
powietrze miało tu inny, szczególny zapach. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Ujrzałam otwierające się drzwi domu. Jako pierwszy wyleciał Kapsel – nasze
kochane psisko, zaraz za nim rodzice i brat z minami przepełnionymi
szczęściem, jakbyśmy nie widzieli się od roku.
-Tak się cieszę, że już jesteście! –krzyknęła mama
-Dobrze was widzieć – powiedział Fabian wnosząc walizki, na
co ja tylko pokiwałam głową
Przytulałam każdego z osobna dobre kilka minut. Brakowało
nam siebie.
-Ciężkie jest życie mamy sportowców – zaśmiała się nasza
rodzicielka
-Ale za to, jakie przyjemne są spotkania – objęłam ją
ramieniem
Rozejrzałam się po domu. Wszystko tu było takie znajome,
zupełnie, jakby kilka ścian i przedmiotów było częścią mnie, wyrwaną, aby mogła
dać mi najlepsze schronienie. Znałam tu dosłownie każdy kąt i najmniejszy
zakamarek.
-Magdaleno! – odchrząknął tata, a widząc karcący wzrok mamy
automatycznie się poprawił – To znaczy Lenko…
-Jak uroczo- zaśmieli się moi bracia
-Przemyślałaś może propozycję z Rzeszowa? – dodał nie
zważając na komentarze Tomka i Fabiana
-Tak – odparłam – Postanowiłam tam grać.
-No nie! – krzyknęła mama – Kolejna, której nie zobaczę w
domu przez kilka miesięcy.
Wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem, ale widziałam, że
rodzice są ze mnie dumni, szczególnie tata. Do końca dnia przyłapywałam go,
kiedy patrzył na mnie z mieszanką dumy i nostalgii w głosie. Być może właśnie o
tym marzył.
***
Późnym wieczorem postanowiłam wybrać się na spacer po
okolicy. Chciałam zobaczyć drzewa, na które wchodziliśmy będąc mali, place
zabaw, małe sklepiki, w których dokonywaliśmy pierwszych poważnych zakupów –
lodów za pięćdziesiąt groszy. Tyle się zmieniło od tamtego czasu, ale to
miejsce wciąż jest niezmiennie magiczne.
Kiedy wracałam, na werandzie zauważyłam wtulonych w siebie
rodziców. Przypadkowo usłyszałam kawałek ich rozmowy.
-Po kim te nasze dzieci są takie zwariowane? –westchnął tata
-Zapewne po tobie Wojtku.
W tym momencie usłyszałam melodyjny śmiech obojga. Tu
naprawdę wszystko jest na swoim miejscu.
Pamela:
Siedzę
u siebie w Jastrzębiu-Zdroju. Zostało mi trochę czasu do rozpoczęcia roku
akademickiego. Poznaję Jastrzębie-Zdrój, sąsiadów. Wspominam, przede wszystkim.
Dwa tygodnie temu wróciłam ze Spały. Dwa tygodnie temu zakończyłam piękny wstęp
do nowego rozdziału. Sięgnęłam po najnowszy album zatytułowany „Spała 2013”.
Zaczęłam go przeglądać od końca i przypomniała mi się podróż z Maćkiem.
***
Dwa tygodnie
wcześniej:
Pędzimy
sobie samochodem autostradą sto dwadzieścia na godzinę. Trzeba przegonić trochę
moje autko. Nie ma lekko. Rękę trzymam na kierownicy i stukam w nią w rytm
kolejnych piosenek happysad. Na oczach mam okulary przeciwsłoneczne i wpatruję
się w drogę przed nami. Włosy rozwiewa mi pęd powietrza.
- Skąd pomysł na kabrioleta? – zaczyna rozmowę
piłkarz.
- Prezent od rodziców – wyjaśniam. – Nie wiem
czemu akurat kabriolet.
- Masz spoko rodziców – stwierdził.
- Taa… – powiedziałam tylko.
- A… – zaczął. – Bardzo dobrze znasz Lenę?
- Na tyle, na ile można poznać kogoś przez dłuższy
pobyt w Spale – zamyśliłam się. – Tak, raczej dobrze ją znam.
- To od kiedy ona kręci z tym Dawidem? –
zarumienił się cały.
- Hmm… nie wiem dokładnie – odparłam. – Jak
przyjechał do Spały to chyba już byli razem.
- Aha – powiedział. – Mogę?
Spojrzałam
na niego kątem oka. Wziął aparat.
- Tak, jasne – odparłam. – Więcej tam będzie
chociażby Nowakowskiego, ale co tam. Lena też się znajdzie.
Przez
pewien czas Maciek oglądał zdjęcia. Co jakiś czas pytał:
- To nawet skoczkowie tam byli? To siatkarze
robią ciastka? Kiedy ty mi to zdjęcie zrobiłaś? Czemu tu jest tak dużo tego
szatyna z brodą?
Ostatnie
pytanie zbiło mnie z tropu. Chodziło mu o Kubiaka. Szybko się jednak ogarnęłam.
- Więcej jest Nowakowskiego i mojego brata –
powiedziałam spokojnie.
- Nie wiem – uśmiechnął się. – W sumie jest
fotogeniczny. Kto to?
- Michał Kubiak – odparłam od niechcenia. – O
jest stacja!
Cieszyłam
się, bo bak był już prawie pusty. Zjechałam na stanowisko.
- Orlen – powiedział Maciek. – Chcesz coś ze
sklepu?
- Colę i Skittles wszystkie rodzaje jakie są –
poprosiłam.
Szczerze,
przez Spałę przejadły mi się żelki. Trzeba zacząć jeść też inne słodycze.
- Popatrz co dorzucają – uśmiechnął się
piłkarz, gdy płaciłam za benzynę. – Karty z siatkarzami!
- Łał – od razu rozpoznałam pamiętną sesję z
Kurczak&Kurczak. Te zdjęcia całe szczęście udało mi się wcześniej wrzucić
na komputer i nie kompromitować naszych siatkarzy przed Rybusem. – To jedziemy
dalej.
Dalsza
droga upłynęła nam pod znakiem gadania o banałach. W sumie ten Maciek też nie
był taki zły. Dało się z nim normalnie pogadać, starał się żartować… niczego
sobie facet. Choć nie dziwię się Lenie, że wybrała Dawida.
Gdy
dojechaliśmy do lotniska w Krakowie odpiął pasy.
- No to, mam nadzieję do zobaczenia –
powiedział.
- Do zobaczenia – posłałam mu pokrzepiający
uśmiech. – I powodzenia.
- Nie dziękuję – i zniknął mi z oczu.
***
Od
tamtej pory minęły dwa tygodnie. A ja wciąż wracałam do albumów ze zdjęciami. Z
tyłu każdego coś napisałam. Lubiłam obracać zdjęcia i czytać. A to jakieś
głupoty Piotrka, a to mądrości Pawła, albo cięte komentarze Leny. Propos tej
ostatniej. Czasami ze sobą pisałyśmy. Od czego są sieci społecznościowe? Nie
wiedziałam, że będę aż tak bardzo tęsknić do tych czasów. No cóż, jedyne co mi
zostanie to wybrać się na mecz Jastrzębia. W końcu szanse, że wrócę do Spały są
minimalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz