sobota, 17 maja 2014

Szesnaście.

Pamela:
Nie wiem czemu budzik dzwoni o szóstej trzydzieści, ale zatłukę kogoś kto go nastawił! Chociaż nie, własnemu bratu nic nie mogę zrobić. Jednak nie dane było mi poleżeć w łóżku, gdyż mój piesek zaczął mnie lizać.
 - Mmm - mruknęłam.
 - Siostra wstajemy! - pierwsze co zobaczyłam po zabraniu mi kołdry to była twarz mojego brata.
 - Nie - powiedziałam w poduszkę.
 - Pamelka! - wrzasnął. - Wstawaj!
 - Po co? - jęknęłam. - Jest wpół do siódmej!
 - Oj Pamela - powiedział Mati. - Później nic nie będzie na stołówce.
 - W sumie... - pomyślałam - masz rację. Chodźmy.
No i chcąc czy też nie chcąc zlazłam z łóżka, ogarnęłam się i zeszliśmy na śniadanie. Stołówka już była czynna i przy okazji pusta. Wzięłam płatki, małe opakowanie Nutelli i bułkę. Przynajmniej nie będę głodna.
 - Mati? - zagadnęłam brata. - My w sumie nie nazwaliśmy mojego szczeniaka.
 - Też prawda - potwierdził. - To jak ją nazwiemy?
 - Skąd wiesz, że to ona? - spytałam.
 - Wczoraj był tu weterynarz - uśmiechnął się brat - i powiedział, że to suczka.
 - W takim razie - pomyślałam chwilę... - Babi.
 - Ale tak cię nazywa Daniela - zdziwił się.
 - To przestanie - uśmiechnęłam się.
 - Sama też wzięła psa - powiedział.
 - No i gitara - odparłam.
 - Nazwała go Step - zaśmiał się.
 - Matko, rodzeństwo. Może być - przewróciłam oczami.
 - Pamela? - zaczął niepewnie.
 - Wal - mruknęłam.
 - Możemy dzisiejszy dzień spędzić razem? - spytał. - Tak po prostu?
Uśmiechnęłam się. Mój brat jednak był słodki i kochany. Popatrzyłam na niego z czułością. Od razu przypomniało mi się jak pierwszy raz wzięłam go na ręce. To pociągnęło inne wspomnienia.
 - Jasne - powiedziałam miękko. - Chodź, weźmiemy Babi i po prostu połazimy sobie po Paryżu, deal?
 - Deal - rozpromienił się.
Po chwili szliśmy z Babi chodnikiem. Nie znałam Paryża, ale zaryzykowałam. Chodziliśmy z Mateuszem tak po prostu, po ulicach. Co jakiś czas robiłam zdjęcia, tak wzięłam aparat. Nigdy nie lubiłam zorganizowanych wycieczek. Zawsze wolałam poznać to "prawdziwe" miasto niż zabytki z widokówek. A ten prawdziwy Paryż to był listonosz jadący rowerem, uśmiechnięte dzieci na placu, stłoczone budynki, korki i wiele innych. Widziałam w oczach Mateo zachwyt jakiego nie można podorobić.
 - I jak wycieczka? - zapytałam.
 - Siostra - przytulił się. - Jest cudownie! Zawsze tak zwiedzasz?
 - Zawsze się staram - uśmiechnęłam się.
 - Wiesz, może to banalne i głupie, ale jesteś naj siostrą ever! - powiedział.
 - A ty najlepszym bratem - odbiłam piłeczkę.
Po mieście chodziliśmy jeszcze cały dzień. Nikt nie dzwonił, nikt nas nie szukał, tylko trener przysłał SMS, że mamy wrócić na kolację oraz że jutro wyjeżdżamy.I nic więcej.
 - No brat - powiedziałam około siedemnastej. - Trzeba wracać.
 - A gdzie jesteśmy? - spytał.
 - Pod wieżą Eiffla, czyli nie daleko od hotelu - odparłam.
 - Sistar? - znów zaczął.
 - Num? - uśmiechnęłam się ciepło.
 - Powtórzymy to kiedyś? - popatrzył z nadzieją.
 - Tak, ale w Jastrzębiu-Zdroju, ok? - spytałam.
 - Ok! - ucieszył się.
Po chwili byliśmy już w hotelu. Ostatnie śmiechy i żarty zostawiliśmy za drzwiami. W korytarzu zauważyłam trenera rozmawiającego z Marcinem. Skinęliśmy głowami i poszliśmy dalej.
Gdy wchodziłam do pokoju usłyszałam swoje imię...
 - Pamela, gdzieś się podziewała cały dzień!?

Lena:
-Bartek, nie bądź taki okrutny! Kto wie, może Kuba jeszcze zrobi karierę w KFC – zawołałam
-Siostra, weź zachowaj trochę godności i z nimi nie rozmawiaj – Fabian pokiwał głową z politowaniem
-Mogłam ci to powiedzieć, jak skakałeś niczym małpa – wymamrotałam – O co wam poszło? – dodałam głośniej
Mój braciszek wydawał się być zupełnie zdezorientowany. Czyżby moja kobieca intuicja mnie zawiodła?
-Posprzeczaliśmy się na treningu, o jakość mojego rozegrania i wysokość wystawianej piłki, tyle – powiedział i wgryzł się w kanapkę
-Na wasze nieszczęście siatkówka jest sportem zespołowym i żeby dobrze funkcjonować musicie schować dumę do kieszeni, a potem podać sobie ręce, jak mężczyźni, a nie ciapy. Którymi czasem jesteście –pomyślałam
-Nie musisz mi o tym przypominać  - udawał urażonego
-Słyszeliście, że mają przyjechać sponsorzy wraz ze swoimi nadwornymi fotografami? Szykuje się sesja zdjęciowa. Jak dobrze pójdzie, to dostanę kawę, a nie kanapkę, jak ostatnio. W każdym razie, już ćwiczę pozy.
Osłupieliśmy. Wpatrywaliśmy się w Piotrka nie mówiąc zupełnie nic. Przecież on nigdy nie pałał taką radością w stosunku do jakichkolwiek zdjęć!
-Ojeju, dobra, macie mnie. Potrzebuję nowego profilowego na facebooka – pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć: „Dlaczego muszę żyć z idiotami?”
-Wspaniale! Będę miała więcej okazji do pośmiania się z was – uniosłam kciuk ku górze
-Spokojnie, my już coś wymyślimy – Ignaczak miał minę szalonego naukowca
-Jesteśmy nieprzewidywalni, jak śnieg w kwietniu – złowieszczy śmiech Możdżonka rozniósł się po całym pomieszczeniu
Nawet on?
Chyba zwariuję!
Ratunku?
Ratunku!
-Nie udawaj Lenka. Jesteś jedną z nas, nasze żarty cię przesiąknęły – Winiarski poklepał mnie po plecach
-Zdejmij tego plastrowego krzyżaka z moich pleców, Michale jeżeliś łaskaw, proszę – odpowiedziałam spokojnie
-A-a-ale skąd ty… -dukał
-W końcu jestem przesiąknięta waszymi żartami, nie? – uśmiechnęłam się lekko

niedziela, 4 maja 2014

Piętnaście.

Lena:
Przez moje ciało przeszedł ciepły dreszcz. Przypomniałam sobie wszystko. Mimowolnie uśmiechnęłam się. To była dobra noc. Nawet gwiazdy świeciły jakoś jaśniej…
*
Weszłam na stołówkę. Przez chwilę rozglądałam się po jasnym pomieszczeniu. Chciałam GO zobaczyć, spotkać JEGO spojrzenie. Chociaż, właściwie dlaczego mi na tym zależy? Potrząsnęłam głową. Ogarnij się Lena! No, tak lepiej. Wybij sobie z głowy jakieś miłostki!
Usiadłam przy stoliku obok mojego brata. Z bliżej nieznanego mi powodu był sam.
-Coś się stało? – spytałam troskliwie, niczym matka
-Nie, dlaczego? – ocknął się z transu
-Mizernie wyglądasz – posłałam mu ciepły uśmiech, jakbym chciała otulić jego zbolałe serce
-Jestem zmęczony, ty chyba też nie spałaś, co?
-Krótko – odpowiedziałam lakonicznie
-Ktoś ci przeszkadzał? – zadziorny uśmiech pojawił się na jego twarzy
A to drań! Czerpie radość z nabijania się z młodszej siostry! Kto by pomyślał… Taki dobry dzieciak z niego był.
-Układa się wam z Dawidkiem widzę –kontynuował przedstawienie
-Siły wróciły? – zapytałam z przekąsem
-Faktycznie! Zobacz, działasz cuda Lenka – moim oczom ukazały się rzędy śnieżnobiałych zębów
-Poczucie humoru ci się wyostrzyło.
-Możliwe, nie przeczę.
Wszedł. Obejrzał się, chyba mnie szukał. Poczułam, że moje serce zaczyna bić z częstotliwością tysiąc razy na sekundę. Znalazł. Patrzyłam prosto w jego tęczówki. Świat dookoła przestał mieć znaczenie. Uśmiechnął się, ale nie tak, jak robił to do tej pory, tak, że bałam się, iż zaraz zrobi coś głupiego. To był ciepły, pokrzepiający uśmiech. Odwzajemniłam go. Zauważyłam, że podąża w stronę naszego stolika. Pospiesznie spojrzałam na Fabiana. Był wyraźnie rozbawiony. Przeniosłam wzrok na Dawida, zaczęłam kręcić głową. Nie, nie rób tego!
Nie zrozumiał.
-Lena, mogłabyś porozmawiać z Krzysiem, bo ja muszę odbyć męską rozmowę z Dawidem.
Nowo przybyło gość popatrzył na mnie zmieszany.
-Mówiłam, żebyś nie podchodził – wzruszyłam ramionami i wróciłam do konsumpcji śniadania
-A-a-ale –jąkał się
-Spokojnie, stary. Żartowałem – poklepał go po ramieniu śmiejąc się nieustannie
-Mój brat nabiera chęci do życia, jak mi dokucza – uśmiechnęłam się przesadnie
-Czyli wszystko z nim w porządku.
-Dzięki, zawsze wiedziałam, że można na ciebie liczyć.
-Jestem marnym aktorem- puścił mi oczko – Mówię, co myślę.
Zarumieniłam się. Drań!
Kurczę, zdecydowanie za często używam tego słowa. Może czas poszukać gorszego określenia synonimu?
-Jesteś rudy! Zawsze będziesz miał gorzej! Ludzie nie akceptują takich jak ty! – usłyszałam wrzask Kurka
-Nawet, jak będę chciał pracować w KFC po zakończeniu kariery? - zawył Jarski
-Tym bardziej! – zamachnął rękami, tak, że strącił większość kubków i parę talerzy
Lenka, wracamy na Ziemię. Kolejny zwyczajny, niezwyczajny dzień.
Pamela:
Dziś postanowiłam ominąć szerszym łukiem stołówkę pełną siatkarzy. Tak na wszelki wypadek. Poza tym ja nie nie oceniam ludzi po wyglądzie, a na słowo "Rudy" już mogłam przypuszczać co się święci. Postanowiłam pójść się przejść, jednak:
 - Babi! - a niech mnie licho, co tu robi...
 - Daniela, co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
 - A Mateusz powiedział, że cię tu znajdę, chodź jedziemy na miasto - przyjaciółka zaczęła ciągnąć mnie za rękaw.
 - Poczekaj - przystopowałam - muszę iść po swojego pieska i powiedzieć Matiemu, że z tobą jadę.
 - Ok - wsiada do czerwonego Smarta. - Czekam tutaj.
Szybko zawracam się do hotelu, wpadam do pokoju, zabieram szczeniaka i budzę brata:
 - Mati, jestem na mieście z Danielą - całuję go w czoło i znikam.
Na korytarzu zderzam się z Zibim.
 - O cześć - zaczynam. - Właśnie cię szukałam. Jadę teraz na miasto, więc zadzwonię, gdzie masz się stawić na obiad.
 - Okej - uśmiecha się Bartman, a ja już pędzę do Dani.
 - Jestem - mówię wsiadając do samochodu.
 - Ale śliczny piesio! - zachwyca się dziewczyna.
 - Chcesz mamy jeszcze na stanie - uśmiecham się.
 - Nie wiem, zobaczę - i już wiem, że jednego weźmie.
 - To po co mnie tu ściągałaś? - pytam.
 - Mogłabym powiedzieć, że po to by pogadać, ale nie - zaczyna.
 - To o co chodzi? - dopytuję.
 - Pamiętasz to moje mieszkanie w Jastrzębiu-Zdroju? - pyta.
 - O ile wiem, to mieszkanie twoich rodziców - mówię.
 - To samo. Jest wynajęte, a ja muszę wrócić - kontynuuje.
 - I? - pytam.
 - Mogłabyś wynająć jeden pokój mojemu lokatorowi? - przechodzi do sedna.
Uśmiecham się sprytnie, analizując to co mi powiedziała Daniela.Wiem, że jej mieszkanie wynajmuje jakiś facet...
 - Co z tego będę miała? - pytam.
 - Co tylko zechcesz, ale nie ciągle - śmieje się.
 - A kto wynajmuje? - pytam ponownie.
 - Facet w naszym wieku. Spokojnie, bezpieczny jest - uśmiecha się.
 - Ja myślę - posyłam jej spojrzenie. - Niech będzie, to gdzie teraz?
 - Na podbój galerii! - obie zaczynamy się śmiać.
Do galerii nie jest daleko, gorzej z miejscem na samochód, ale się udaje. Chodząc po sklepach rozmawiamy o naszych studiach. W końcu razem będziemy je zaczynać i miejmy nadzieję kończyć. Czas szybko nam mijał. Nie ma to jak zakupy z przyjaciółką. Ona miała już pięć toreb ciuchów, a ja sześć książek. Takie to jesteśmy.
 - Dobra kochanie - zaczyna Daniela. - Muszę jechać, a co ze szczeniaczkiem?
 - To jedź do hotelu, mój brat wszystko wie - uśmiecham się.
 - A ty? - pyta.
 - A ja - ponad głowami przechodniów widzę Zbyśka - mam towarzystwo.
 - Ok, to do zobaczenia Babi - cmoka mnie w policzek i już jej nie ma.
 - Kto to był? - pyta Zibi.
 - Przyjaciółka - uśmiecham się.
 - Babi? - dopytuje.
 - Tak, bohaterka książki - zaczynam się śmiać.
 - Aha, to gdzie idziemy? - zapytuje.
 - Jest tu taka fajna restauracja - uśmiecham się.
 - Prowadź madame - uśmiecha się.
Znów zapowiada się miłe popołudnie. Zbyszek jest świetnym kompanem do rozmów i żartów. Zanim siądziemy do stolika pytam jeszcze:
 - Na kolacje wracamy do hotelu?
 - Musimy - puszcza mi oczko.
 - No dobrze - uśmiecham się.
No, więc mam jasno określony plan. Nie jest źle. Ciekawe tylko co będzie jutro...